Jarocin 2013
Reklama

"Od czasów pierwszej punkowej fali nic się nie zmieniło!"

Ramones to ikona. Jedna z kilku najważniejszych grup w dziejach. Zespół, który stworzył punk rocka i pokazał, że każdy może grać w kapeli (nawet, jeśli grać nie umie). Chociaż nie każdy może pisać przeboje. A tych - dwuminutowych trzyakordowców - Ramones mają na koncie dziesiątki. Trzydzieści z nich będziemy mogli usłyszeć na tegorocznym Jarocinie w wykonaniu Marky Ramone's Blitzkrieg.

Jasne, to tylko cover band. Ale jego lider, Marky Ramone był perkusistą Ramones przez piętnaście lat. I jeśli ktoś ma prawo dysponować spuścizną grupy, to właśnie on - bo trzej najważniejsi Ramonesi, Joey, Johnny i Dee Dee nie żyją. A że Marky to chodzący podręcznik historii rocka, naprawdę było o czym z nim pogadać.

Byłeś pierwszym Ramonesem który wystąpił w Polsce - w październiku 2010 w Krakowie i Warszawie. Jak to wspominasz?

- Och, wspaniale. Publiczność była fantastyczna - mam to nagrane na wideo! Ludzie w Polsce kochają muzykę, uwielbiają punk rocka i naprawdę szaleją na koncertach. Wiedziałem już wtedy, że wrócę... i oto wracam!

Reklama

A zdajesz sobie sprawę, że festiwal w Jarocinie, na którym masz teraz wystąpić, był w latach 80. miejscem narodzin polskiej sceny punkowej?

- Naprawdę? To super! Nie miałem o tym pojęcia. Ale każdego dnia człowiek uczy się czegoś nowego.

Niektórzy myślą, że punk rock powstał w Anglii. Wiem jednak, że ty powiesz coś mi całkiem innego.

- Gdzie tam w Anglii? Punk rock powstał w Nowym Jorku - w klubie CBGB's, w 1974 roku. Do Anglii dotarł dopiero w 1976. Możecie nie wierzyć, ale prawda jest w książkach historycznych. Anglicy ściągnęli punk rocka od Amerykanów, kopiując takich wykonawców jak Ramones czy Richard Hell. Anglicy umieją dobrze kopiować i mogę to łatwo udowodnić. Był ktoś taki jak Elvis Presley, Little Richard, Chuck Berry, Fats Domino czy The Everly Brothers - w latach 50. A potem, w latach 60. pojawiła się brytyjska inwazja - The Beatles, The Rolling Stones, The Searchers - która była w całości zainspirowana tymi wykonawcami. A kiedy w latach 70. u nas pojawił się punk, Anglicy półtora roku później zaczęli punk u siebie.

Tyle, że Anglicy nosili krótkie włosy - a Ramones długie.

- Czekaj czekaj - jeśli zobaczysz wczesne zdjęcia Johnny'ego Rottena z Sex Pistols czy Joego Strummera z The Clash, okaże się, że mieli włosy dłuższe niż ja. Dopiero ich menedżerowie kazali im to zmienić. Malcolm McLaren przyjechał do Nowego Jorku, zobaczył Richarda Hella, a po powrocie do Anglii kazał Pistolsom ściąć włosy. Wcześniej byli bandą hippisów. Nie, żebym miał coś przeciwko hippisom, nie o to chodzi - na pewno nie będę krytykował całej generacji tylko dlatego, że coś się ubzdurało temu czy tamtemu menedżerowi...

Potwierdzisz oficjalną wersję, że nazwa Ramones wzięła się od Paula McCartneya?

- Tak było! Dee Dee [Ramonesowy basista - przyp. aut.] wiedział, że McCartney meldował się w hotelach jako Paul Ramone, bo nie chciał, żeby naprzykrzały mu się fanki. I Dee Dee wymyślił, żeby nazwać zespół Ramones. To była świetna nazwa - jak nazwa gangu, albo nazwisko rodzinne. Dawała zespołowi jedność.

W 2002 roku amerykański magazyn "Spin" ogłosił Ramones drugim po The Beatles najważniejszym zespołem w dziejach rocka. Co było w was tak rewolucyjnego? Co mieliście takiego, czego nie było w muzyce wcześniej?

- Brzmienie! I szybkość. W tamtych czasach popularne było disco i wolny rock stadionowy. I soft rock. Nam się to nie podobało - chociaż oczywiście każdy lubi co innego - i postanowiliśmy postawić na bardzo szybkie i bardzo krótkie numery.

Jak myślisz, co jest najważniejsze w punk rocku?

- Przekaz! I energia! Ważne są słowa i mocna muzyka, które pozwalają ci wyrazić to, co czujesz i co myślisz - o polityce, wojnie, biedzie na świecie, ekonomii, ale też relacjach osobistych. Od czasów pierwszej punkowej fali nic się w zasadzie do dzisiaj nie zmieniło. Ludzie wciąż mają te same problemy i wciąż śpiewają o nich w kapelach punkowych. Jedynie technologia ułatwia im nagrywanie płyt.

Czy to prawda, że Johnny Ramone nigdy nie zagrał gitarowej solówki?

- Absolutna prawda! Nie umiał! To Joey [wokalista - przyp. aut.] i Dee Dee pisali piosenki. I Dee Dee musiał uczyć Johnny'ego jak je grać, zanim mogliśmy wejść do studia. Kiedy mieliśmy próby a Dee Dee przynosił coś nowego, musiał Johnowi pokazywać gdzie łapać za gryf. Z czasem oczywiście Johnny nauczył się dobrze grać partie rytmiczne, ale nie umiał zagrać gitary prowadzącej. I na tym polegała wyjątkowość Ramones - nie było solówek, tylko ściana dźwięku.

Johnny nigdy nie próbował zagrać czegoś więcej?

- Cóż, próbował, ale bardzo szybko się zorientował, że nie w tym tkwi jego siła. Są tysiące gitarowych wymiataczy, ale Johnny Ramone ze swoim brzmieniem był tylko jeden.

Ramones to nie tylko muzyka, ale i niesamowicie charakterystyczny styl ubierania. Wiem, że to ty go zapoczątkowałeś.

- To strój z Brooklynu. Mieszkałem tam. W najgorszej dzielnicy Nowego Jorku - nie ma bardziej niebezpiecznego miejsca w całych Stanach. I kiedy jako dzieciak chodziłem do szkoły, musiałem się tak ubierać - bo tam rządziły gangi i co chwila trzeba się było z kimś bić. Goście tacy jak Fonzie z serialu "Happy Days", albo bohaterowie filmu "The Lords Of Flatbush" z Sylvestrem Stallone tak się ubierali - i ja się tak ubierałem. Musiałem być twardzielem, bo na każdym kroku musiałem walczyć. To był styl brooklyński, który szalenie mi się podobał - skórzana kurtka, jeansy i adidasy. I na zdjęciu z tyłu okładki mojego pierwszego albumu, który nagrałem mając 16 lat z grupą Dust, wyglądam dokładnie tak. A Ramones przychodzili na koncerty Dust pięć lat przed tym, jak nagrali swój debiut. I podchwycili ten styl ubierania u mnie.

Słyszałem, że Ramones ćwiczyli ruch sceniczny przed lustrem w czasie prób. To prawda?

- Nie... To znaczy było tak: kiedy Dee Dee odszedł [w 1989 roku - przyp. aut.] wzięliśmy sidemana, CJ Warda. I żeby mógł występować, musiał się zgrać z Johnem w ruchach i wiedzieć, co się dzieje w muzyce. I rzeczywiście, mieli lustro, przed którym ćwiczyli zmiany w utworach, a także skoki i obroty.

Pierwszy album jaki nagrałeś z Ramones to "Road To Ruin" z 1978. Pojawił się tam jeden z waszych największych hitów, "I Wanna Be Sedated". Pamiętasz może jak powstał?

- Kiedy dołączyłem do zespołu dostałem koncertowy album, który chłopaki nagrali w Londynie i demówki nowych numerów. W dwa tygodnie musiałem opanować czterdzieści piosenek. I na demo ten utwór był już w zasadzie zrobiony - ale nie był rozwinięty. Rozwinęliśmy go w studiu razem. Dodałem ten mały breakdown w środku i kilka przejść na tom-tomach. To był mój wkład.

Spodziewaliście się, że będzie z tego hit?

- Cóż, spodziewaliśmy się... ale wtedy się hitem nie stał. Dzisiaj jest najczęściej ściąganą z sieci piosenką Ramones, ale wtedy radio nie chciało go puszczać - uznano, że chodzi w nim o branie narkotyków. A przecież to piosenka o tym, żeby dojechać na lotnisko i wsiąść do samolotu!

Czy Ramones musieli się rozpaść w 1996?

- Usiedliśmy razem i już w 1994 zadecydowaliśmy, że tak się powinno stać. Wybraliśmy rok 1996, bo wtedy przypadała 20 rocznica wydania pierwszej płyty. To był właściwy moment, żeby zakończyć w dobrym stylu.

Była szansa na reunion?

- Nie, bo rok po rozpadzie Joey zachorował na raka, a później to samo spotkało Johnny'ego.

Zdaje się, że przez większość historii Ramones Joey i Johnny cały czas się kłócili?

- No tak, tak było. Wiesz, niektórzy ludzie po prostu się ze sobą nie dogadują. I tak było w tym przypadku. Tyle, że wszyscy byliśmy wystarczająco mądrzy, żeby zostawiać niesnaski za sceną - a na scenie dawać z siebie wszystko, co najlepsze. Kiedy było trzeba, potrafiliśmy skupić się wyłącznie na muzyce - ona była najważniejsza.

Wiem, że byłeś blisko z Joey'em, grałeś na jego solowym albumie "Don't Worry About Me". A jak wspominasz ostatnie spotkania z pozostałymi Ramonesami?

- Przyjaźniłem się z nimi wszystkimi, kurczę, byli moimi kumplami z kapeli. A ja, po Johnnym, Joey'u i Dee Deem byłem w zespole najdłużej. 15 lat! To straszna tragedia, że wszyscy trzej zmarli. Myślę, że gdyby nie chorowali i byli z nami do dzisiaj, to powrót Ramones byłby możliwy.

Słyszałem anegdotę na temat Ramones, w której ktoś wziął was za upośledzonych umysłowo. Możesz przypomnieć, jak to było?

- Zatrzymaliśmy się kiedyś na stacji benzynowej - w 1979 roku, gdzieś w USA - ja, Joey, Johnny i Dee Dee. No i nasz kierowca, Monte. I kiedy ten wysiadł żeby zatankować, jakaś staruszka podeszła do niego ze słowami: to naprawdę miłe z twojej strony, że opiekujesz się tymi niedorozwiniętymi dziećmi... A my naprawdę nie byliśmy niedorozwinięci, przysięgam! (śmiech)

Czy to prawda że codziennie ćwiczysz?

- Ćwiczę, kiedy tylko mogę. Mam studio na Brooklynie gdzie przychodzę i gram na bębnach. Mogę grać samemu, bo wszystkie piosenki mam w głowie. Śpiewam je i gram - cały nasz set, trwający godzinę i dwadzieścia minut. Jeśli jesteś muzykiem, powinieneś ćwiczyć - ile się da! Jeśli nie ćwiczysz, robisz się kiepski.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ramones | perkusista | jarocin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama