The Voice Senior
Reklama

Urszula Dudziak o "The Voice Senior": Ząb czasu gryzie wszystkich jednakowo

Średnio prawie 2,9 mln widzów miały pokazane w sobotę (7 grudnia) dwa pierwsze odcinki nowego show TVP "The Voice Senior". Jedną z trenerek w programie jest Urszula Dudziak.

Średnio prawie 2,9 mln widzów miały pokazane w sobotę (7 grudnia) dwa pierwsze odcinki nowego show TVP "The Voice Senior". Jedną z trenerek w programie jest Urszula Dudziak.
Urszula Dudziak (z prawej) z Markiem Piekarczykiem i prowadzącą "The Voice Senior" Martą Manowską /Piotr Molecki /East News

W "The Voice Senior" biorą udział wokaliście po 60. roku życia.

Skład trenerski stworzyli Alicja Majewska, Urszula Dudziak, Andrzej Piaseczny i Marek Piekarczyk.

Poza Majewską każdy z nich ma już doświadczenie w roli telewizyjnego jurora - Piaseczny i Piekarczyk występowali w "The Voice of Poland", z kolei Dudziak w 2011 r. w pierwszej edycji "Bitwy na głosy" doprowadziła swoją drużynę z Zielonej Góry do drugiego miejsca.

Piosenkarka pamiętana z wielkiego przeboju "Papaya" 22 października świętowała 76. urodziny.

Reklama

Usłyszała pani kiedyś, że w jej wieku czegoś nie wypada?

Urszula Dudziak: - Nigdy mnie to nie spotkało. Odnoszę wrażenie, że ludzie mi kibicują, gdy widzą, że nie ubieram się jak babcia z Armii Zbawienia, że preferuję jasne stroje, że poruszam się energicznie, z wigorem i że dużo się uśmiecham. Być może za plecami ktoś mnie obgaduje, ale ja sobie z tego nic nie robię.

Pytam, bo myślę sobie, że uczestnicy, którzy zgłosili się do "The Voice Senior", często mogli słyszeć od innych na przykład: "W twoim wieku występ w telewizyjnym show?! Oszalałaś/oszalałeś!". Co pani odpowiedziałaby na takie dictum?

- Rozmawiałam na ten temat z uczestnikami i bywało z tym różnie. Niektórym kibicowały wnuki, dzieci, rodzina. Inni czasami spotykali się z krytyką ze strony swoich najbliższych. Nie udało się ich jednak zniechęcić i przyjechali, żeby się pokazać i zaśpiewać.

Znalazła pani w programie autentyczny nieodkryty do tej pory talent?

- Pojawili się artyści gotowi do nagrania płyty, a także koncertowania. I to nawet kilku. Byłam tym faktem uradowana i na pewno o niejednym z nich usłyszymy w przyszłości.

A co dla pani oznacza słowo "talent"?

- To dar od natury. Polega na umiejętności przekazania magii, która pozwala na uruchomienie ludzkiej wyobraźni, poruszenie serca i wywołanie wyjątkowych doznań.

Od lat wspiera pani rozwój młodych utalentowanych ludzi, kilka lat temu m.in. w "Bitwie na głosy". Ta współpraca różni się czymś od współpracy z seniorami? Czy różnic brak?

- Oczywiście, że są różnice. Młodzi bardzo się przejmują. Dla nich to jest być albo nie być. W związku z tym czuje się ogromną presję i rywalizację. Natomiast w "The Voice Senior" uczestnicy mają dystans, są radośni. Nawet gdy odpadają w poszczególnych eliminacjach, to i tak się cieszą, że przyjechali i zaśpiewali.

Czego młodzi wokaliści mogliby nauczyć się od uczestników "The Voice Senior"?

- Tego luzu, tego uśmiechu, tej radości, że mieli okazję się pokazać. I że odpadnięcie nie oznacza końca świata.

Jak to jest z autorytetami, mistrzami - czy ślepe w nich zapatrzenie nie przeszkadza w rozwoju własnej artystycznej ścieżki? Moment buntu, krytyki jest chyba potrzebny, żeby pójść o krok dalej?

- Każdy artysta na początku swojej drogi ma jakiś wzorzec, jakiegoś guru. Przychodzi jednak taki moment, i mówię to z własnego doświadczenia, w którym trzeba sobie zadać pytanie: czy mogę zostać drugim Frankiem Sinatrą, Stingiem czy Barbrą Streisand? I wówczas warto posłuchać pozytywnej krytyki i dobrych rad... I poszukać swojego własnego głosu, tożsamości, indywidualności. Szczęśliwy ten, kto to w sobie odnajdzie, a każdy to ma.

Zdradzi pani sekret na stosowany przez siebie eliksir młodości? Jakie składniki muszą się w nim znaleźć?

- Stan umysłu jest najważniejszy. Powtarzam to w kółko jak nawiedzona papuga. Wierzę, że myśli to materia, należy ich pilnować. To też kwestia decyzji. Powtarzajmy sobie: jestem szczęśliwy, dobrze mi się powodzi, kocham ludzi z wzajemnością, radzę sobie w każdej sytuacji. Nawet jeśli tak nie jest, to już dajemy sygnały naszej głowie, która nam ufa, i której można wszystko wmówić. Po prostu należy zmienić oprogramowanie swojego mózgu. A oprócz tego, uważać, co się je plus dużo ruchu i uśmiechu.

Na scenie, w telewizji, w wywiadach zawsze zaraża pani optymizmem. Pani optymistką się urodziła? A może tego da się nauczyć?

- Nauczyć można się wszystkiego. A optymizm to jest najlepsza witamina, eliksir młodości. Jeśli będziemy codziennie ćwiczyć dobre myśli, staną się one podstawowym składnikiem naszego charakteru. A co za tym idzie - nasze życie stanie się lepsze, szczęśliwsze.

Nigdy nie miewa pani gorszych dni, gdy na przykład nachodzi panią refleksja nad przemijaniem? Ma pani jakieś lekarstwo na takie chwilowe chandry?

- Oczywiście. Czasami się zapomnę, zamyślę i coś tam pochmurnego się pojawi w mojej głowie, ale zaraz to przeganiam. Taką mam zasadę - jeśli coś mogę zrobić z przeszkodą, którą spotykam na swojej drodze, to robię. A jeśli nie, to się z nią zaprzyjaźniam i z czasem znika.
A przemijanie? Ząb czasu gryzie wszystkich jednakowo. Ja żyję tu i teraz. I cieszę się tym, co mam. Wiem, że wszystko przemija i dlatego bardzo staram się nie tracić i nie marnować czasu.

Podobno pisze pani książkę. Może pani zdradzić coś więcej na ten temat?

- Na razie się do tego przymierzam. Robię notatki, wertuję archiwa, przesłuchuję kasety z nagraniami, zaglądam do pamiętników... Kiedy mi to dobrze pójdzie i będę coraz bliżej pisania, to wtedy zdradzę szczegóły. Na pewno nie poprzestanę na dwóch książkach. Za bardzo polubiłam pisanie.

Rozmawiała Małgorzata Pokrycka.


Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy