Reklama

Alfabet "ABCD": Dobrze, konkretnie, ostro [RECENZJA]

Klasyka, która nie nudzi, bez żadnego grzebania w trumnach. Bezczelność, która imponuje zamiast irytować. A do tego mnóstwo uznania dla ludzi sprayu, mikrofonu i gramofonu. Pierwsza wspólna płyta Ero JWP i Głowy PMM przypomina, że o szacunek się w hip hopie nie prosi, szacunek się zdobywa.

Klasyka, która nie nudzi, bez żadnego grzebania w trumnach. Bezczelność, która imponuje zamiast irytować. A do tego mnóstwo uznania dla ludzi sprayu, mikrofonu i gramofonu. Pierwsza wspólna płyta Ero JWP i Głowy PMM przypomina, że o szacunek się w hip hopie nie prosi, szacunek się zdobywa.
Okładka płyty "ABCD" projektu Alfabet /

Jeżeli rzuca się temat związków Szczecina z Warszawą, to na myśl przychodzi raczej dawna zgoda kibicowska niż rap. Owszem - Łona, Głowa, Bonson czy Sobota mogli natrzaskać sporo gościnnych zwrotek ze stołecznymi nawijaczami, ale kiedy przyszło do większych, albumowych kooperacji, to "paprykarzom" jakoś bliżej było na południe. Wspomniany Bons upodobał sobie na przykład współpracę z chłopakiem z Bogatyni, Major SPZ mikrofonowego partnera znalazł w gościu z Krakowa. Teraz sytuacja się zmienia, bo na horyzoncie jest szczecińsko-warszawskie, kobiece WRR, właśnie też ukazał się też godny uwagi projekt Alfabet. I to o nim więcej poniżej.

Reklama

Za nową nazwą kryją się starzy wyjadacze - Ero z ekipy JWP/BC, facet, który jeszcze przed ozłoconym bez problemu, solowym debiutem miał na scenie godną pozazdroszczenia pozycję i Głowa, którego zasłużone PMM było wydawane przez Sokoła, produkowane przez Ostrego, odwiedzane przez m.in. Palucha i Grammatik. W dwóch słowach - historia hip hopu.

Żeby odejść od tej pomnikowej prezentacji, trzeba wspomnieć, że panowie współprace "na zewnątrz" lubią, co nie znaczy, że zawsze wychodzą im zgodnie z oczekiwaniami. Szlagier tego pierwszego (z Pono i Hazzidym) trudno nazwać szlagierem, tak samo Gruz Braders (z Bonsonem i TKZetorem) tego drugiego niczego nie zgruzowali. Alfabet wcale nie musiał się więc udać. Mógł spaść z pieca jak abecadło.

No więc udał się. Przechwałki nie mają nic z mitomanii, rozdawane na lewo i prawo ukłony dla ludzi z panteonu polskiego rapu nic z kurtuazji, porównania wykorzystujące zaimek "jak" nie irytują. Wszystko (poza paroma literówkami) tu się zgadza - od oprawy graficznej Cezarego Szewczyka po mistrzowski skrecz DJ-ów: Twistera i Falcona1. Profesurę na gramofonach pragnę stanowczo podkreślić, bo skrecz i cut nie jest tu przyprawą, którą wypada dodać. Dopełnia i kompletuje kawałki. Tak jakby producent kleił podkłady ze świadomością, że trzeba miejsce na niego uwzględnić.

Narrację całości narzuca pierwszy, mocarny skądinąd refren z singlowego "Przyszliśmy wyjaśnić" - "Przyszliśmy wyjaśnić, że tak to ma grać / Masz nasz towar brać, wersy jak pacierz znać". Bity Remazza przedstawiają się same, ale przecież nut i tabulatur nie dołączę, więc poleci kolejny cytat, ze zwrotki Głowy w "Jednym strzale" - "Dudni bit sk****syn, zmusza mnie do zbrodni / Szczeciński MVP ma ten styl - chodź i dotknij".

Swoją drogą, choć słychać, że życie obeszło się z północnym raperem trochę okrutniej niż z kolegą, mocniej pobrzmiewa u niego ciężki, uliczny reportaż, jednak nie traci rezonu. Flow nie muli, czuć zadzior słyszany już na "Pokoju nr.10" PMM. Na uwagę zasługują popisowe, battlerapowe końcówki wejść. Choćby "Nierobem nie jestem, ale nie robię za grosze / kula, która leci po mnie, zadziała jak rykoszet" ("Salut") bądź "Pluję na cenzurę, każdy wers łatwopalny / tu każdej podróbie wrzucę suszarę do wanny" ("Prąd").

Ero to Ero i można pytać, kiedy wyrazisty, charakterystyczny, przy tym mocno eksploatowany sposób układania i artykułowania wersów się słuchaczowi ostatecznie przeje, przy czym odpowiadam od razu, że jeszcze nie teraz. Przeciwnie, tak jak zawsze utrzymuję, że dopiero przejarane gardło zapala mu wersy i nie jest to emce do czytania, tak tym razem wkładkę czytam z przyjemnością, żeby pocieszyć się niepoprawnym, ostrym, warszawskim humorem w "Naszym jazzie", podążać za skojarzeniami w stylu "zbić fortunę jak słoń w składzie porcelany" czy zobaczyć w formie liter (w końcu to Alfabet) jedne z najbardziej naturalnych punchlines na rapowych płytach, na przykład padające w "Nie znam nut" - "I mówię ci, w tym roku Michał przy******li sztosem / że nawet moje posty będziesz czytać moim głosem".

Głowa i Ero zdążyli się wcześniej nawspółpracować, czuć więc nie tylko to, że obaj są w sztosie, ale i chemię między nimi zbudowaną na czymś ponad to, że głosy pasują barwowo. Najbardziej, gdy wymieniają nie zwrotki, a pojedyncze wersy po nich. Chciałoby się tego więcej. Z kolei u Remazza atutem jest to, że nie wyskakuje z lodówki, przez co jego podejście do robionej już milion razy hiphopowej klasyki wydaje się inne. Wcale nie jest tłusto. Puszczony, melodyjny sampel w kapitalnym "Sean Price Tribute" nie powoduje, że robi się milutko.

"Przyszliśmy wyjaśnić" brzmi przestrzennie, zimno, może nawet trochę metalicznie i twardo. Pętlone pianinko w "Fachu" budzi niepokój. Wrogo. "Jeden strzał" to piwniczniak, nie łamacz karków. "Ostateczna oferta" jest niemal apokaliptyczna. Z drugiej strony przesterowana gitara z lamusa czyni "Prąd" najefektowniejszym na krążku. "Nie znam nut" ze słodkim wokalem Cywińskiego w refrenie daje trochę jazzowego oddechu.

"ABCD" jest zwartą, 10-utworową płytą bez jednej dłużyzny, ukłonem dla klasycznego brzmienia niezalatującego ani trochę stęchlizną i manifestem nieudawanej pewności siebie sparowanej z nieustającym głodem mikrofonu. Zostawia z jednym tylko pytaniem. O premierę "EFGH".

Alfabet "ABCD", wyd. własne

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja | Ero
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy