Przystanek Woodstock 2010
Reklama

Owsiak: "Zaskoczymy wszystkich ludzi"

Setki, tysiące znów wyruszą na przełomie lipca i sierpnia do Kostrzyna nad Odrą, gdzie odbędzie się XVI Przystanek Woodstock. Znów utworzą tętniące życiem festiwalowe miasteczko, wielki świat nie tylko z muzyką w tle (także spotkania na Akademii Sztuk Przepięknych, liczne warsztaty, tematyczne wioski itp.).

Justyna Steczkowska, Leszek Możdżer w duecie z Tymonem Tymańskim w programie chopinowskim, jazzowy skrzypek Nigel Kennedy plus zagraniczne gwiazdy ciężkiego rocka z USA: Papa Roach i Life Agony - to tylko niektóre z atrakcji szykowane na Przystanek Woodstock. - Nie planujemy go z zimną krwią - mówi o festiwalu Jurek Owsiak, spiritus movens całego przedsięwzięcia, w rozmowie z Michałem Boroniem.

Jak ważna jest muzyka na Przystanku Woodstock? Wielu uczestników festiwalu mówi, że przyjeżdża na Woodstock dla atmosfery.

Reklama

- Żeby była ta atmosfera, musi być też dobry dobór muzyki. 15 lat temu Przystanek Woodstock był tworzony z muzyki bardzo subiektywnie wybranej, o której trudno mówić, że była muzyką tylko przyciągającą widownię. Po tylu latach jednak nasz propozycja muzyczna osiągnęła bardzo wysoki poziom i jest czymś bardzo charakterystycznym dla Przystanku Woodstock.

- Jeżeli to jest muzyka jazzowa jak Leszek Możdżer, freejazzowa jak Nigel Kennedy, czy orkiestra symfoniczna, to się nad nią bardzo mocno pochylamy, uważamy, że jest czymś niezwykle istotnym, ale od samego początku hołubimy to, że ludzie jadą na to spotkanie, żeby być ze sobą. Stąd też takie nowe formy jak Akademia Sztuk Przepięknych, które również przyciągają wielu ludzi. Jedziemy, bo chcemy spotkać się z ciekawymi ludźmi, posłuchać co oni mówią. A przy okazji jedziemy, bo i te dźwięki z głównej sceny są dla nas jakoś istotne.

- Trudno teraz powiedzieć, że jest to festiwal stricte muzyczny, choć taki też jest. Dla tej muzyki stawiamy bardzo dobrą scenę, ściągamy świetne nagłośnienie, jedne z lepszych technologii światowych, rejestrujemy to w HD... To się jakoś uzupełnia. Dziś mówimy o tym, że nasz festiwal jest ważny jako spotkanie, mamy na to 1500 dowodów. Jeślibyśmy mówili o muzyce, to tegoroczne propozycje, jak: Papa Roach, Life Of Agony, Nigel Kennedy, Leszek Możdżer, Lao Che, Armia tworzą bardzo wyraźny obraz. I na koniec przegląd, który od dwóch lat prowadzimy z Fabryką Zespołów pokazuje, że 700 zespołów, które chcą zagrać na naszym festiwalu czy w Jarocinie, bo to podobnie wygląda, jest ważnym ciśnieniem muzycznym.

- Jestem więc przekonany, że ci którzy jadą na muzykę, są zadowoleni. Ci, którzy jadą na to spotkanie są usatysfakcjonowani. Ci, którzy chcą zdobyć coś więcej, z tych spotkań na ASP, tak samo nas chwalą, mówią: Fajni goście, dobry wybór, dobrze się tam czuję.

Muzyczna zapowiedź XVI Przystanku Woodstock:

Czy można mówić o konkretnej linii programowej tego festiwalu czy raczej jest to rodzaj muzycznego bigosu, gdzie są i rzeczy jazzowe, bardzo mocno rockowe, metalowe czy hiphopowe?

- Dobrze to nazwałeś, choć uciekam od słowa bigos, bo bardziej świadomie to robimy. Od kilku lat to mieszamy. Program układamy dwojako: jak kapela ma terminy i jak nam to pasuje. Zmienność rytmów jest czymś przez nas ulubionym. Po muzyce regałowej, zapraszamy na bardzo mocną muzę, a potem na jazzowe nuty... Staramy się szukać reprezentantów bardzo wyraźnych. Jeśli jest Papa Roach, specjalizujący się w takiej muzyce rockowej, bardzo przebojowej, to wiemy, że ta kapela nam pasuje. Jeśli chodzi o jazz, to Leszek Możdżer jest spełnieniem nie tylko naszych marzeń, ale też publiczności z Londynu. Anglicy piszą do nas, wypytują o godzinę. A więc mieszanie - zdecydowanie tak!

Zobacz teledyski gwiazd XVI Przystanku Woodstock!

- Jesteśmy otwarci na nowinki, na to co usłyszeliśmy, ale też poszukujemy. To my chodziliśmy za Leszkiem Możdżerem, namawiając go na Chopina. Nie bardzo chciał, bo był już tym trochę znudzony. Ale w zeszłym roku zagrał świetny koncert na Przystanku i dał się namówić. Przez dwa lata chodziliśmy za Nigelem Kennedym. Nie było to łatwe, bo on pierwszy raz zagra na tak dużym festiwalu, gdzie dla wielu młodych ludzi może być odkryciem.

- Takie eksperymentowanie bardzo nam leży na sercu. Bardzo się cieszymy, że możemy prowadzić orkiestrę symfoniczną czy projekt Kiepura. Początkowo myśleliśmy, że to jednak nie ta bajka. Krok po kroku zaczęliśmy się do tego przekonywać i okazało się to ogromnym sukcesem. Ludzie to przyjęli i nauczyliśmy ich, że nawet jeśli ktoś tego nie akceptuje, to przyjmuje nasze zasady. Jeśli mi się nie podoba, to idę bawić się w inne miejsce festiwalu, nie muszę tego słuchać.

- Dla wielu festiwal ma też wartość edukacyjną. Przewidujemy, co może być i się z tego powodu cieszymy. Wyjdzie Nigel Kennedy i czy zagra Jimiego Hendrixa, czy zaimprowizuje muzykę bluesową, czy zagra bardzo poważny free jazz, a może Vivaldiego? W naszej wyobraźni to już wszystko chodzi i myślę, że zaskoczymy wszystkich ludzi. Ci, którzy go nie znają, będą w szoku, takim pozytywnym.

- Nie znamy muzyki europejskiej, poza angielską. Mało wiemy, co w trawie piszczy w Hiszpanii, Francji, we Włoszech, Czechach, Słowacji? Ten rynek jest dla nas nieznany. Chyba, że ktoś nam coś poleci. My wtedy potrafimy - tak sprowadziliśmy Cinkusi z Chorwacji. Postanowiliśmy zaryzykować i zagrali u nas. Poza tym jednak, czy chcemy czy nie, jesteśmy skazani na misz-masz angielsko-amerykański i na razie tego się trzymam.

Przez te 15 dotychczasowych edycji chyba wszyscy najistotniejsi przedstawiciele szeroko pojętego polskiego rocka na Woodstocku już zagrali i stąd teraz sytuacje, że ktoś kręci nosem, bo znów Lao Che, znów Armia, znów Maleo w innej konfiguracji...

- To ciężkie... Szukamy pewnego kodu. Lao Che wydało nową, świetną płytę. Bardzo im kibicujemy, dlatego chcemy, żeby mieli szansę, że może ktoś ich wysłucha, zauważy i dostaną takiego wiatru w żagle, gdzieś dalej niż Polska. Jeżeli Voo Voo wydało super rock'n'rollową płytę w zeszłym roku, to natychmiast ich zaprosiliśmy i pokazujemy. Polskie zespoły mają też te rocznice, jak teraz bitwa pod Grunwaldem, dlatego w tym roku dla Armii to jest ten moment. Z Maleo się przyjaźnimy, teraz przygotował specjalny program z wielkimi przebojami muzyki reggae.

- Trudno byłoby oprzeć cały festiwal na szacownych nazwiskach, ale wiemy, że to jest taka muzyka, którą ludzie lubią, fani się dobrze przy tym czują. Tak jak Justyna Steczkowska, która jest moją ogromną nadzieją. Mam nadzieję, że ktoś ją wreszcie w świecie wysłucha. Cztery lata temu u nas śpiewała z wielkim sukcesem i pokazywaliśmy jej koncert różnym ludziom, budząc ogromne zainteresowanie. Wszyscy się pytali, czy ona jest gwiazdą w Polsce. Tymczasem ona zajmowała się rzeczami niezwiązanymi z muzyką, niepotrzebnie zupełnie. Ludzie na świecie nie mają żadnych konotacji z tymi rzeczami, oceniają jej głos, świetną interpretację.

- Symbolicznie, jako wyjątek potwierdzający regułę, jeszcze nigdy z polskich wykonawców nie zagrał u nas Kazik, który ma przedziwnego menedżera, który najpierw się umawia, a potem odmawia. Nawet nie wiem, czy Kazik o tym wie. (śmiech)

- Po to są też te przeglądy. Zespół Big Fat Mama z zeszłego roku jeździ teraz po świecie, dostał teraz wiatru w żaglu, warto było ich pokazać, ich inną muzykę - funky, która umarła w Polsce dawno temu. Ludzie na świecie zaczynają się na nich teraz poznawać. A jeśli chodzi o to, co grają u nas w radiu, to jest cienko, nikomu nic nie ujmując. Jedziesz do Jarocina, wszystkie polskie kapele tam grają, jedziesz na inny festiwal - jest to samo. Dlatego nie rozpieszczamy już ludzi polską muzyką, bardziej skupiamy się na tym, żeby znaleźć i pokazać Jamajczyków, Anglików, Amerykanów, czy też pomysły typu Nigel Kennedy, Leszek Możdżer, Tonic... Na szczęście festiwal nie ma żadnego ciśnienia. Będziemy grać was w radiu, jeśli ta kapela zagra - tego nie mamy. Mamy za to spokój, czas i komfort w budowaniu naszych propozycji.

Jak dojechać na Przystanek Woodstock - podyskutuj na forum!

Z wykonawców mało kojarzonych z Woodstockiem, jak właśnie Justyna Steczkowska, miał być też Perfect.

- Ale już go nie ma. Nie dogadaliśmy się w kwestii godziny występu. Takie zespoły, jak Kobranocka, Closterkeller, Dezerter - kawał historii polskiej muzyki, zawsze pojawiały się na Przystanku jako ukłon. To jest nasz szacunek, bo to ostatni moment, kiedy taki zespół może dostać kilkusettysięczną publiczność i zrobić świetny materiał na płytę. Menedżer Perfectu chciał nagle zmiany godziny występu, co było już niemożliwe, w związku z tym przesłali nam zawiadomienie, że nie grają. Szkoda, ja bardzo żałuję, bo sam wokół tego chodziłem.

- Na pierwszym Przystanku Woodstock chciałem, żeby zagrały Czerwone Gitary. Ale przestraszyli się tej propozycji. Gdyby zagrali, to by zagrali i już. Teraz oczywiście jest już na to za późno. To samo jest z Perfectem - to jest ten super moment, kiedy zagraliby z ukłonem dla historii, przed nimi miała być emisja filmu "Beats Of Freedom", to nam się fajnie układało...

- Jeżeli chodzi o Ewelinę Flintę, to jest to absolutnie, jak mówią, dziecko Woodstocku, choć karierę zrobiła na zupełnie innej muzyce. Usiedliśmy w zeszłym roku po koncercie jubileuszowym [z okazji 40-lecia oryginalnego festiwalu Woodstock] i powiedzieliśmy: "Rozkręć publiczność z czymś, co lubisz, w czym się będziesz super czuła, co będzie woodstockowe, festiwalowe". Michael Lang [jeden z organizatorów Woodstock '69 i gość Przystanku w 2009 roku] jak ją usłyszał, to przykucnął. On uważa, że ma taki głos, że powinna z nim lecieć do Nowego Jorku, robić karierę.

- Ja się śmieję, że nawet Doda, gdybyśmy ją chcieli u nas pokazać, podejrzewam, że zrobiłaby coś, co by było woodstockowe, a nie Dodowe. Inteligenta publiczność by ją po prostu przyjęła. To oczywiście jest żart.

Pamiętam, że część woodstockowiczów przyjęła ten żart serio i zapałała świętym oburzeniem.

- Dlatego teraz dmucham na zimne. Jeśli chodzi o Justynę Steczkowską, to jeżeli czegoś nie przegapi - a mam 100 procent zaufania do tego, co pokaże na scenie - to jest to coś, co pakujemy w HD i pokazujemy na świecie.

- Pewne rzeczy wychodzą też z przyjaźni. Powiedziałem Maleo, żeby nam zagrał wszystkie największe hiciory muzyki reggae, zrobimy taką opowieść. On ma taki talent, że pojawia się we wszystkich składach - ale to jest coś sympatycznego, widzę człowieka niezwykle twórczego, który ciągle eksperymentuje, coś wymyśla.

Zaproszenie na Przystanek Woodstock:

W zeszłym roku padł frekwencyjny rekord - na Przystanek przyjechało ok. pół miliona ludzi. Czy masz teraz jakieś szacunki, czego można spodziewać się w tym roku - połowy z tego, czy może dwa razy tyle?

- Jeżeli będzie połowa z tego, to będzie taki woodstockowy standard, 250-300 tysięcy ludzi, którzy tę maszynę świetnie uruchamiają i ona działa. Jeżeli będzie tak jak w zeszłym roku, to się na to przygotowaliśmy, a nawet na więcej, czyli woda, zaplecze, czyszczenie toalet... Zmieniliśmy całkiem jedzenie - nie ma tych żetonów, które ludziom się nie podobały. Jesteśmy na to nastawieni, nawet pod tym kątem były prowadzone szkolenia Pokojowego Patrolu, że może być tłum, że odpoczynek będzie krótki itd. Będzie trochę więcej pociągów, bo lato jest bardzo piękne. W Jarocinie sprzedali rekordową liczbę biletów, ludzkość chyba chce jeździć na festiwale, to wszystko prorokuje, że ci ludzie chcą przyjechać.

- Ale powiem szczerze, że co roku nie potrafię tego ocenić. Nie wiem czy ten skład oznacza dla ludzi, że już są w blokach startowych. Optymistycznie brzmią te zapytania z Londynu o Nigela Kennedy'ego i Leszka Możdżera. W zeszłym roku dużo Niemców przyjechało na Guano Apes, teraz nie mamy takiej gwiazdy z tego kraju. Nawet szukaliśmy - mamy wprawdzie Orphan Hate, grający nieco w stylu Guano Apes, ale to nie ta klasa. A może znasz kogoś takiego na rynku niemieckim, jak Die Toten Hosen czy właśnie Guano Apes?

Pomyślałem o Scorpionsach...

- (Głębokie westchnienie) Scorpionsów można wziąć tylko w ten sposób, że ktoś kogoś zna.. Dla nich taki koncert, to jest jeden z wielu. To jest bardzo fajny pomysł, gdybyś powiedział to pół roku temu, to byśmy zawojowali, przy okazji połączylibyśmy to z 30-leciem Solidarności. Tak też powstaje ten festiwal, że ktoś coś powie, zaproponuje. W ogóle o nich nie pomyślałem, ale dlaczego nie, może za rok?

Przy okazji przyszłej edycji plotkuje się o R.E.M.

- Tak, R.E.M. samo się do nas zgłosiło poprzez naszych przyjaciół ze Stanów, że mamy piękny festiwal. I menedżer, i sam wokalista do nas napisał, że to jest coś, co budzi ich zainteresowanie - cała idea, wyrazistość tego wszystkiego. Mówili, że kiedy ruszą w trasę, to żebyśmy wzięli ich pod uwagę. To jest wielka, uznana kapela.

- Nie zmienia to faktu, że bardzo byśmy też chcieli, żeby Bono przyjechał na Akademię Sztuk Przepięknych. Podkreślam - na ASP, a nie na koncert, bo to za duże przedsięwzięcie logistyczne, które by nam unieruchomiło pół festiwalu. Ale niech mówi o umarzaniu długów światowych, o jego działalności z politykami, to są bardzo ciekawe rzeczy.

- Wiemy też o tym, że jedna wielka gwiazda może zabić imprezę, że ludzie przyjadą tylko dla niej. Mi się bardzo podoba, że jest tak dużo festiwali w Polsce, bo jest możliwość wyboru, zawsze coś dla siebie znajdę. Wszystkie kapele, które grają dla nas w tym roku, najpierw dostały duże informacje o tym, co to za festiwal, o co w tym wszystkim chodzi, żeby mieć potem wpływ na pertraktacje finansowe, bo jesteśmy non-profit i firma musi zarobić pieniądze, żeby im dać.

- Wielu kapelom podoba się ta wyrazistość, hasła "stop drugs", "stop violence". To robi wrażenie. Bardzo dużym plusem była obecność Lecha Wałęsy, jedynego świeckiego Polaka znanego rockandrollowcom każdej nacji. To jest nasza karta przetargowa. Często Polacy dyskredytując tę osobę nie zdają sobie sprawy z tego, jaką straszną głupotę marketingową robią. To jest poważna osoba, otwierająca nam wiele dobrych skojarzeń. Wałęsa na koncercie rockandrollowym? No, to jesteście nieźli! - takie padają głosy.

Podsumowując ostatni festiwal, mówiłeś, że wielkich różnic między XV a XIV edycją to nie ma, ale jak się popatrzy te 15 lat wstecz, dopiero widać jaką drogę przeszliście. Jak myślisz, na kilka dni przed, dzięki czemu będzie można zapamiętać XVI Przystanek?

- Na pewno dzięki kilku kapelom z tego topu festiwalowego. Zapamiętamy Nigela Kennedy'ego, za którym chodziliśmy od kilku lat. Zapamiętamy go przez Rok Chopinowski, bo nagle się okazało, że organizatorzy całego przedsięwzięcia Chopin 2010 stwierdzili, że Chopin w naszym wydaniu jest największą imprezą i będą o tym mówili. To jest rzecz z której jestem dumny przed turystami z całej Europy, że on nam nie uciekł, jak rocznice polityczne. Zapamiętamy też to jako ogromne, przyjacielskie spotkanie, bardzo dobrze zorganizowany festiwal, gdzie jest miejsce na wszystkie sceny, wioski motocyklowe, bębniarskie, Akademię Sztuk Przepięknych...

- Przylatuje do nas helikopterem Jerzy Buzek, w pewnym sensie głowa państwa! To jest niesamowite, że telewizja publiczna (za którą mamy płacić pieniądze) nie wykazuje żadnego zainteresowania, choć mieliby dać tylko sygnał, bo my się chcemy tym dzielić.

- Wydaliśmy też książkę "15 lat Przystanków Woodstock", choć myślałem, że ona nie wyjdzie, że nie będzie na nią czasu, ale jednak siedliśmy z Jankiem Skaradzińskim i zdążyliśmy. Powstała przepiękna książka, ponad tysiąc fotografii.

- Zapamiętajmy wielki festiwal z ogromną serdecznością nas samych, bo to ludzie tworzą ten festiwal, z wspaniałą muzyką, niejednokrotnie z światowej półki, bo to co kilku muzyków stworzy, to myślę, że może być bramą wjazdową w zupełnie inne rejony. Od Papa Roach wiemy czego możemy się spodziewać i oni na tej scenie będą się czuć jak ryby w wodzie. A Nigel ma kontrakt na 70 minut, a ostatnio nam wysłał informację, że zagra 100 minut. A my na to: "Jezu kochany, Nigel, uspokój się!" (śmiech). On się tak sam rozkręca, że być może będziemy mówić o Przystanku Woodstock do Nigela Kennedy'ego i po Nigelu. Albo do Leszka Możdżera i po nim.

- Nikt nie wymienia Girl In A Coma, a to są trzy młode dziewczyny z Teksasu, które u siebie sprzedały milion płyt. Grają świetną muzykę, ale kompletnie nie wiem, jak to wypadnie na Przystanku Woodstock. To jest otwarty festiwal, który tworzą wszyscy ludzie, również ci pod sceną i osoby, które mi coś polecają, o czym rozmawiamy, tak jak z tobą o Scorpionsach. Nie planujemy go z zimną krwią i nie trzymamy się niczego sztywno.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w Kostrzynie!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy