Reklama

Michael Jackson był nafaszerowany lekami

Tuż przed śmiercią Michael Jackson był dosłownie nafaszerowany lekiem usypiającym - ujawniono podczas poniedziałkowej (6 maja) rozprawy.

Przed sądem w Los Angeles toczy się proces z powództwa spadkobierców majątku Michaela Jacksona. Matka zmarłego artysty Katherine Jackson oraz trójka dzieci piosenkarza domagają się 40 miliardów dolarów od firmy AEG Live, która zajmowała się organizacją koncertów Króla Popu w Londynie.

Rodzina Michaela Jacksona twierdzi, że firma przyczyniła się do śmierci artysty. Michael Jackson zmarł w trakcie przygotowań do występów.

Przyczyną śmierci piosenkarza było przedawkowanie podanego mu przez lekarza Conrada Murraya propofolu. Lekarz został zatrudniony przez AEG Live, by przygotować artystę do serii koncertów.

Podczas kolejnej rozprawy zeznawał pracujący w biurze koronera toksykolog Daniel Anderson. Świadek zeznał, że w organizmie zmarłego wykryto lidokainę, diazepam, nordiazepam, lorazepam i midazolam.

Reklama

Jednak to poziom propofolu we krwi Michaela Jacksona wprawił w zdumienie lekarzy przeprowadzających sekcję zwłok.

"To było jak sygnał alarmowy. Taka ilość propofolu jest niespotykana poza bramą szpitali" - powiedział Daniel Anderson.

Jak wykazała sekcja zwłok, w mililitrze krwi Michaela Jacksona było aż 3,2 miligrama propofolu. To szokująco wysoki poziom.

"Takie dawki podaje się wyłącznie przed poważnymi operacjami chirurgicznymi" - zeznał toksykolog.

Natomiast powołany na świadka lekarz Christopher Rogers przyznał, że gdyby nie propofol, Michael Jackson wciąż by żył.

"Sekcja zwłok nie wykazała jakichkolwiek schorzeń, które mogłyby doprowadzić do przedwczesnej śmierci" - zeznał.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: leki | Michael Jackson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy