Open'er Festival 2017
Reklama

Open’er Festival 2017: Deszczowe koncerty

"Nie możesz z czymś wygrać, naucz się z tym żyć" - głosi pewien motywacyjny slogan. Z pogodą walczyć trudno, trzeba jej kaprysy znosić. Jak artyści reagowali na niesprzyjające warunki atmosferyczne, które panowały na tegorocznym Open’er Festival? Uwaga, spoiler - różnie.

"Nie możesz z czymś wygrać, naucz się z tym żyć" - głosi pewien motywacyjny slogan. Z pogodą walczyć trudno, trzeba jej kaprysy znosić. Jak artyści reagowali na niesprzyjające warunki atmosferyczne, które panowały na tegorocznym Open’er Festival? Uwaga, spoiler - różnie.
Open'er Festival 2017 nie miał szczęścia do pogody /fot. Karol Stańczak/karolstanczak.com

Przez większą cześć tegorocznego Open’era panowała pogoda barowa. Publiczność była na nią gotowa - kalosze, peleryny i różne rozgrzewające trunki załatwiały problem. Muzycy i organizatorzy też sobie radzili - jedynie kilka występów się opóźniło, m.in. G-Eazy’ego, który utknął w trasie. Artyści musieli jednak uważać na moknący sprzęt, śliską scenę i na to, jakie piosenki zamierzali wykonać...  

Uważaj, co śpiewasz

"Znienawidzicie mnie za to" - śmiał się tuż przed wykonaniem "Did You Hear the Rain?" George Ezra. Słuchacze mokli, ale wokalista śpiewał znakomicie, do tego czarował konferansjerką i zarażał optymizmem, i mógł dziękować widzom, że wytrwali z nim do końca jego muzycznego setu.

Reklama

Gdy Taco Hemingway zaintonował "Deszcz na betonie", na twarzach uczestników festiwalu pojawiły się uśmieszki... Gdy jednak zalany wodą sprzęt Rumaka całkowicie odmówił posłuszeństwa, a Taco swój kolejny hit "Następna stacja" musiał wykonać a cappella, raperowi w sukurs przyszła publiczność i wyszło naprawdę wyjątkowo.

Solidarność zawsze na propsie

"Jesteśmy z krainy, gdzie wiecznie pada" - przywitał się ze słuchaczami w Gdyni Oliver Sim z brytyjskiej grupy The XX. "Więc jeśli dla was to ok, to dla nas też!" - dodał, czym od razu zaskarbił sobie przychylność przemoczonego audytorium. Wraz z przyjaciółmi zaprezentował znakomity muzyczny spektakl, który zawierał i elementy dyskoteki, i bardzo osobiste piosenki. Padający deszcz dawał się we znaki, ale dodawał też magii tym bardziej emocjonalnych utworom. Gdy jednak konsoletę Jamie’go Smitha zalała woda, zarobiło się niebezpiecznie.

W podobny sposób przypodobać się publiczności próbował Krzysztof Zalewski (choć wcale nie musiał, bo grał znakomity koncert). Ponieważ sam deszczu uniknął - występował w głębi sceny, złożył słuchaczom konkretną obietnicę. "Skoro po was pada, a po mnie nie, to po koncercie postoję godzinę w deszczu" - zadeklarował, a słowa te spotkały się z radosną aprobatą.

Temat deszczu poruszyła też Justyna Święs. "Mokniecie, niewiele mogę zrobić, ale chcę powiedzieć, że się z tym źle czuję" - oznajmiła. Wokalistka The Dumplings jednak się pomyliła, wraz z Kubą Karasiem i towarzyszącą im kilkuosobową orkiestrą dała piękny koncert i pozwoliła zapomnieć jego uczestnikom o pogodowym Armagedonie.

Słowa na wiatr

"Nie wiem jak wy, ale ja kocham deszcz" - krzyknął, spóźniony, właśnie ze względu na pogodę, Mac Miller, chcąc sprowokować publiczność do zabawy. Udało mu się. Choć na krótko. Raper nie dał porywającego koncertu. A ze sceny zszedł już po 45 minutach.

Legendy rodzą się w trudzie i znoju

"Na naszej trasie działy się różne rzeczy, ale tak jeszcze nie było. Dzięki, że jesteście!" - mówiła ze sceny Lorde.

Prawdopodobnie z uwagi na niesprzyjające warunki pogodowe nowozelandzkiej artystce nie towarzyszyli w Gdyni tancerze, nie miała też żadnej scenografii, czyli elementów znanych z jej poprzednich, tegorocznych koncertów. Wokalistka z pewnością wolałaby śpiewać w innych warunkach - świadczył o tym choćby jej skąpy strój, ale sokoro były, jakie były... Wystąpiła w czasie potwornej ulewy (w przerwach między piosenkami służby techniczne szczotkami usuwały wodę ze sceny) i dała z siebie wszystko. Mokła wraz z fanami. A nawet wśród fanów, bo zbiegła w tłum. Ujmująca swoim sposobem bycia na scenie i zaangażowaniem (oraz, oczywiście, znakomitymi piosenkami) artystka oczarowała publiczność. A całą złą aurę przekuła w skromny, ale niepowtarzalny muzyczny spektakl.

Tak właśnie - w trudzie i znoju - rodzą się legendy. Całkiem możliwe, że za kilka lat do obecności na tym koncercie będzie się przyznawać o wiele więcej osób, niż rzeczywiście brało w nim udział. Mówiąc tak, nie skłamie Dua Lipa (młoda gwiazda pop swój występ dała tuż przed Lorde, na scenie w namiocie), bo, także moknąc w deszczu, tańczyła na koncercie autorki przeboju "Green Light".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy