Reklama

A$AP Ferg "Trap Lord": Sex, drugs & trap music (recenzja)

"Trap Lord" jest pierwszym materiałem A$AP Ferga, jaki raper kiedykolwiek sklecił i doprowadził do końca. Czy to za namową managerów A$AP Mob, czy zmotywowany sukcesami swojego kolegi A$AP Rocky'ego, przygotował album, który sam uważa za historyczny i prekursorski. Czy tak jest faktycznie?

Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, trzeba najpierw zapytać: czym właściwie jest trap? Określenie, które również w polskim hip hopie stało się bardzo popularne, choć często używane błędnie. Trap music powstało na południu USA, a nazwa pierwotnie odnosiła do slangowego określenia miejsca, w którym dochodzi do narkotykowych transakcji. Trap pierwotnie odnosił się więc do treści, nie zaś formy. Takie postaci, jak T.I., Young Jeezy, DJ Toomp czy Ludacris szybko sprawiły, że zaczął kojarzyć się przede wszystkim z brzmieniem. Basowe próbki ze starych automatów perkusyjnym z klasyczną 808-ką na czele, twarde, punktowe hi-haty, rytmika, która bujała w kompletnie inny sposób i dawała zupełnie nowe możliwości dla trochę sprawniejszych i bardziej kreatywnych raperów. Tak też wygląda trap w wykonaniu A$AP Ferga.

Reklama

Moim zdaniem o żadnym prekursorstwie mowy być nie może. Wręcz przeciwnie, płyta wpisuje się w pewien trend, choć zarazem można powiedzieć, że dla gospodarza jest to środowisko naturalne, od początku był z nim kojarzony, więc zarzuty wtórności nie mają chyba sensu. Ferg postawił na młodych, anonimowych producentów z których większość prawdopodobnie wykorzysta tę okazję jako trampolinę do dalszej kariery, ale są to raczej zwycięstwa indywidualne niż drużynowe. Spisali się dobrze, cykające produkcje są odpowiednio wypieszczone, a muzyka sama prosi się o to, żeby dać głośniej. To o to tutaj chodzi - nie o kameralne rozważania nad tekstami w słuchawkach, tylko o potężną dawkę energii płynącą z połamanych perkusji, hipnotycznych melodii i akcentów mieszających rodzinny Harlem rapera z Kingston i Atlantą.

Sposób w jaki rapuje się na takich bitach, a w którym Ferg sprawdza się nienagannie, jest znacznie trudniejszy niż może się to początkowo wydawać. Specyficzne sylabizowanie, długie pauzy czy powtórzenia tworzą chwilami wrażenie, że to nie jest do końca poważne. Dopiero, kiedy pochyli się nad rytmiką i tym jak bardzo łatwo na takim bicie wypaść z zakrętu albo wpaść w automatyzm, który nie jest atrakcyjny w odbiorze, zaczyna się rozumieć fenomen takich raperów. Można go zrozumieć tylko w ten sposób, bo w zdecydowanej większości przypadków treść schodzi na drugi plan.

Absurdalne wydają się sugestie amerykańskich dziennikarzy, doszukujących się w tym drugiego i trzeciego dna. Osobiście nie widzę głębokiej duchowości w porównaniach do "papieża osiedli", natomiast nie da się nie zauważyć przeważającego tematu, jakim są kobiety i narkotyki. Ferg w wielu przypadkach pokazuje się w roli, która u raperów stała się bardzo popularna - zarobionego ignoranta, który może sobie pozwolić na wszystko z refrenem "Dump Dump" opartym na wyszukanej kwestii "I f*cked your b*tch, n**ga" na czele. Jak źle by to nie wyglądało na papierze, warto to usłyszeć, bo przede wszystkim chodzi o moc.

"Trap Lord" to bardzo profesjonalnie i starannie zrealizowana płyta, która w Polsce nie miałaby racji bytu. Po części ze względu na większe oczekiwania słuchaczy co do treści, ale przede wszystkim dlatego, że nie dysponujemy wciąż brzmieniem na takim poziomie, żeby broniło się samą energią płynącą z muzyki. To krążek, który brzmi bardziej jak zbieranina potencjalnych singli. Jako całość jest ciężki, jego konwencja nie jest łatwa w odbiorze przez prawie godzinę, w pewnym momencie zaczyna trochę nużyć i irytować na przemian, chociaż natężenie kilowatodżuli spakowanych w specyficznym stylu Ferga nie spada.

Raper potrafi zaimponować, bo potrafi nie tylko kreatywnie ugryźć tempo tych energetycznych bitów, ale również zaśpiewać albo zanucić coś zaraźliwie trafionego. Jest dosyć nieprzewidywalny i nawet, kiedy 8 wersów akcentuje w ten sam sposób, to za chwilę potrafi przyspieszyć, pobawić się pauzą albo przeciągać słowa w bardzo efektowny sposób. Na płycie ma takie sławy, jak Bone Thugs-N-Harmony, Onyx czy B-Real z Cypress Hill, ale tak naprawdę dużo ciekawiej wypadają goście bardziej obeznani z trapem - A$AP Rocky, Trinidad James czy Schoolboy Q. Kawałki z "Trap Lord" to trochę jak brudne bomby, ale niestety niespecjalnie komponujące się w całość. Warto sprawdzić dla takich kawałków jak "Shabba", "Hood Pope", "Fergivicious" czy "Dump Dump", chociażby po to, żeby przekonać się na czym polega działanie trap music. To prosty mechanizm i właśnie dlatego bywa tak bardzo skuteczny.

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lord | recenzja | hip hop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy