Open'er Festival 2017
Reklama

The Weeknd na Open'er Festival 2017: Teatr jednego aktora (relacja, zdjęcia)

Młody, utalentowany, bogaty i mający świat u swoich stóp. Trzeciego dnia tegorocznej edycji Open'era polscy fani mogli ogrzać się w blasku sławy kanadyjskiego wokalisty i choć na chwilę zapomnieć o fatalnych warunkach pogodowych panujących w Babich Dołach.

Młody, utalentowany, bogaty i mający świat u swoich stóp. Trzeciego dnia tegorocznej edycji Open'era polscy fani mogli ogrzać się w blasku sławy kanadyjskiego wokalisty i choć na chwilę zapomnieć o fatalnych warunkach pogodowych panujących w Babich Dołach.
The Weeknd wystąpił przed wielotysięczną publicznością na gdyńskim festiwalu /Paweł Skraba /Reporter

Abel Tesfaye, czyli The Weeknd, jest niemal filmowym przykładem "wonder boya", który przeszedł ścieżkę od pucybuta do milionera. Jeszcze kilka lat temu Kanadyjczyk miał problemy z uzależnieniami, był biedny niczym mysz kościelna, a swoją muzykę udostępniał za darmo w sieci, licząc, że uda mu się nią zainteresować odpowiednich ludzi. 

Dziś The Weeknd to jedna z największych i najbardziej rozchwytanych gwiazd popu na świecie, który zarabia miliony dolarów, zgarnia prestiżowe nagrody muzyczne (w tym Grammy), umawia się z jedną z najlepszych partii w show-biznesie, a co najistotniejsze dla tego tekstu, koncertuje na całym globie, szczelnie wypełniając pola festiwalowe i stadiony.

Reklama

Nie inaczej było też podczas jego występu na Open’er Festival, który był również pierwszym spotkaniem twórcy z polską widownią. Spotkaniem owocnym dla fanów, bo tłum wydawał się być niezwykle zadowolony z show gwiazdora, ale i dla samego wokalisty, który bardzo szybko przekonał się do tutejszej publiki. 

Cały, nieco krótki, bo zaledwie ponad godzinny spektakl, rozpoczął się od wielkiego hitu "Starboy", który skutecznie rozgrzał publiczność. Ta, co było widoczne, podzieliła się na dwa obozy. Z przodu pojawili się ludzie, którzy niemal z kronikarską starannością rejestrowali na zdjęciach i filmach każdy ruch Abla na scenie za pomocą swoich smartfonów. Dalej stojący festiwalowicze byli coraz mniej zainteresowani strzelaniem kolejnych fotek i wrzucaniem ich do sieci.

Fani z pierwszych rzędów nie tylko fotografowali swojego idola, ale także żywo reagowali na każdą jego piosenkę. Oczywiście największymi hitami okazały się "Earned It", "Can't Feel My Face" oraz "I Feel It Coming", który dodatkowo uświetniony został pokazem sztucznych ogni. 

Co ciekawe, również w trakcie największych przebojów The Weeknd i jego nieoceniony zespół próbowali nieco urozmaicić zestaw utworów. Rozbudowana końcówka przeboju promującego "50 Twarzy Greya" była jednak tylko jednym z niewielu motywów, które dały się zapamiętać. Dobre wrażenie robiło budowanie napięcia w numerach "Acquintated" i bisowym "The Hills", natomiast sprytne przejście między "Secrets" a "Can’t Feel My Face" było jednym z kilku momentów, w którym gwiazdor wraz ze swoimi muzykami próbował zaskoczyć fanów.

Elementy improwizacji lub delikatne rozbudowywanie kilku utworów były jednak śladowym elementem. Znaczna większość piosenek została po prostu poprawnie odśpiewana i zagrana, co muzycznie nie wzbudzało żadnych emocji. 

The Weeknd wbrew przypuszczeniom nie stanął za niewidzialnym murem odgradzającym go od fanów. Często pokrzykiwał na tłum, zmuszał do kolejnego wysiłku, kilkakrotnie wyrażał miłość do Polski, a nawet zapowiedział, że już za rok fani zobaczą go ponownie w naszym kraju. Kanadyjczyk, być może nie do końca tego świadomy, podczas koncertu władał umysłami młodych ludzi, którzy za swoim idolem skoczyliby w ogień. 

Mimo fatalnej pogody na koncercie wokalisty i jego zespołu bawiły się tysiące ludzi. Trudno orzec, czy był to największy koncert tegorocznej edycji, czy też palmę pierwszeństwa wciąż dzierży Foo Fighters, jednak imponujący tłum w czasie, gdy uczestników festiwalu zniechęcał padający deszcz i porywisty, zimny wiatr, robi wrażenie. 

Porównywany do Michaela Jacksona 27-letni Kanadyjczyk najlepsze lata kariery, chociaż trudno w to uwierzyć, patrząc jakie sukcesy osiąga obecnie, ma jeszcze przed sobą. I właśnie kolejne płyty i doświadczenia muzyczne doprowadzą go do momentu, w którym jego koncerty staną się jeszcze bardziej spektakularnymi widowiskami, a on sam wraz ze swoimi muzykami będzie starał się zaskakiwać fanów na każdym kroku. Na razie jego działalność koncertowa prezentuje się tylko poprawnie, ale głęboko wierzę, że zmiana jest tylko kwestią czasu i być może już następny występ wokalisty przebiegnie zupełnie inaczej.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Weeknd | Open'er Festival
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy