Reklama

Bartek Królik "Pan od muzyki": Bo w muzyce jest życie, uśmiech i radość [RECENZJA]

Są takie płyty, na które czeka się latami. Część z nich ostatecznie zawodzi, jednak trafiają się też takie, które nie dość, że spełniają wszystkie oczekiwania, to w dodatku dają coś więcej. Tak jest z "Panem od muzyki", przy którym należy sobie zadać jedno, z*** ważne pytanie - dlaczego Bartek Królik tak długo kazał na ten album czekać?!

Są takie płyty, na które czeka się latami. Część z nich ostatecznie zawodzi, jednak trafiają się też takie, które nie dość, że spełniają wszystkie oczekiwania, to w dodatku dają coś więcej. Tak jest z "Panem od muzyki", przy którym należy sobie zadać jedno, z*** ważne pytanie - dlaczego Bartek Królik tak długo kazał na ten album czekać?!
Bartek Królik na okładce płyty "Pan od muzyki" /

W końcu. Mimo, że 2020 to nie 2003 to nie zmienia to faktu, że jeden z najważniejszych kompozytorów polskiej muzyki rozrywkowej w końcu "odpuścił" pisanie dla innych (a przez te wszystkie lata przewinęło się różne towarzystwo, m.in.: Sistars, Tede, Łąki Łan i Agnieszka Chylińska) i postawił na własne, autorskie dzieło. I wydaje się, że przez ten czas, Bartek Królik zbierał najlepsze szkice i schował je do szuflady, żeby dojrzewały i czekały na odpowiednią porę. Taką jak ta, bo debiut ma się tylko raz.

"Pan od muzyki" okazuje się albumem z najbardziej celnym tytułem w ostatnich miesiącach. Wypada tu zacząć od pochwał i największa niech będzie już na samym początku, bo płyta ma w sobie... pełno muzyki, która jest wizją człowieka, który jest przykładem dla innych - świetnego instrumentalisty i wokalisty, doskonałego kompozytora i postaci, która wzbudza pozytywne emocje. Pana od muzyki, który rozpisał ją na wiele instrumentów (od klawiszy, fantastyczne gitary, po saksofony) i nagrał z udziałem wielu wokalistów, wśród których są m.in. Tomson, Kasia Moś, Mrozu i Ania Szarmach, a to przecież tylko niewielka część artystów zamieszanych w powstanie tej płyty. Lista płac muzyków jest długa, czasami zaskakująca, ale każdy przynajmniej wie co ma robić i nie ma tutaj żadnego przypadku.

Reklama

Funkujące klimaty są tu środowiskiem naturalnym. Bartek Królik postawił na esencjonalne melodie, czerpiące garściami z funku (genialny jest tu "Ten tłusty bit", wow), disco, r'n'b, soulu i... new jack swingu, który z archiwów został odkopany m.in. w "Historii", "Więcej pary" i "Niskim tonie". Ze świetnie płynącym basem (koniecznie tu trzeba wyróżnić w "Nad rzekę" i "Rękach"), hookami i tekstami, za które odpowiadają m.in. siostry Przybysz, sprawiającymi że na ustach automatycznie pojawia się uśmiech.

Bo jak gospodarz śpiewa w otwierającej piosence - "Moja muzyka do snu ukołysze, ze snu cię potem wybudzi / Rozgrzeje ciało, pobudzi duszę, bo to jest muzyka dla ludzi" - to nie da się nie odnieść wrażenia, że coś uniwersalnego może mieć olbrzymią zaletę. I to wszystko bez namiętnie konsumowanych współczesnych zabiegów, przynajmniej w tym wymiarze z przesadzonym na siłę auto tunem i, co najważniejsze, bez usilnej próby zadowolenia każdego. A i tak paradoks jest taki, że album spodoba się wszystkim.

Postawmy sobie też sprawę jasno - Bartek Królik nie odkrywa muzyki na nowo. On nawet się nią nie bawi, nie kombinuje i nie sili się na oryginalność. Stawia na sprawdzone patenty, uniwersalne teksty, hooki i chwytliwe refreny. I to sprawdza się znakomicie, bo kompozycje są bardzo rozbudowane - czy to mówimy o chórkach w "Raju" czy "Z ręka na sercu", które brzmią tu niczym rasowe gospel, imponujących dęciakach w "Chodź" i solówkach w "Tym tłustym bicie" lub zabawie ze skreczami w "Niskim tonie". Dzieje się tu bardzo, ale to naprawdę bardzo dużo, a efekt końcowy jest piorunujący, bo całość trafia gdzieś pomiędzy twórczość Prince'a, Earth, Wind and Fire a nasze Kombi. I ta hybryda okazuje się więcej niż zgrabna, bo pan od muzyki doskonale czuje to, co robi i ma nad wszystkim kontrolę.

Szukanie na siłę wad w "Panu od muzyki" jest zajęciem... nie na miejscu. Jasne, znajdą się i tacy, którzy przyczepią się do niektórych tekstów, ginącym pomiędzy genialną muzyką a przyjemnym, ciepłym wokalem Królika. Bartka oczywiście. Również ta syntetyczna, łąkiłanowa "Ręka" wydaje się tu zbędna, ale warto sobie jednocześnie zadać pytanie, czy ma to aż tak duże znaczenie? Żadnego, bo tak radosnych, uniwersalnych - zarówno do relaksu jak i zabawy - albumów na naszym podwórku nie spotyka się często.

Bartek Królik "Pan od muzyki", BMR Bear Music Records / Agora

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bartek Królik | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy