Reklama

Zaniki świadomości Robbiego Williamsa

Wydaje się, że Robbie Williams - świadomie czy też nieświadomie - przez całą karierę zderzał się z show-biznesem. Czołowo, bez pasów bezpieczeństwa i poduszek powietrznych. Wydana właśnie kompilacja największych przebojów gwiazdora "In and Out of Consciousness" nie tylko tytułem dokumentuje kolizje niepokornego artysty z popkulturą.

O tym, że Robbie Williams od zawsze miał talent do wpadania w kłopoty, świetnie pokazuje incydent, który miał miejsce zanim jeszcze Brytyjczyk nagrał choćby jeden przebój. Młody Robert został w zaskakujących okolicznościach zwolniony z firmy zajmującej się sprzedażą i montowaniem okien, gdzie pracował po tym, jak z powodu kontuzji załamała się jego kariera piłkarska. A czym tak naraził się mocodawcom przyszły gwiazdor? Robbie został przyłapany na tym, że odradzał klientom zakup okien u swego pracodawcy! Ta fundamentalna niesubordynacja wyszła Williamsowi na dobre, ale też pokazuje, że Robbie od zawsze balansował pomiędzy zdrowym rozsądkiem, a jego nagłym zanikiem.

Reklama

"Nie" dla boysbandu

Sukces odniesiony z boysbandem Take That oczywiście zawrócił nastoletniemu Robbiemu w głowie. Piosenki grupy zdominowały listy przebojów, albumy zestawienia bestsellerów, a na koncertach - i przede wszystkim po występach - eksponowany na frontmana Williams musiał stawić czoła rzeszom szalejących, nastoletnich fanek. Niedoszły piłkarz FC Port Vale i sprzedawca ram okiennych kilka lat wcześniej mógł tylko pomarzyć o tym, co było dla niego pierwszej połowie lat 90. rzeczywistością.

Kariera w Take That niosła za sobą nie tylko sukcesy i przyjemności, ale też ciężar graniczącej z obłędem popularności, a przede wszystkim reżimowy tryb życia członków Take That, których więcej niż ojcowską surowością pilnował menedżer Nigel Martin-Smith. Robbiemu nie pasowały wyczerpujące próby, które regularnie opuszczał. Nie podobały mu się rzewne ballady komponowane przez Gary'ego Barlowa, a frustrację potęgował brak zrozumienia dla jego własnych muzycznych pomysłów (jak np. nagranie przez boysband słynący z nastrojowych kompozycji utworów hiphopowych). Ekstrawertyczne zachowanie Robbiego, które intensyfikowały kokaina i alkohol, zaczynało męczyć kolegów z Take That. Wreszcie dzień przed występem na gali MTV Europe Music Awards w 1995 roku wokalista o mało nie przedawkował narkotyków.

Koledzy powiedzieli: "Dosyć!", a Robbie - najprawdopodobniej z westchnieniem ulgi na ustach - zgodził się opuścić Take That. Jego niepokorna osobowość wołała o wyrwanie się z boysbandowej foremki, co - niekoniecznie świadomie - Williamsowi udało się w spektakularnie rock'n'rollowym stylu. Pewnie wielu pukało się w czoło, zastanawiając się, jak można w ten szalony sposób odwrócić się od świata, który leżał u twoich stóp. Natomiast Robbie jeszcze bardziej wypiął się na popowy mainstream i byłego już pracodawcę. Może nie namawiał fanów, by przestali kupować płyt Take That, ale imprezowanie - oczywiście w stanie wskazującym na zanik świadomości - z chuliganami z Oasis na zapleczu festiwalu Glastonbury, było wyraźnym "pozdrowieniem" dla kolegów z ugrzecznionego boysbandu.

Robbie Williams jeszcze z Take That:

Artysta wszech czasów

Nieprzytomny od swobody po zerwaniu z boysbandowej smyczy Robbie Williams kopał mocno w show-biznes, ale show-biznes nie pozostał mu dłużny. Butne i zuchwałe zapowiedzi o rozpoczęciu kariery solowej były jak pisanie palcem po wodzie. Williams, na mocy kontraktu z Martinem-Smithem i wytwórnią, nie miał prawa rozpoczynać kariery solowej, dopóki istniał zespół Take That. Ten rozpadł się... dokładnie w 22. urodziny piosenkarza, ale... nieoficjalnie. Tym samym Robbie wciąż był niewolnikiem cyrografu.

Za sprawą kosztownych i wyczerpujących procesów sądowych, prawnicy uwolnili Williamsa, przed którym ponownie otworzyły się drzwi wielkiej kariery. Tak spektakularnej, wspaniałej, że aż nie ma sensu się o niej rozpisywać.

W jednym zdaniu wygląda ona mniej więcej tak: 55 milionów sprzedanych płyt na całym świecie, 15 statuetek BRIT Awards (najwięcej w historii), oficjalny tytuł najpopularniejszego brytyjskiego wykonawcy na Wyspach i największego artysty lat 90. Zjednoczonego Królestwa, wreszcie majątek wyceniany w 2009 roku na zawrotne 130 milionów funtów. Dorzućmy do tego kilka przebojów, które znane są w każdym zakątku kuli ziemskiej, nawet w Ameryce Północnej, która Robbiego akurat nie pokochała: "Angels", "Let Me Entertain You", "Millennium" czy "Feel". To te pierwsze z brzegu. W takiej glorii i chwale tylko ci o stalowych charakterach nie tracą kontaktu z rzeczywistością. Robbiemu to, co prawdziwe, znów szybko zniknęło z widnokręgu.

Biorąc pod uwagę powyższe fakty, nie zaskakuje, że w trakcie dekady niezaprzeczalnych sukcesów stary dobry Robbie starał się zarżnąć kurę znoszącą złote jajka. Na przykład albumem ze swingującymi piosenkami, którą - jak zaznaczał w wywiadach - od zawsze chciał nagrać. Nie udało mu się, bo "Swing When You Are Wining" okazał się być kolejnym bestsellerem, a piosenka "Something Stupid" nagrana z aktorką Nicole Kidman, karnie dołączyła do szeregu największych hitów Brytyjczyka.

Niekończące się sukcesy spowodowały, że Robbie podpisał w 2002 roku kontrakt z wytwórnią EMI wart zawrotne 80 milionów funtów! Na jego mocy piosenkarz zyskiwał m.in. artystyczną kontrolę nad kolejnymi albumami, a koncern zobowiązał się wypromować gwiazdora w Ameryce. Rekordowa pod względem finansowym umowa został przystemplowana bestsellerowym albumem "Escapology" z 2002 roku i serią trzech triumfalnych koncertów w Knewborth, które w sumie obejrzało 375 tysięcy fanów! W trakcie tych występów Robbie znów spoglądał ze sceny na świat, który miał u swych stóp. Znów zakręciło mu się w głowie. I ponownie postanowił pokazać światu dolną część pleców. Był rok 2003.

Robbie i ponad 100 tysięcy osób śpiewa "Angels" w Knewborth:

Po równi pochyłej z prędkością światła

Na wydanych na przestrzeni roku albumach "Intensive Care" (2005) i - eksperymentalnym według samego artysty - "Rudebox" (2006), zabrakło współtwórcy największych przebojów Robbiego - Guy'a Chambersa, a w konsekwencji hitów na playlistach. Williams postanowił bowiem odciąć się od przebojów, które dały mu wszystko, a udowodnić światu, że jest wiarygodnym twórcą.

Niestety, jego zabiegi spowodowały jedynie, że przestał być wiarygodną gwiazdą dla mainstreamu. Kura wreszcie została zarżnięta. O ile pierwszy z albumów stworzonych z Stephenem Duffy jeszcze pędem sukcesów poprzedników dotarł w górne rejony list bestsellerów, to już "Rudebox" mocno wyhamował w zestawieniach, a dodatkowo został bezlitośnie ukamieniowany przez krytykę. Na przykład gazeta "The Sun" określiła tytułowy, udziwniony utwór mianem "najgorszej piosenki wszech czasów". Robbie zaczął z prędkością światła tracić popularność. Czy i wtedy, zaszyty w Los Angeles, gdzie nikt nie miał pojęcia kim jest ten koleś mówiący ze śmiesznym akcentem ze środkowej Anglii, Williams westchnął z ulgą, jak tego dnia gdy wywalono go z Take That? Czy ta prowokacja była zawczasu zaplanowanym manewrem, czy może zdarzyła się przez przypadek? Tego się nie dowiemy.

Po wydaniu "Rudebox" Robbie zniknął na blisko 3 lata, co w pędzącym z prędkością ponaddźwiękowca świecie show-biznesu jest prawie epoką. Wydana w 2009 roku płyta "Reality Killed the Video Star", której tytuł jest oczywistym komentarzem do sytuacji artysty, jako pierwsza w karierze artysty nie dotarła na szczyt listy bestsellerów w Wielkiej Brytanii.

Jednak show-biznes Zjednoczonego Królestwa dał podupadłemu gwiazdorowi szansę, której nie dało się nie wykorzystać. Chyba, że nazywasz się Robbie Williams. Występ piosenkarza w hiper oglądalnym telewizyjnym konkursie talentów "The X Factor" oznaczał przepustkę do mainstreamu. Wystarczyło wyjść i zaśpiewać na żywo nowy singel "Bodies", by znów trafić pod brytyjskie strzechy. Robbie wyszedł, zaśpiewał i...

Reakcje mediów były tak gwałtowne, że przedstawiciel artysty musiał wydać specjalne oświadczenie, w którym zaznaczył, że jego klient w trakcie występu nie był pod wpływem narkotyków. Fakt, że taka deklaracja w ogóle się ukazała, mówi sam za siebie. Znów wracamy do młodzieńczych czasów, gdy Robbie odradzał klientom zakup okien w firmie, w której pracował.

Niesławny występ Robbiego w "The X Factor":

Szczyt i co dalej?

Kilka miesięcy temu wokalista zdecydował się powrócić w szeregi zespołu Take That. A jak donoszą brytyjskie media, come back niewiernego Roberta przyniesie członkom grupy rekordowe zarobki. "The Sun" napisał, że wokaliści zakopali topory wojenne, ponieważ otrzymali bardzo lukratywną propozycję. Tabloid wyliczył, że w sumie zespół zarobi ponad 75 milionów funtów! "Współpracownicy Take That zabierają się za planowanie największej trasy zespołu w historii. Ponoć mają niesamowite pomysły" - ujawnił rozmówca "The Sun".

Oznacza to, że tylko miesiące dzielą nas od momentu, gdy Robbie znów znajdzie się na szczycie. Czy tym razem, patrząc z góry, pokona zawroty głowy powodujące zanik świadomości i trzeźwego myślenia czy ponownie otumaniony spadnie ze szczytu? Czy jako odpowiedzialny mąż i - według brytyjskich brukowców - przyszły ojciec poradzi sobie z sukcesem jak prawdziwy mężczyzna czy spapra wszystko w zdumiewającym stylu? Za jakiś czas dowiemy się, jak będzie wyglądał następny rozdział książki pod tytułem "Robbie Williams: In and Out of Consciousness".

Zobacz teledyski Robbiego Williamsa na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Robbie Williams | show-biznes | Biznes | the sun | show | williams | Take That
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama