OFF Festival 2014
Reklama

Artur Rojek: Większa odpowiedzialność i większy stres (wywiad)

Jak co roku, przed kolejną edycją katowickiego OFF Festival (1-3 sierpnia), o festiwalu i nie tylko wypowiada się na naszych stronach dyrektor artystyczny imprezy, Arturem Rojkiem. Tym razem artysta nie tylko zadba o to, by organizacyjnie OFF Festival był dopięty na ostatni guzik, ale też sam będzie jedną z gwiazd festiwalu. Z Arturem Rojkiem rozmawiał Artur Wróblewski.

Jak się występuje na własnym festiwalu, z własnym projektem? W jednym z wywiadów powiedziałeś, że "trudno".

Artur Rojek: - Nie zakładałem i nie chciałem tego. Płyta "Składam się z ciągłych powtórzeń" wyszła w kwietniu i wtedy już byliśmy mocno zaangażowani w koncertowy booking polskich zespołów. Początkowo nie wiedziałem, do jakiej publiczności trafi moja solowa płyta, jak publiczność odbierze ten album i wreszcie jaki będzie rozwój sytuacji związany z premierą. Okazało się, że był dobry. Zaczęło się pojawiać coraz więcej sygnałów ze strony publiczności, by jednak ten projekt zrealizować na OFF-ie. Zostałem również zaproszony na inne polskie festiwale.

Reklama

- Występowałem na OFF-ie dwukrotnie z grupą Lenny Valentino. Jednak kiedy bierzesz odpowiedzialność w stu procentach na siebie i tytułujesz projekt swoim imieniem i nazwiskiem, to jest to trochę inna sytuacja. Towarzyszy temu dużo większa odpowiedzialność i stres.

To może pójdziesz krok dalej i co roku na OFF Festival będziesz prezentował projekty sygnowane własnym nazwiskiem? To dosyć częsta praktyka na alternatywnych festiwalach zagranicznych. Z tego co pamiętam, Shellac co roku występują na barcelońskim Primavera Sound.

- Występuję na scenie w sytuacji, gdy mam coś do powiedzenia i nie wyobrażam sobie tego w taki sposób.

W zeszłym roku furorę na festiwalu zrobił występ Zbigniewa Wodeckiego i Mitch & Mitch. Czy nie szukaliście podobnej formuły na ten rok, by zaprosić weterana polskiej sceny, który z młodszym stażem zespołem zaprezentowałby muzykę sprzed lat?

- W ubiegłym roku, po sukcesie, jaki wiązał się z występem Zbigniewa Wodeckiego i Mitch & Mitch na OFF Festival, myślałem o tym. Z tym, że ten koncert nie był tylko i wyłącznie naszym przedsięwzięciem. My wystosowaliśmy zaproszenie, pomogliśmy w zrealizowaniu prób, udostępniliśmy przestrzeń, wypromowaliśmy, wyprodukowaliśmy i doprowadziliśmy do realizacji. Pomysł jednak zrodził się w głowach muzyków Mitch & Mitch. To oni go stworzyli, grając wcześniej krótki koncert ze Zbigniewem Wodeckim w Programie Trzecim Polskiego Radia. Ja tylko umożliwiłem zrealizowanie tego projektu w pełnej formie na festiwalu. To jest nasza cegiełka, którą dołożyliśmy do sukcesu tego przedsięwzięcia.

- Szczerze powiedziawszy, w tym roku wolałem skoncentrować się na innych projektach. Przyjrzeliśmy się innym reaktywacjom i wydarzeniom związanym z polską muzyką. Wśród nich jest na przykład pierwszy sceniczny występ Noona, prezentacja debiutanckiej płyty zespołu Kobiety zatytułowanej "Kobiety", projekt Bernarda Maseliego "Tribute To Jerzy Milian" na pięć wibrafonów , Warszawska Orkiestra Rozrywkowa grająca "Song Reader" Becka i kilka innych, które w tym roku będą miały miejsce na OFF Festival, a rzadko pojawiają się w innym miejscach.

Organizatorzy festiwali nie ukrywają, że kryzys mocno dotknął rynku muzycznego. Za granicą festiwale są odwoływane, jeden z największych polskich festiwali stracił głównego sponsora, co odbiło się nie tylko na line upie, ale też na tak prozaicznych sprawach, jak cena żetonów na piwo. Czy wy odczuwacie ten kryzys? Jak sobie z nim radzicie? Rozumiem, że musicie się bardziej gimnastykować jeśli chodzi o kwestie budżetowe.

- W zasadzie każdego roku jest to walka o zebranie funduszy, bo my nie jesteśmy festiwalem, który ma zapewniony stały budżet. A zależy nam na tym, by ten festiwal wyglądał tak, jak wygląda, i by ludzie byli usatysfakcjonowani.

- Co roku odczuwamy niepewność i ciężko pracujemy, żeby zebrać fundusze na realizację całości. Wydaje mi się, że dzisiejsze wahania rynku wynikają z przesadnej liczby imprez. Jest ich coraz więcej, chociaż odbiorców jest wciąż tyle samo. Nie mam w tej kwestii doświadczenia, ale zakładam, że rozpoczęła się weryfikacja, która doprowadzi do tego, że jedni zostaną, a inni odpadną.

- Według mnie, festiwale, jako element przemysły muzycznego, powinny być jedną z najtrwalszych form prezentowania kultury. To jest jedyna sposobność kontaktu z kulturą "face to face", na żywo. Jedna z niewielu możliwości korzystania z muzyki w sposób bardzo prawdziwy, a nie wirtualny. Tych emocji nie da się niczym zastąpić. Tego nie znajdziemy gdzie indziej, jak tylko na takich imprezach, jak koncerty czy festiwale.

W jednym z wywiadów wspominałeś występy z Myslovitz na zagranicznych festiwalach i przyznałeś, że bezpośrednie kontakty z takimi wykonawcami, jak Mercury Rev, The Notwist czy fakt, że obok w garderobie przygotowywali się do koncertu Paul Simon albo Sonic Youth, były dla ciebie "szokiem".

- To są korzyści, jakie wynosi się z udziału w zagranicznych festiwalach. Konfrontacja z artystami z innych krajów, artystami będącymi twoimi ulubionymi wykonawcami, wykonawcami kształtującymi twój gust i działającymi na ciebie inspirująco, jest rzeczą którą z festiwali pamiętam najbardziej.

- Dla mnie, człowieka, który nigdy nie widział tych muzyków na żywo i nawet nie marzył, że kiedyś będzie miał okazję ich spotkać i zamienić z nimi kilka zdań, było to dużym przeżyciem. Na festiwalach typu T In The Park, Bizzare czy Montreux Jazz znalazłem się na backstage'u, gdzie z jednej strony widziałem grających w ping ponga muzyków The Beta Band, w strefie cateringowej spotkałem Kim Gordon albo Iana Browna, a garderobę miałem obok Paula Simona. To jest urok międzynarodowych festiwali i tego, co się dzieje również w Polsce od kilku lat, kiedy to polscy artyści miksują się z artystami zagranicznymi i mogą z tego korzystać.

W czasie OFF-a masz okazję poznać legendarnych przecież muzyków osobiście. Masz jeszcze tremę? Czy ich zachowanie w jakikolwiek sposób cię zaskoczyło? Przyznam, że ja staram się do wywiadów podchodzić bez emocji i "na zimno", ale jeżeli rozmawiam z człowiekiem, którego muzyki słucham już kilkanaście lat, to czasami zasycha mi w gardle z wrażenia.

- Mnie jeszcze bardziej zasycha w gardle, bo nie jestem dziennikarzem i nie mam w tym kontekście żadnych doświadczeń. Pewnie mam jeszcze większą tremę niż ty, kiedy spotykam ulubionych wykonawców. Czasami moje osobiste spotkanie z takimi artystami ogranicza się do wypowiedzenia kilku dziękczynnych zdań. I to wszystko (śmiech). Na festiwalu jestem mocno zajęty i nie mam szans na długie pogawędki.

- Miałem kilka takich sytuacji, podczas których mogłem na przykład podziękować za inspirację Kevinowi Shieldsowi czy Wayne'owi Coyne'owi, przybić piątkę Iggiemu Popowi, który był zachwycony reakcją publiczności na OFF-ie, pogadać ze Stephenem O'Malleyem czy też przedstawić Zbyszkowi Preisnerowi grupę Mogwai, który ten zespół bardzo lubi. Zwykle to krótkie, ale bardzo przyjemne sytuacje.

Na koniec pozwolę sobie zacytować zespół We Call It A Sound: "Cóż, Arturze Rojku, może na podobnych warunkach zaprosisz się sam?", który w ten sposób zareagował na brak zwrotu kosztów przyjazdu w przypadku wygrania konkursu dla młodych artystów i występu na OFF Festival. Zareagował tak, znając przecież regulamin konkursu.

- Tak się składa, że jestem muzykiem od 20 lat i też kiedyś znajdowałem się na ich etapie. Mam trochę inne zdanie na ten temat, ale, jak napisaliśmy w naszym oficjalnym komunikacie, że jako festiwal przyjmujemy słowa niezadowolenia innych i na pewno będziemy starali się z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: OFF Festival | Artur Rojek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy