Mam talent
Reklama

Trzy problemy "Mam talent"

Czy Magda Welc zasłużenie wygrała "Mam talent"? Nie da się tego zmierzyć. Na pewno należą jej się gratulacje. Choć trzy dni po finale show internauci wciąż zażarcie dyskutują nad zasadnością werdyktu widzów, nie należy on - moim zdaniem - do kategorii szczególnie kontrowersyjnych. Są jednak inne powody, by na trzecią edycję programu trochę ponarzekać.

11-letnia Magda, która zbuduje rodzicom dom, ewidentnie budzi sympatię wśród ludzi w średnim wieku, zwłaszcza obdarzonych wysoko rozwiniętym instynktem macierzyńskim / ojcowskim, oraz u widzów starszych. Fakt, że zdecydowali się oni w sobotni wieczór chwycić za telefony i słać sms-y zdecydował o triumfie dziewczyny. Młodsi odbiorcy "Mam talent" kibicowali przede wszystkim Kamilowi Bednarkowi i Piotrowi Lisieckiemu, co widać choćby w komentarzach pod naszymi tekstami. Jednak powodów do rozdzierania szat po zwycięstwie Magdy nie widzę - ten znakomity, niski głos i myślące oczy zasługiwały na docenienie.

Reklama

"Mam talent" wciąż ogląda się świetnie, o czym świadczą wyniki oglądalności, Marcin Prokop z Szymonem Hołownią z edycji na edycję są coraz zabawniejsi, odcinki montowane są pierwszorzędnie, a Kuba Wojewódzki wciąż może się uważać za gwiazdę numer jeden programu. Na tym sielankowym pejzażyku są jednak rysy.

1. Ośmiu wokalistów w finale to za dużo. Fakt, że znaleźli się w ścisłej czołówce dzięki głosom widzów, nie oznacza, że można całą winę zwalić na naród, który rzekomo nie uznaje innych talentów niż śpiewanie. Przypomnijmy, że pierwsze dwie edycje wygrali odpowiednio: akrobatyczny duet i akordeonista.

Okazało się, że trzecia edycja nie wylansowała żadnych fenomenalnych tancerzy, gimnastyków, (szkoda jednak, że odpadła Gosia Staszewska), instrumentalistów, czy też unikatowego talentu na miarę dziewczyny, która w ukraińskim "Mam talent" rysowała w piasku.

Wokaliści byli świetni, porywali, ale nie mieli w tym roku konkurencji. Dlaczego tak się stało? Twórcom programu nie udaje się do innych dotrzeć, zachęcić do przyjścia na casting? Przesłuchania są źle zorganizowane? Może jest ich za mało? Jurorzy są za mało otwarci? Kreatywności w narodzie brakuje? A może - nie należy tego wykluczać - tak jak nie ma u nas piłkarzy czy bobsleistów na światowym poziomie, tak samo na przykład nasze uliczne grupy taneczne są takie sobie? Poniżej występ zwycięzców trzeciej edycji "Britain's Got Talent" - warto się zastanowić, dlaczego my mamy niezłe UDS, a oni mają niesamowite Diversity:

Czy równie świetny duet Signature, który dał czadu w 2008 roku:

W tym roku z kolei "Britain's Got Talent" wygrała akrobatyczna grupa Spelbound - zobacz ich występ.

I teraz z ręką na sercu - czy w trzeciej serii "MT" mieliśmy takich artystów? Nieśpiewających uczestników, którzy zasłużyli na owacje na stojąco?

2. Małgorzata Foremniak. Jest też kłopot z jurorami. Kłopot numer jeden to Małgorzata Foremniak, która niemal zawsze zgadza się z Kubą i z Agnieszką, a jak już ma powiedzieć coś od siebie, to kończy się na egzaltowanych minach, gestach, bezsensownych metaforach i słynnych onomatopejach. Oczywiście, dodaje ona kolorytu, można się pośmiać, można wypisywać jej najlepsze teksty, ale faktu, że się nie nadaje, przemilczeć nie sposób.

Kłopot numer dwa to stępione ostrze krytyki Kuby Wojewódzkiego i Agnieszki Chylińskiej. Rozumiem, że "Mam talent" to program rodzinny, który ma generować pozytywne emocje, ale były w tej edycji półfinały, w których wszyscy uczestnicy słyszeli same czułe słówka, w których miód lał się strumieniami, nie zawsze w pełni zasłużenie.

Znów odwołam się do brytyjskiej edycji (za co już kilka razy dostawałem od was po głowie) - charyzmatyczny i uroczo marudny Simon Cowell, przesympatyczna, wzruszająca się w co drugim odcinku Amanda Holden i nieco bufonowaty Piers Morgan tworzą trio znacznie bardziej fachowe i jednocześnie interesujące niż Wojewódzki, Chylińska, Foremniak. "Jaki kraj, taki Simon Cowell" - powiedział niedawno nasz redaktor naczelny i przy całej sympatii dla Kuby Wojewódzkiego, on wciąż woli obsadzać się w roli mistrza bon motów niż kompetentnego odkrywcy i promotora talentów.

3. Kuleje narracja. Odnoszę wrażenie, że twórcy "Mam talent" nie potrafią dobrze sprzedać bohaterów programu. Czynione są takie próby - jak choćby Magda kupująca dom rodzicom - jednak większość półfinalistów i finalistów przedstawiano jako nijakie postaci produkowane taśmowo, by powtarzać, że śpiewają od dzieciństwa i że bardzo to kochają.

Kevin Skinner, zwycięzca "America's Got Talent", był farmerem, który, by wziąć udział w programie, po raz pierwszy w życiu wyjechał z Kentucky i nigdy wcześniej nie widział dużego miasta. Kamera oczywiście towarzyszyła tej dziewiczej wyprawie. Susan Boyle była samotną gospodynią domową, mieszkającą z kotem, która nigdy nie miała chłopaka i która okazała się mieć głos anioła. Publiczność śmiała się z tego, że jest niezdarna, a ona sprawiła, że palili się potem ze wstydu. Paul Potts przyszedł do programu jako śpiewający operowe arie sprzedawca telefonów komórkowych!

Te piękne - być może naciągane, wszak "telewizja kłamie" - historie pokazują, czym powinien być "Mam talent". To opowieść w dużej mierze o brzydkich kaczątkach, o Kopciuszku, który staje się księżniczką, to zabawa operująca kontrastem, kontrastem między skalą talentu uczestników a ich codziennym, zwykłym życiem. Warto, by ten wątek został w kolejnej edycji lepiej wyeksponowany.

Michał Michalak

Czytaj blog "Język Elit" Michała Michalaka

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: talenty | Mam Talent | Magdalena Welc | Bednarek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy