Reklama

​Recenzja KęKę "To tu": Perfekcyjny pan domu

Jak mawiał klasyk gatunku - jakie życie, taki rap. No więc czwarta płyta Kę jest pozytywna, poukładana, dużo na niej harmonii, spokoju, rodziny. Tylko pogratulować, choć emocji i żaru żal.

Jak mawiał klasyk gatunku - jakie życie, taki rap. No więc czwarta płyta Kę jest pozytywna, poukładana, dużo na niej harmonii, spokoju, rodziny. Tylko pogratulować, choć emocji i żaru żal.
Okładka płyty "To tu" KęKę /

"Pamiętam jak debiut mi wybuchł nad Polską, każdy się pytał: - Co to za kolo?! / Gość ma trzy dychy, gadkę radomską, gębę tak swojską, do tego to były listonosz" - wspomina KęKę w jednym z numerów i niech to posłuży za przedstawienie postaci tym, którzy z jakiegoś powodu jeszcze nie wiedzą.

Bo powinni! Debiut z 2013 roku rzeczywiście poszedł grubo. To nie był jakiś hummus na designerskim stoliku wrzucony na Insta, to był krwisty befsztyk rzucony niedbale na oblany piwskiem stół w jadłodajni, tak, że jego zapach kręcił cię w nosie. Życie zamiast kreacji. Dwa lata późniejsze "Nowe rzeczy" stabilizowały pozycję, były płytą przejścia i oswajania się z sukcesem. Szybko po nich nadeszły dojrzałe już "Trzecie rzeczy" gdzie raper prosto mówił o trudnym, bez grama asekuranctwa podchodził do przeszłości. Taki album-katharsis. Spore osiągnięcie.

Reklama

Na "To tu" kreacji wciąż nie ma, charyzma wciąż jest, choć trzyma się ją w ryzach. Mamy do czynienia z krążkiem modelowego, odpowiedzialnego ojca i partnera, pana domu w pocie czoła rzeźbiącego swoją sylwetkę, świadomego tego, że młodym odbiorcom nie należy w tekstach bluzgać, za to można ich motywować. Zaczyna się kiedy zegar wskazuję szóstą rano, pierwsze wersy dotyczą przedszkola, żłobka i gotowania.

Oczywiście taka koncepcja nie eliminuje dobrych, kreatywnych pomysłów o czym najlepiej świadczy patent na "Awdgb", gdzie to właśnie idea i refren, a nie mało subtelny raper bijący w oszczędny bit wersami jak kilofem, jest główną wartością. Rzecz jasna taka koncepcja nie wyklucza plastycznych linijek w rodzaju: "Muszę mieć pewność, że jak mnie zabraknie / To chłopakom nic nie zabraknie / Będą mieli się gdzie podziać, a nie, że kąt u babuni / Albo, że Jasiu masz torbę od Louis, a Bartek saszetkę od Gucci" ("Nigdy ponad stan").

Ale najlepszy rap jest na "To tu" wtedy, kiedy gospodarz u boku świetnie dysponowanego Białasa choć trochę się irytuje; gdy wychodzi z roli gorliwego gospodarza wersem "Tylko rutyna znowu pozwala mi w lustrze nie widzieć tych szalonych oczu" albo kiedy ekshibicjonistycznie patrzy w przeszłość w magicznym zupełnie "Samsonie" i "Sercu Matki", numerach, które mogłyby się znaleźć na "Trzecich rzeczach".

O "Samsonie" słowo więcej, bo to kapitalny singel, w którym wszystko zagrało. Patos produkcji koresponduje z przywołaną biblijną figurą i subkulturowym kodem, uwaga też na znakomicie rozwiązanie dopowiedzi, bo to jeden z tych detali, które przekładają się potem na to, że Kę się dobrze słucha. Z bitami dzieje się różnie - od podtrapowanego ambientu ("Rutyna") i afrotrapu ("Cesarz") po położone na klasyczne bębny, uzupełnionego słodką gitarą "Serca Matki".

Najlepiej wypadli Young Veteran$: w "Zoba, Zoba" gra podniosły sampel, a perkusyjny galimatias jest pod pełną kontrolą. Najgorzej chyba PSR, który w "Zrobiłeś to chłopak" brzmi jakby chciał przygotować swoją wersję "La Isla Bonita". Mieszane uczucia wywołuje elektroniczne rozedrganie "Brzmienia" (Sondr duet). W tym właśnie numerze udziela się Sarsa, której nie można mieć za złe niczego, poza tym, że swoją obecnością w numerze ograniczyła rap Kę do minimum. Na pewno daje więcej kawałkowi niż krawczykowo śpiewający Andrzej Grabowski, choć sam gospodarz tak ostro wrzyna się w numery i dominuje je nawijając (z bardzo silną manierą) na takiej intensywności, że może to i dobrze, że pozwala od siebie czasem odpocząć.

"Noszę podniesioną głowę dzisiaj / no bo jestem najlepszym raperem odkąd zrymowałem prozę życia" - rapuje Kę i można mieć pewność, że kluczową oceną jest dla niego samoocena. Wydaje mi się, że robił już jednak płytami większe wrażenie, choć teraz robi barki. Albo że "redu" wyeliminowało sporo kolorów i obrazów z tekstu. Dla wchodzących w poważne życie "To tu" może być jak pochodnia - raper niesie światło. Tylko, że to, co potrafiło parzyć, co najwyżej rozgrzewa.

KęKę "To tu", Takie Rzeczy

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: KęKę | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy