Orange Warsaw Festival 2022
Reklama

Orange Warsaw Festival 2022: Tyler, The Creator i jego pokręcony świat [RELACJA, ZDJĘCIA]

W muzycznym mainstreamie raz na jakiś czas pojawia się ktoś, kto w ogóle do niego nie pasuje i gra według własnych zasad, łamiąc kolejne utarte schematy. Takim artystą jest na pewno Tyler, The Creator.

W muzycznym mainstreamie raz na jakiś czas pojawia się ktoś, kto w ogóle do niego nie pasuje i gra według własnych zasad, łamiąc kolejne utarte schematy. Takim artystą jest na pewno Tyler, The Creator.
Tyler, The Creator podczas Orange Warsaw Festival 2022 /Ewelina Eris Wójcik /INTERIA.PL

Ostatni raz Tyler, The Creator w Polsce wystąpił w 2018 roku, kiedy to również podczas Orange Warsaw Festival przepraszał fanów za swój poprzedni - nie do końca udany - koncert w naszym kraju. I mimo wczesnej pory (na przedpandemicznym OWF pojawił się na scenie o 19:00) pokazał wtedy, że potrafi rozgrzać tłum do czerwoności.

Przez kolejne cztery lata Tyler - dla niektórych nieco niepostrzeżenie - stał się jedną z głównych, a na pewno jedną z najciekawszych postaci hiphopowego mainstreamu na świecie. Wydał dwa dobrze przyjęte albumy (za krążek "Igor" zgarnął nawet Grammy), a jego koncertowe widowisko rozrosło się do tego stopnia, że był on gotów na zostanie największą gwiazdą letnich festiwali.

Reklama

Choć nic nie wskazywałoby, że Tyler może w mainstreamie znaleźć swoje miejsce. Jego muzyka nigdy nie była łatwa (dla niektórych może być wręcz odpychająca), sam też nie jest kimś, kogo można zaszufladkować, co show-biznes uwielbia.

Korzystając ze swojego momentu największej popularności, Raper wrócił do Polski ze swoim niesamowitym widowiskiem w ramach "Call Me If You Get Lost Tour" i zaprosił tysiące polskich fanów do swojego świata.

Tyler, The Creator porywa publiczności na Orange Warsaw Festival i chwali polskie frytki

"Wczoraj dawałem koncert w Londynie, nie poszedłem spać, przyleciałem tu dwie godziny temu. Dlaczego klaszczecie, jestem zmęczony!" - oświadczył na samym początku Tyler, a następnie zaczął zachwalać polskie frytki z McDonald'sa. "Muszę przyznać, że są ogromne. Moja ocena 10/10" - podsumował.

Zachwalanie polskiego fast foodu, komplementy pod adresem rodzimej widowni (bo bez tych obyć się przecież nie może), okazały się jedynie dodatkiem do tego, co zobaczyliśmy. A był to piękny wizualny spektakl, który trwał blisko 1,5 godziny. Byłem już na kilku festiwalach w moim krótkim życiu i mało który twórca wykorzystywał to, co dzieje się za nim na scenie, w tak przemyślany sposób.

To nie były po prostu ładne widoczki, a element szerszej układanki, uzupełnienie większej historii przekazywanej na scenie. Śpiewanie do księżyca przy okazji "IDHY", marsz z wirtualnymi żołnierzami lub cała oprawa "Earthquake" były momentami, które bez wątpienia wbiły się w pamięć festiwalowiczów i pewnie zostaną tam na długo. Do tego dodajmy dobrą pracę kamery oraz świateł podczas całego show, spinające całość klamrą.

Podczas tego spektaklu Tyler zabrał nas na przegląd całej jego dyskografii. Oczywiście oprócz utworów z płyty "Call Me If You Get Lost", nie obyło się bez fragmentów wspomnianego "Igora", "Cherry Bomb", "Flower Boya" (którego okładka budzi jasne skojarzenia z tym, co dostaliśmy na scenie), a nawet "Goblina", czyli jego debiutanckiego krążka. Każdy z utworów był chóralnie odśpiewywany z polskimi fanami. "Nie wiem, kto to powiedział. Ale czuję waszą energię" - mówił Creator. Rozrzut po piosenkach z całej swojej kariery pozwolił też świetnie kontrolować tempo koncertu gwiazdorowi Orange Warsaw Festival. Gdzie trzeba było podkręcić tempo, był ogień, a bas ciął powietrze (chociaż stojący z tył dostali go zdecydowanie mniej), gdy trzeba było zwolnić, Tyler dyskretnie wciskał hamulec i pozwalał wyluzować się tłumowi.

Oddajmy mu też, że na scenie dobrze wiedział, jak przykuć wzrok widzów i wcale nie chodzi mi o oryginalny strój (wysoko podciągnięte skarpety, krótkie spodenki, biała uszatka). Jego sposób poruszania się na scenie - bardzo pokraczny, niezdarny - miał w ogromny urok, który wyróżnia go na tle innych raperów. Gesty - w pewnych momentach aż nadto teatralne, przesadzone do granic możliwości - znakomicie uzupełniały się z tym, co widzieliśmy za nim na scenie.

 "Mam nadzieję, że wrócicie do domu bezpieczni i dobrze spędziliście czas" - rzucił na sam koniec raper, którzy jak sam przyznał, nie ma w głowie żadnej motywacyjnej myśli. Wcale jej nie potrzebował. Jego występ bronił się i bez tego.

Co działo się podczas pierwszego dnia Orange Warsaw Festival 2022? Sprawdź nasze podsumowanie!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tyler the Creator | Orange Warsaw Festival 2022
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy