Reklama

Zeus: "Polskiego hip hopu nie ma się co wstydzić"

INTERIA.PL rozmawiała na OFF Festivalu z łódzkim raperem Zeusem, przedstawicielem nowej fali w polskim hip hopie. Fali wznoszącej - dodajmy.

Znakomita passa polskiego rapu trwa w najlepsze już od kilku dobrych lat. Płyty anonimowych dla przeciętnego Polaka wykonawców osiągają statusy złotych płyt, o czym pomarzyć mogą największe gwiazdy polskiej sceny popowej. Hiphopowe teledyski mają w internecie oglądalność liczoną w setkach tysięcy, a nawet w milionach odtworzeń. To wszystko przy minimalnej promocji i nikłym zainteresowaniu mediów mainstreamowych.

"Hip hop ma mocną siłę przebicia"

Zapytaliśmy Zeusa w czym zatem tkwi siła polskiego hip hopu, którego nie zabiła nawet zła prasa?

- To jest muzyka, która może trafić do wielu słuchaczy, a ten przekaz dodatkowo może być prosty i dosłowny. Z tego powodu ma mocną siłę przebicia. To wpływa na popularność hip hopu. Błogosławieństwem i przekleństwem hip hopu jest to, że może go tworzyć każdy. Wielu próbuje hip hopu, wielu może się wgryźć w ten gatunek. Patrząc na zjawisko powszechnej dostępności hip hopu od strony pozytywnej, to daje nam to większą ilość ciekawych wykonawców, ale też dzięki temu gatunek szybciej ewoluuje. Dzięki temu możesz dorastać ze swoim ulubionym wykonawcą, którego słuchasz już od nastu lat. I jeszcze tematyka - różnorodna. Raperzy rymują o wszystkim, co nie jest bez wpływu na masową popularność gatunku - tłumaczy łódzki raper.

Reklama

Telewizja nie lubi hip hopu?

Hip Hopu nie ma dziś w masowych mediach, jest za to w internecie. I czuje się tam znakomicie.

- Rola internetu w popularyzowaniu naszej muzyki jest niepodważalna. Internet dał nam niezależność i nie musimy nikogo prosić, by puszczał naszą muzykę. Po prostu luzie sami jej szukają i sami do niej docierają. To jest bardzo fajne - zauważa.

- Z drugiej strony byłoby miło, gdyby media zaczęły doceniać polski hip hop. Widziałem ostatni w Telewizji Polskiej koncert Rasmentalism z kwartetem smyczkowym. Powiem szczerze - poczułem się dumny. To jest sposób, w jaki hip hop powinien by prezentowany w masowych mediach. Polski hip hop to jest wartościowa rzecz i nie ma się tej muzyki co wstydzić. Jednocześnie, jak powiedziałem wcześniej, internet dał nam niezależność. Nie musimy się o nic dopraszać.

- Media masowe trochę się na tym przejechały. Nie chcą nas pokazywać, a ludzie i tak nas oglądają w sieci. Wydaje mi się, że to się powinno jednak zmienić. Nie jesteśmy przecież infantylnym tworem przygłupów, tylko wartościową sztuką - podkreśla Zeus.

"My Słowianie" jest trochę infantylne

Do telewizji, a w konsekwencji "pod strzechy", trafił za to hiphopowy producent Donatan. Sukces piosenki "My Słowianie" i udział w Eurowizji został jednak ambiwalentnie przyjęty w środowisku hiphopowym.

- Ja bardzo się cieszę z sukcesu Donatana, choć on do Eurowizji nie wszedł z hip hopem. Jest producentem muzycznym, ma prawo robić różne rzeczy, a do telewizji wszedł z popowym utworem. I nie mam z tym najmniejszego problemu, gratuluję mu. Zaznaczę, że rzeczy wyprodukowane przez Donatana bardzo cenię. Natomiast jego produkcje z wokalistką Cleo mnie nie jarają. Nie podoba mi się to. To nie tak, że jestem negatywnie nastawiony do Donatana, bo osiągnął sukces. Po prostu ten styl muzyczny do mnie nie trafia. Nie wzbudza we nie emocji. Więcej, piosenka "My Słowianie" wydała mi się trochę infantylna. Jednocześnie gratuluję mu sukcesu. Diamentowej płyty i popularności jego utworów w You Tube - komentuje Łodzianin.

- A Eurowizja to jest cyrk. Zresztą w tym roku mieliśmy kolejny tego dowód, gdy wygrała kobieta z brodą [Conchita Wurst - przyp. red.]. Nic do niej nie mam, mnie to nie interesuje... Ale Eurowizja to muzyczny jarmark. Na tym festiwalu trudno o wysoki artystyczny poziom, zresztą chyba nikt tego tam nie szuka. A Donatan się tam pokazał i trzeba to docenić - usłyszeliśmy.

"Złapaliśmy Pana Boga za nogi"

Brak zainteresowania rapem ze strony dużych wytwórni płytowych niejako wymusił na polskich hiphopowcach konieczność osobistego zadbania o tak prozaiczne sprawy, jak tłoczenie płyt czy drukowanie okładek. Zeus przyznaje jednak, że założenie wytwórni Pierwszy Milion było strzałem w dziesiątkę. Dziś ewentualne propozycje kontraktowe ze strony tzw. majorsów raper popatrzyłby pewnie z politowaniem i skwitował ironicznym uśmiechem.

- My złapaliśmy Pana Boga za nogi, bo już za sprawą pierwszego wydawnictwa "Zeus. Nie żyje" osiągnęliśmy sukces [status złotej płyty i nakład ponad 15 tysięcy egzemplarzy - przyp. red.]. To było super i dało nam kopa. A przecież nie wszystkie firmy tak dobrze startują i dobrze prosperują. To było wspaniałe uczucie, polecam wszystkim - śmieje się Zeus, "pijąc" pewnie do pogrążonych w kryzysie wytwórniach płytowych.

- Z drugiej strony połączenie bycia wykonawca i twórcą z byciem organizatorem i biznesmenem jest trudne. Wiele rzeczy jest zaniedbanych - z mojej winy. Na przykład w planach mamy wydanie płyty winylowej, o czym marzę. Ale to się przeciąga, bo pracuję nad nową i płytą i nie daję rady tego wszystkiego ogarnąć. To jest minus. Dodatkowo artysta to lekka hulajdusza i nie zawsze potrafi wszystko perfekcyjnie poukładać. Z jednej strony jest ogromny plus, jakim jest niezależność. Nikt nam nic nie karze, nikt ni podejmuje decyzji za mnie, a ja ponoszę odpowiedzialność za swoje wybory. A to bardzo lubię. Wracając do minusów, to nie ma się co łamać, trzeba narzucić sobie plan, mieć bat nad głową i zasuwać - powiedział.

"Z dumą i z szacunkiem"

Dzień przed rozmową z Zeusem na OFF Festivalu minutą ciszy oddano hołd Powstańcom Warszawskim. To temat, który już wcześniej podchwycili hiphopowcy ze stolicy, a związki tego gatunku muzycznego z historią Polski urosły do takich rozmiarów, że zaczęto głośno mówić o tzw. rapie patriotycznym.

- Mam mieszane uczucia co do hip hopu patriotycznego. Miałem zresztą ostatnio ciekawą rozmowę z jednym z raperów mocno zaangażowanych w ten nurt. A hip hop patriotyczny - nie oszukujmy się - zrobił się trochę modny. Koszulki, czapeczki... Nie chciałbym jednak, żeby ten hiphopowy patriotyzm nie przerodził się w powód do bicia innych, niż my. Żeby nie było sytuacji: "Jestem patriotą, to pobiję tego Turka, który robi kebaby na rogu". Oczywiście temat odmienności narodowościowych i kulturowych czy rasizmu i nietolerancji jest bardzo złożony. To nie są kwestie, które można szybko rozwikłać. Wręcz przeciwnie. Z tego też powodu widziałem pewne negatywne strony zjawiska - komentuje Zeus.

- Drugą sprawą jest kwestia rzeczywistego poszanowania bohaterów walczących za Polskę. Dziś niektórzy kolesie chodzą w koszulkach z napisem: "Żołnierze wyklęci. Chwała bohaterom" nawaleni, ulewa im się z ust, śmierdzą alkoholem i to nie wygląda dobrze. To nie są dumni patrioci. Założenie takiej koszulki to jak założenie munduru wojskowego. Nie można się tak zachowywać. Popatrz człowieku, co masz napisane na koszulce. To trzeba nosić z dumą i z szacunkiem - apeluje raper.

- Wracając do rozmowy, którą przeprowadziłem z kolegą zajmującym się rapem patriotycznym, to on zwrócił mi uwagę na jedną sprawę. Być może nie wszyscy odpowiednio podchodzą do tych kwestii, ale też jeśli nawet niewielka garstka ludzi zwróci uwagę na historię Polski i zainteresuje się tym, to będzie to miało pozytywny efekt. Coś w nich to zaszczepi. Zresztą, lepiej żeby nosili patriotyczne koszulki, niż z napisem "Nienawidzę Polski". Finalnie wychodzi to na plus, ale ja się nie zamierzam w to angażować. Polityka to grząski grunt. Poza tym trzeba mieć ogromną wiedzę, by się wypowiadać na te tematy. Ja nie czuję się na tyle mocny, by uczestniczyć w tym zjawisku, jakim jest hip hop patriotyczny. Zjawisku, które ma plusy, ale też ma swoje minusy - kończy Zeus.

Artur Wróblewski, OFF Festival Katowice

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy