Reklama

Białas "H8M5": Poemat o wygrywaniu życia [RECENZJA]

Trzydzieści płyt w karierze? Tylu nie mają nawet podstarzali rockmani, którzy ciągle szukają poklasku w boomerskich programach telewizyjnych. A Białas udowadnia, że takie liczby są możliwe także u polskiego rapera, a mimo wtórności w swoich tekstach, można nie zejść poniżej pewnego poziomu.

Trzydzieści płyt w karierze? Tylu nie mają nawet podstarzali rockmani, którzy ciągle szukają poklasku w boomerskich programach telewizyjnych. A Białas udowadnia, że takie liczby są możliwe także u polskiego rapera, a mimo wtórności w swoich tekstach, można nie zejść poniżej pewnego poziomu.
Okładka płyty "H8M5" Białasa /

Wielu rodzimych raperów myśli, że wie jak wygrywać życie, jednak zapomina przy tym, że na barwne opisywanie wyimaginowanej rzeczywistości nie każdy da się nabrać. "To są zakłamani pozoranci pięknych żyć" podążając za jedną z refleksji Białasa, którą można znaleźć na "H8M5". Co innego zaś u niego. Gdy rapuje "Jak widzę pieniądze na ulicach to sobie chodzę po nich, nigdy po nie się nie schylam / One mi lecą z nieba, a ja otwieram plecak i jak go napełnię to się zawijam" to mu się zwyczajnie wierzy. Dodatkowo wrażenia zostają spotęgowane zwłaszcza wtedy, gdy prześledzi się jego karierę - od zera do bohatera, którego słuchają i dzieciaki z ulicy, i studenci, i smutni panowie z korporacji.

Reklama

Jakże inne jest "H8M5" od wydanej kilka miesięcy temu świetnej EP-ki "H8". Więcej tu sukcesów i efektów z przebycia trudnej drogi, niż pokonywania własnych słabości i płaczu. Znacznie mniej bólu, za to jest więcej rzeczy, z których cieszy się zarówno zwykły Kowalski, jak i potomek milionera. Przez to album można traktować dwojako: albo jako podręcznik, który uczy, jak swoją konsekwencją i talentem można osiągnąć sukces, albo jako kolejne mniej lub bardziej udanej przechwałki. Wygrywa jednak to pierwsze.

"Jestem legendą, nie słyszałeś o mnie? Dobra, nie p*** / Nawinąłem najwięcej punchy w tym kraju, najlepsze wersy kojarzą się ze mną" przekazuje w "Nowej legendzie" i ciężko się z tym nie zgodzić. Białas stawia na swoje sprawdzone patenty, zwłaszcza w pojedynczych, często niezbyt odkrywczych, rymach - "Bo ja nawet jak przechodziłem przez piekło / To mi się upiekło" w "Sępach", wielokrotnie porusza też wątki, które tylko z pozoru są zlepkiem niewiele znaczących wersów. Przykład? "Właśnie wiezie mnie do studia z Ukrainy jakiś pan / Ale mi nie przeszkadza w tym kraju, przecież wyjeżdżałem sam" z "W imię ojca trapu". Kto wie, czy wśród swojego targetu nie zrobił dla zwiększenia tolerancji jeszcze więcej niż plakaty na mieście czy dyskusje w social mediach. Genialne i jakże celne.

Na raperze z Teresina można polegać zawsze, jednak zbyt wiele dobrego nie można napisać o gościach. W przeciwieństwie do "H8", gdzie nawet White 2115 wspiął się na swoje wyżyny i stał się na chwilę więcej niż słuchalny, na "H8M5" pomiędzy gospodarzem a resztą jest przepaść. Szpaku w tym roku formę ma nierówną - zwrotka, a w zasadzie wydzieranie się, w "Sępach" nawet nie stało obok wyczynów z "Dzieci duchów". "Swoosh gang" z Pezetem zapowiadał się na hit, jednak zmiana magenty na bubble róż nie wyszła na dobre, chociaż "Tak ubieram w słowa rzeczywistość, że mnie nazywają projektantem" przynajmniej bawi. Smolasty miał lepsze refreny niż w "Toniemy", nawet na swojej średnio udanej tegorocznej solówce, ale linijki lepiej niech zostawi Białasowi. Niesamowite jest, jak bardzo ostatnio loty obniżył Bedoes, którego kolejne reminiscencje i wewnętrzne rozterki najzwyczajniej nudzą. Kara zaś udowadnia, że jeszcze musi poczekać na swoją szansę. I to raczej długo, bo trzeba się podszkolić w pisaniu i zwiększyć elastyczność flow, bo nagrywanie na modłę uliczników sprzed kilkunastu lat razi aż za bardzo. Patrząc jednak na to, jak po swoje szła Rena, to jest jakaś tam nadzieja.

Nie mogę mieć zastrzeżeń do podkładów. Jak to u Białasa - klasa, mimo że jest bardziej różnorodnie niż ostatnio i to nie tylko ze względu na ksywki odpowiedzialne za podkłady. Lanek nie tylko na chwilę przypomina dawne polskie dzieje w "Inwazji", ale i ponownie przenosi na Wyspy w "Mojej winie" czy łączy Londyn z Houston w "W imię ojca trapu". Najwięcej też tu kombinuje, jak zwykle stylowo, więc czym prędzej warto sprawdzić "Swoosh gang". Got Barss niszczy głębią w "Nowej legendzie", a w "Toniemy" pokazuje, że ma również rękę do tworzenia hitowych melodii, podobnie jak SHDØW w "Morfinie". No i osamotniony Deemz z jednym "Na ulicy", ale za to najlepszym.

"Jak nie ufasz mi, że kraj się ugnie przez tę płytę / To zaufaj człowiekowi, co zbudował Republikę" z otwierającej "Inwazji" można potraktować jako najlepsze podsumowanie "H8M5". Świetnie wyprodukowane, z gospodarzem, który nie pozwala sobie skraść show.

Wtórna, z mniejszą liczbą punchy i obfitująca w przykłady dla kolejnych raperów, którzy chcą się przebić. Nie wiadomo tylko po co mają to robić, więc może niech posłuchają rad Białasa i zajmą się czymś innym. Niekoniecznie deweloperką, bo budować wcale nie jest tak łatwo. A autor "H8M5" chyba coś o tym wie.

Białas "H8M5", SBM Label

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Białas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama