Orange Warsaw Festival 2015
Reklama

Relacja z Orange Warsaw Festival 2015 (Dzień III): Głośno, głośniej, Muse!

Co zrobić, aby festiwal, który organizujesz zakończył się sukcesem? Wystarczy zakontraktować Matta Bellamy'ego i jego kolegów. To sprawdzony patent.

Co zrobić, aby festiwal, który organizujesz zakończył się sukcesem? Wystarczy zakontraktować Matta Bellamy'ego i jego kolegów. To sprawdzony patent.
Członkowie Muse jeszcze w trakcie koncertu wrzucili zdjęcie publiczności na Instagrama /

Można spróbować pisać o trzecim dniu Orange Warsaw Festival 2015 w kontekście wszystkich wykonawców, jednak wiadomo kto tak naprawdę dzielił i rządził na Torze Wyścigów Konnych Służewiec.

Godzina 14:00 - 8,5 godziny do koncertu Muse

Od tego momentu fani ze zwykłymi wejściówkami mogli przekraczać bramki wydarzenia i czekać na koncert swoich ulubieńców. Pierwszymi festiwalowiczami tego dnia byli oczywiście fani Muse, których na terenie imprezy można było bezproblemowo rozpoznać. Dwa poprzednie dni to spore rozparcelowanie preferencji muzycznych. Nie czuć było na terenie festiwalu tego, że ktoś wyczekuje od kilku miesięcy na koncert swoich idoli. Ostatniego dnia napięcie czuło się w powietrzu od samego początku.

Reklama

Godzina 15:00 - 7,5 godziny do koncertu Muse

Na scenie pojawiają się pierwsze zespoły. W słoneczne, acz nie za gorące, popołudnie (pogoda była idealna) najwytrwalszą publikę zabawiali: Birth of Joy, Kadebostany, Benjamin Clementine, Metronomy, Bokka i Zagi. Organizatorzy na początku dnia chcieli upchnąć jak najwięcej zespołów, aby w przyszłości zostawić miejsce dla największej gwiazdy. Mniej znani mogli dziś wykorzystać sporą publikę, która stopniowo napływała na obiekt.

O 15 w zagranicznych serwisach pojawiła się również informacja, że o mało co Muse zostałoby zmuszone do odwołania koncertu w Polsce. Powód? Matt Bellamy niebezpiecznie poślizgnął się na scenie w trakcie Download Festival (13 czerwca) i prawie podzielił los Dave’a Grohla, który w piątek złamał nogę w Szwecji. Brytyjczyk wyszedł jednak bez szwanku i było pewne, że zagra w Polsce kolejny koncert.

Godzina 18:30 - 4 godziny do koncertu Muse

Na Torze Wyścigowym robiło się coraz tłoczniej, czego efektem był wypełniony po brzegi namiot festiwalowy (Warsaw Stage), gdzie swój koncert dała Maria Peszek. Ogromną rzeszę ludzi pod scenę przyciągnęli również Bastille. Nie trzeba mieć sokolego wzroku, aby szybko zauważyć, że największa gwiazda drugiego dnia festiwalu, Mark Ronson, nie mógł liczyć na taką publikę jak formacja o godzinie 19:00.

Bastille nie zawiedli słuchaczy. Dali niezły koncert, a największa w tym zasługa Dana Smitha, mającego kapitalny kontakt z publicznością. To zagadywał ją na temat Charliego Barnesa (który koncertuje z zespołem), a to zachęcał fanów do tańca, aby w końcu zabrać jednej z fanek polską flagę z napisem "Bastille", a na końcu popędzić w stronę kamer i ze specjalnego stanowiska wykonać fragment jednego z utworów. Grupa, która dla słuchaczy w pierwszym rzędzie "jest lepsza niż Wi-Fi", już zapowiedziała powrót do Polski z nową płytą, którą po części przedstawiono kilkoma utworami.

Zobacz fragment występu Bastille:

Godzina 20:00  - 2,5 godziny do koncertu Muse

Po Bastille część fanów kurczowo trzymała się zajętych miejsc, natomiast inne grupy udały się to na koncert grupy Asking Alexandria oraz na występ Lari Lu. Ta zaprezentowała się ze swoim zespołem bardzo przyzwoicie, zwłaszcza, że pod koniec urósł jej spory konkurent w postaci Incubusa.

Zespół, który po raz pierwszy pojawił się w Polsce ma naprawdę wszystko czego trzeba rockowemu zespołowi z wyjątkiem małego szczegółu - grupa nie ma przebojów, które mogłyby porwać tłum. I to nie jest tak, że nie podobał mi się ich występ. Wręcz przeciwnie. Niezły głos Brandona Boyda, przemyślane, dobrze zbudowane kompozycje, nieźli instrumentaliści. Tylko to wszystko ostatecznie jakby w zwolnionym tempie było słabą rozgrzewką przed gwiazdą wieczoru.

Godzina 22:00 - pół godziny do koncertu Muse

Po Incubusie większość publiczność została na swoich miejscach. Gdyby je opuścili za kilka minut musieliby szukać nowej lokalizacji w dużo gorszym położeniu. W tym czasie na dwóch scenach odbywały się koncerty Cosovelu oraz Parkway Drive, jednak była na nich tylko grupka ludzi. W końcu kto odpuści początek koncertu brytyjskiej formacji?

Zobacz zdjęcia z trzeciego dnia Orange Warsaw Festival 2015:

Godzina 22:30 - punkt kulminacyjny wieczoru

Scena przygotowana, instrumenty rozstawione i oczekiwanie. W końcu po 10 minutowym spóźnieniu na scenie pojawia się Matt Bellamy i jego kompania (Dominic Howard oraz Chris Wolstenholme). Spektakl zaczął się od utworu "Psycho" z najnowszej płyty zespołu "Drones". Numery z albumu w koncertowym wydaniu świetnie wpasowały się w setlistę grupy. Ponadto zespół z prędkością światła przeleciał przez cały swój dorobek, prezentując takie klasyki jak "Supermassive Black Hole", "Hysteria", "Plug In Baby" oraz "Time Is Running Out". Nie zabrało również utworów z płyt "The 2nd Law" oraz "The Resistance". Zwłaszcza kompozycje "Madness" i "Mercy" przyjęto z wielkim entuzjazmem. W przypadku "Mercy" nie ma co się dziwić. Muse lubią efekciarskie zagrywki, a właśnie taką było wystrzelenie w powietrze ogromnej ilości confetti i serpentyn. Chwilę później pojawiły się również gigantyczne dmuchane piłki.

Zobacz fragment występu Muse:

Gdy Muse zakończyli występ utworem "Stockholm Syndrome", publiczność przeczuwała, że to nie koniec. Bisy zaczęły się od przemówienia Johna Kennedy’ego, a zakończyły nieśmiertelnym "Knights of Cydonia". Artyści znaleźli również chwilę, by uwiecznić polską publiczność na fotografii. Zdjęcie trafiło na Instagrama zespołu z podpisem "Poland! The best". Brytyjczycy zrobili to w czym byli najlepsi, a oprócz tego podratowali opinię Orange Warsaw, którego line-up w pierwszych dwóch dniach zostawiał pewien niedosyt. W niedzielę kilkadziesiąt tysięcy osób na terenie festiwalu nie miało prawa narzekać.

Co innego przypadkowi słuchacze poza festiwalem, którzy przez trzy dni nie zaświadczyli spokojnego wieczoru z powodu hałasu jaki towarzyszył imprezie, ale to już temat na inny artykuł. Mieszkańcy Ursynowa oraz Mokotowa nie wahali się dzwonić nawet na policję, aby ta zakończyła wydarzenie. Funkcjonariusze bezradnie rozkładali ręce, gdyż nie mogą działać wbrew urzędnikom. Wygląda więc na to, że z powodu generowania ogromnego huku, kolejne dzielnice nie są zbyt przychylne Orange Warsaw Festival.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Muse | Bastille | Anna Józefina Lubieniecka | Metronomy | Bokka | Incubus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy