Reklama

Bad trip

Patricia Kazadi "Trip", EMI Music Polska

Patricia Kazadi ma zaledwie 25 lat, a mimo to dziwi, że dopiero teraz postanowiła zadebiutować pełnym albumem. Fani hip hopu pamiętają ją z udanych featuringów na płytach Flexxipu, 2Cztery7 czy O$ki w połowie zeszłej dekady, widzowie telewizji z udziału w talent-show, zarówno w charakterze uczestniczki jak i prowadzącej. Jak sprawdza się jako autorka długogrającego, solowego krążka?

Płyta "Trip" jest ponoć wynikiem 10-letniej muzycznej podróży Patricii. Po pierwszym przesłuchaniu nasuwa się pytanie, czy to złe fale zniosły ją na mętne wody, czy może punkt docelowy podróży był źle obrany. Ze wszystkich rzeczy, które wokalistka nagrała i usłyszała przez dekadę zostaje tylko to, co tak nieznośnie wywołuje deja vu, dodatkowo mało przyjemne.

Reklama

Gdy wejdziemy do jakiegokolwiek sieciowego sklepu muzycznego, w dowolnym miejscu w Europie i poszukamy wśród płyt dziewczyn z chętką na międzynarodową karierę, dostaniemy dokładnie takie albumy jak "Trip". Jest ich mnóstwo, a debiut Kazadi jest niestety tylko kolejnym takim samym krążkiem, którego nie wyróżnia nic.

Kiedy funkcjonowała pod pseudonimem Trish, zwracała na siebie uwagę ciekawą barwą głosu. Tutaj brzmi zupełnie standardowo. Czy wynika to ze spłaszczonych i bezdusznych popowych produkcji bez wyrazu czy ze stylistyki melodii, które artystka zdecydowała się zaśpiewać? Może po prostu przekonanie, że lekcje posługiwania się głosem wystarczą, żeby zrobić pop na światowym poziomie?

Płyta została zrobiona w taki sposób, żeby technicznie wszystko było prawidłowo, brzmieniowo zadbać o pełny profesjonalizm, ale poza tym nie wnieść niczego własnego. "Trip" jako album nie ma żadnych cech indywidualnych, to muzyka masowa, w którą trudno wsiąknąć. Bo po prostu nie ma w co.

Polskie teksty napisali dla Patricii Andrzej Piaseczny i Karolina Kozak. "Więcej plaż i więcej słońca/ Więcej sił by nie przestawać biec/ Więcej miejsc by noc przetańczyć/ Kiedy jesteś ze mną, nic już nie liczy się" - ten fragment doskonale reprezentuje liryczny poziom tej płyty. Ograne frazesy, brak jakiejkolwiek językowej gracji, sztampa, brak wyczucia. Po angielsku jak wiadomo wszystko brzmi lepiej i mądrzej, ale to cały czas linijki, które nie zostaną w głowie, bo nic w nich nie ma.

Co do posługiwania się głosem, co mogłoby taką płytę uratować, wnieść wyjątkową melodykę, wyraźne brzmienie, porywające solówki... Nic z tego. Mnóstwo zupełnie niepotrzebnych, irytujących, kuriozalnych ozdobników, mruczenia i jęczanego "yeah". Przy końcówce płyty z balladowym "Nie tak po prostu" ciężko jest wytrzymać - mazgajowate, nieszczere popisywanie się, które kompletnie nie robi wrażenia. Kiedy w "Zabraknie" prowadząca "X Factora" próbuje agresywniej ryknąć, robi się śmiesznie. Jest zdecydowanie bliżej Gosi Andrzejewicz niż Whitney Houston.

Płytę wyprodukowało wielu producentów, ale rozróżnienie jakichś stylów jest tutaj niewykonalne. Do zaakceptowania jest "In My Car" z nieco bardziej wyrazistym i zdecydowanym refrenem i elektroniką, która czemuś służy, dodaje odrobinę ostrości, której na tej płycie ze świecą szukać... Poza tym? Po sprawdzeniu zdecydowanej większości utworów ma się wrażenie, że się to już słyszało, ale ciężko ustalić gdzie. Dlatego, że takie rzeczy się zapomina i się za nimi nie tęskni. Nie ma nic złego w tym, że Patricia chciała przymierzyć trochę większe buty i z miejsca zrobić album dla każdego. Muzyczna uniwersalność to zaleta, z tym że "Trip" nie jest dla wszystkich. Jest dla nikogo.

Może dla samej autorki będzie zimnym prysznicem, który sprawi, że określi to, co chce robić w muzyce i co ma do dodania od siebie. Nawet jeśli kolejne single trafią na rotację mainstreamowych stacji radiowych i tak nikt nie zapamięta, kto to był i jak nazywał się kawałek. Będzie tylko kolejnymi trzema minutami muzyki z radia.

2/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Patricia Kazadi | recenzja | Trip
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy