Reklama

Algiers "There Is No Year": Sztuka hałasu [RECENZJA]

Czekaliście na zespół, który wykrzyczy na pełnym wk**wie i do tego w sposób przekonujący cały swój bunt przeciwko krwiożerczemu kapitalizmowi, społecznym nierównościom, politycznej korupcji i niszczeniu naszej planety przez korporacje? No to proszę bardzo, odpalcie najnowszy album Algiers i przekonajcie się sami, że muzyka gitarowa może posiadać w dzisiejszym, ponowoczesnym świecie znaczącą siłę rażenia.

Przyznam, że nie do końca rozumiem, dlaczego pochodząca z Atlanty grupa dowodzona przez ciemnoskórego wokalistę, Franklina Jamesa Fishera, nie zdołała do tej pory zdobyć dużej popularności. Nawet wspólna trasa z takim gigantem jak Depeche Mode nie za bardzo pomogła Algiers wypłynąć na szersze wody. Być może muzyka zespołu jest zwyczajnie zbyt wymagająca i zbyt złożona, jeśli idzie o warstwę dźwiękową i tekstową, aby zdobyć serca milionów.

Dlatego pewnie już na zawsze Amerykanie będą skazani na "underground" i granie koncertów w mniejszych klubach i na średniej wielkości festiwalach. Wydany właśnie trzeci album kapeli "There Is No Year" też zapewne przejdzie bez większego echa i nie skupi na sobie tak dużego zainteresowania, na jakie zasługuje.

Reklama

Jacy są Algiersi a.d. 2020? Przede wszystkim jeszcze bardziej wkurzeni, jeszcze bardziej intensywni, jeszcze bardziej bezkompromisowi i dzięki temu jeszcze bardziej porywający. Muzycy aplikują nam bez znieczulenia swoją gęstą miksturę, kipiącą rockowym szaleństwem wymieszanym z post-punkową rytmiką, soulowym dystansem, zakorzenioną w R&B lekkością i frapującą elektroniką. Niezależnie od obranego stylistycznego kursu zespół nie zbacza jednak ani chwilę na mielizny i bezdroża.

Obojętnie czy mamy do czynienia z przebojowym, lekko funkującym "Dispossesion", oprawionym w industrialną skórę "There Is No Year", szorstko-punkowo-syntetycznym "Unoccupited", brutalnym "Void" czy zatopionym w melancholii "Wait For The Sound" - wszystkie te stylistyczne i odważne eskapady brzmią po prostu znakomicie. Nowy album Algiers to coś więcej niż porcja niezłych gitarowych kawałków - to prawdziwy, obudowany filozofią i myślą społeczną manifest, wzywający do oporu i walki o lepsze jutro. Jeśli muzyka rockowa potrafi być jeszcze sztuką, to Algiers uprawiają sztukę hałasu, jedyną w swoim rodzaju i porażającą.

Kapitan tej rozbujałej łajby, Fisher, obdarzony jest niesamowitą, naturalną siłą głosu, którą potrafi w pełni wykorzystać, czy to krzycząc, szepcząc, czy śpiewając łagodniejsze partie. Z szybkością karabinu maszynowego wyrzuca z siebie nasycone emocjami słowa, pełne gniewu i trafiające w samo sedno. On po prostu chce nami, słuchaczami, wstrząsnąć, wytrącić nas z egzystencjalnej strefy komfortu, zmusić do konfrontacji z niepokojącymi pytaniami, wymagającymi nieoczywistych odpowiedzi. Co ciekawe, wszystkie teksty, które trafiły na płytę mają swoje źródło w siedmiusetwersowym wierszu zatytułowanym "Misophonia", który James stworzył w momencie pogłębionego osobistego kryzysu i zwątpienia w sens życia.

"There Is No Year" jest płytą wymagającą, wymuszającą wręcz maksymalne skupienie przez odbiorców. Tylko wtedy można pojąć jej pełen potencjał, wagę i znaczenie. Odważycie się z nią zmierzyć?

Algiers "There Is No Year", Sonic

9/10

PS Algiers zagrają 20 lutego w Klubie Hybrydy w Warszawie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Algiers | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy