Reklama

​Recenzja Leski "Splot": Splot fajnych melodii

Nie dość, że świetny, to jeszcze po polsku. Leski debiutuje albumem, którego musicie posłuchać.

Nie dość, że świetny, to jeszcze po polsku. Leski debiutuje albumem, którego musicie posłuchać.
Leski urzeka prostotą i naturalnością w swojej muzyce /  /

Zanim jeszcze włączyłem "Splot" w odtwarzaczu, zgłębiłem informację prasową dotyczącą tej płyty: występ na ścieżce dźwiękowej do serialu "Prawo Agaty", rekomendacja od Edyty Bartosiewicz... Kurcze, chyba nie byłem w albumowym targecie, bo muszę przyznać, że mnie te zapowiedzi bardziej zniechęciły niż przekonały do sprawdzenia długogrającego debiutu Leskiego. Dobrze pamiętam jego pierwszą EP-kę "Zaczyn", dobrze wspominam numer "Było", ale co jeśli - pomyślałem - za wspomnianą prasówką rzeczywiście idą piosenki, podchodzące pod tvnowski soundtrack z muzyką środka? No cóż, gdyby nie wspomniana wcześniej EP-ka, może i "Splot" bym nawet odpuścił, ale że pierwsze próbki talentu Leskiego mocno mnie zaintrygowały, zwodnicze teksty marketingowe puściłem na szczęście w niepamięć. Na szczęście, bo jak się szybko okazało - "Splot" nie potrzebuje posiłkować się żadnymi Agatami, ta płyta świetnie daje sobie radę sama.

Oczywiście rozumiem, że bez obecności w telewizji śniadaniowej na pewno się nie obędzie. Żyjemy w takim kraju, a nie innym, tutaj trzeba się ludziom wszędzie pokazać, żeby o tobie słyszeli. O prasowych zapowiedziach "Splotu" wspomniałem jednak celowo - bo odwiedziny na przedpołudniowej kanapie to jedno, a dobry, lepiej oddający właściwy materiał, przedpremierowy PR to drugie. A o Leskim i jego muzyce można napisać na pewno dużo więcej, niż ciągle tylko w kontekście błogosławieństwa od Bartosiewicz (choć oczywiście jej się chwali, że zabrała nieznanego artystĘ na wspólną trasę i pozwoliła mu występować w roli supportu). Gdyby nadmienili, że nagrał płytę znacznie lepszą od jej powrotnego "Renovatio" - to co innego. Albo że ciekawszą i bliższą życiowym realiom niż cała ramówka TVN-u - też trafiliby w sedno. Bo w "Splocie" najpiękniejsze jest to, że w przeciwieństwie do wcześniej wymienionych, forma idealnie współgra z treścią. Bez śmiesznego napinania muskułów i z dala od pretensjonalności lansowanej przez popularne stacje radiowe i telewizyjne. Leski być może niebawem będzie gwiazdą (czego mu z całego serca życzę), ale jak na razie urzeka prostotą i naturalnością w swojej muzyce. Odważnie też, i na przekór dominującym modom, zamiast po angielsku śpiewa po polsku - co zresztą powinno być najlepszą kartą przetargową przy promowaniu jego piosenek. Śpiewać dobrze w ojczystym języku to na polskiej scenie sztuka dziś niebywała, a jemu udaje się ona świetnie. Porównania do Jose Gonzaleza i Finka? Te muszą być dla niego bardzo miłe, ale ja pójdę nawet dalej i przyznam, że kolejne odsłuchy "Splotu" tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że jeśli ta płyta to nie przypadek, nowy zagraniczny folk rock nie będzie mi więcej potrzebny. Leski robi go równie dobrze, a może - przez wzgląd na fajne teksty (panowie Fisz, Skubas i inni utalentowani pisarze: macie konkurencję) - nawet  lepiej.

Reklama

"Hipnotycznie kręćmy się, wokół orbit naszych gwiazd / Zmieńmy się w astralny pył, i zatrzymajmy czas" -  jak śpiewa w singlowym "Kosmonaucie". Przy "Splocie" da się to naprawdę zrobić, serio.

Leski "Splot", Warner

8/10


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Leski | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy