OFF Festival 2016
Reklama

OFF Festival: Atmosfery nie da się odwołać

Co zapamiętamy w tym roku z OFF Festivalu? Jedni na pewno będą psioczyć, że nie zobaczyli The Kills oraz Anohni, drudzy natomiast będą zachwycać się Ata Kak, Islam Chipsy, Jambinai lub Napalm Death, czyli artystami mniejszego kalibru, którzy jednak dali z siebie wszystko i zostali cichymi bohaterami imprezy.

A trzeba przyznać, że to właśnie te często dziwne nazwy, które pojawiają się w line-upie wywołują największe emocje. Rozmawiając na OFF-ie z niektórymi znajomymi, najczęściej słyszałem, że chcą zobaczyć Anohni i żałują odwołanego The Kills, ale gdy festiwal się kończył, dużo częściej wspominali udane koncerty, których było w tym roku sporo. Chociaż i liczba dobrych koncertów nie jest taka oczywista, bo uczestnicy OFF-a znani są ze swojego dość wysublimowanego gustu i to, co jednemu może się podobać, innych może srogo rozczarować. Po raz kolejny przez Katowice przetoczyła się dyskusja na temat headlinerów i tego, czy są oni potrzebni OFF-owi. Czy w te głosy wsłuchają się organizatorzy? Dowiemy się za rok.

Reklama

I żeby wyczerpać temat odwołanych w tym roku koncertów, na samym początku chciałbym, mimo wszelkiego zamieszania, pochwalić organizatorów za umiejętność gaszenia w tym roku tak często wybuchających pożarów. Być może, gdy pije się piwo w strefie gastro lub siedzi na trawce, czekając na koncert swojego ulubionego wykonawcę, nie widać, jak sporą pracę wykonują organizatorzy. Gdy wszystko działa jak w zegarku, to zapominamy nawet, że gdzieś obok ktoś nad wszystkim czuwa - wtedy po prostu wszystko funkcjonuje magicznie - jednak gdy coś się zepsuje, to wtedy pracownikom imprezy obrywa się najmocniej.

Być może Artur Rojek i zespół mogli lepiej zabezpieczyć się na wypadek fochów rapera GZA, ale chyba nikt nie spodziewał się, że artysta na takim poziomie odwoła drugi raz z rzędu swój koncert w Polsce. Co więcej, w tym roku GZA nie odwołał koncertu na jakiejś szemranej imprezie, tylko na cenionym w Europie festiwalu, bez podania przyczyny. Nie chcę niczego wyrokować, ale w najbliższych latach raczej nikt nie będzie na tyle odważny, aby próbować ściągnąć członka Wu-Tang Clanu do Polski. To po prostu zbyt duże ryzyko. Podobnie ma się sprawa z Wileyem, chociaż, wydaje się, że jego odwołany koncert to seria nieporozumień na linii menedżment - artysta - wytwórnia.

Jeszcze inną sprawą są problemy zdrowotne Alison Mosshart i Anohni. Nie da się po prostu przewidzieć, że dwie największe gwiazdy rozchorują się w tym samym czasie - no chyba, że organizatorem koncertów jest wróżbita Maciej. Zapewne i Anohni, i The Kills pojawią się w Polsce na solowych występach, a nie zdziwiłoby mnie, gdyby Rojek próbował ściągnąć te gwiazdy na OFF-a po raz kolejny, zwłaszcza, że w przypadku Anohni przyznał przed festiwalem, że zrobił wiele, by pojawiła się na koncercie.

Dzięki anulowanym koncertom swoje szanse wykorzystali ci, na których nikt nie stawiał. Islam Chipsy dwukrotnie dał mnóstwo radości polskim festiwalowiczom, nawiązując z nimi fantastyczny kontakt (a nie potrzebował do tego wypowiedzieć ani jednego słowa). Swoją szansę wykorzystał również koreański zespół Jambinai. Przesunięcie ich na scenę główną było strzałem w dziesiątkę i dzięki temu dużo więcej osób miało okazję ich zobaczyć i zachwalać po zakończeniu 11. edycji imprezy. Tak samo swoje "5 minut" wykorzystał Thundercat. Może i nie miał ogromnej publiczności, ale była ona na pewno zainteresowana tym, co działo się na scenie.

OFF to zresztą festiwal, gdzie nieco mniej znani wykonawcy królowali. Ata Kak, Willis Earl Beal, Goat i Orlando Julius przekonali do siebie publikę, mimo iż nie byli pewnie pierwszymi wyborami wielu uczestników festiwalu.

Nieźle wypadła część polskich wykonawców. Na wyróżnienie zdecydowanie zasługują: Komety, Brodka, JAAA!, Rysy oraz Kaliber 44.

Jeżeli miałbym przyznać komuś nagrodę za najdziwniejszy występ, to zdecydowanie dostałaby go grupa Kero Kero Bonito. Wokalistce formacji przyznałbym również wyróżnienie w kategorii najdziwniej ubranego artysty OFF-a, chociaż w tym wypadku konkurencja była spora (chociażby Willis Earl Beal ze swoją batmanowską peleryną).

Na koniec coś, co w tym roku faktycznie było problemem, czyli mała liczba wydarzeń towarzyszących. W 2016 roku uczestnicy, najprawdopodobniej z uwagi na nieco okrojony budżet ,dostali jedynie Kawiarnię Literacką. Osób, zawiedzionych, że nie będzie Burleski lub czegoś bardzo podobnego, było naprawdę sporo. Do zgrzytu doszło również w trakcie panelu o żołnierzach wyklętych (gośćmi byli Dawid Golik oraz Wacław Holewiński), kiedy to Jaś Kapela postanowił w mundurze wykonać własną wersję "Roty"("Nie rzucim ziemi skąd nasz smród!/ Nie damy pogrześć mowy/Polski my naród, polski lud/Królewski szczep OFF-owy") . Zastanawiam się, czy festiwal muzyczny jest dobrym miejscem do manifestacji swoich poglądów politycznych (zarówno tych z lewej, jak i prawej strony)...

Jak więc można podsumować tegoroczną edycją OFF-a? Jako pechową, to fakt, ale bardziej użyłbym określenia "w miarę udana", mimo mnóstwa przeciwności losu. Ponadto myślę, że tornado, które przeszło po line-upie festiwalu, będzie interesującą lekcją dla twórców imprezy. Być może za rok będą jeszcze lepiej przygotowani nie tylko na przyjęcie fanów, ale i na nieprzewidywalne zachowania artystów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: GZA | Anohni | The Kills | OFF Festival | Monika Brodka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy