Reklama

Tina Turner: 30 lat "Private Dancer"

Najseksowniejsza babcia rocka Tina Turner świętuje! 30 lat temu na rynek trafił jej album "Private Dancer", dzięki któremu nie tylko zyskała gwiazdorski status, utrzymywany do dziś, ale dowiodła też, że seksapil nie jest domeną wyłącznie młodych kobiet.

Dżinsowa kurteczka, kusa sukienka z czarnej skóry, eksponująca długie, smukłe nogi odziane w siatkowe pończochy, szpilki na niebotycznym obcasie, natapirowane włosy - w takim wydaniu Tina Turner objawiła się światu 29 maja 1984 roku. W dniu premiery longplaya "Private Dancer" wokalistka miała 44 lata, ale nie przeszkodziło jej to zostać idolką młodzieży i jedną z najjaśniejszych gwiazd epoki MTV.

Realizacja śmiałego planu przedstawienia Turner odbiorcom, o co najmniej o połowę od niej młodszym rozpoczęła się od przygotowania przebojowego materiału muzycznego. Artystka miała jasną wizję swego wielkiego powrotu: nagra tylko piosenki o rockowym sznycie.

Reklama

"Nie będę śpiewać żadnych łzawych bzdetów!" - zarzekała się przed wejściem do londyńskiego studia, gdzie rejestrowany miał być jej album.

Roger Davis, menedżer Tiny przedstawił ją autorce piosenek Jeanette Obstoj. Piosenkarka opowiedziała jej historię swego życia, a ta zainspirowana jej słowami, napisała "I Might Have Been Queen". Tekst traktujący o reinkarnacji zachwycił oddaną buddystkę, jaką już wtedy była Tina.

Inaczej rzecz się miała z utworami, które dla Turner przygotował Terry Britten, dawny muzyk grupy The Twilights. "Show Some Respect" i "What's Love Got To Do With It" choć zdawały się idealnie skrojone na miarę zarówno możliwości wokalnych Tiny, jak i jej muzycznej wrażliwości, zupełnie do niej nie przemawiały. Uparty menedżer zdołał jednak przekonać swą podopieczną do nagrania proponowanych utworów.

Tina zaśpiewała je jednak bez większego przekonania i nie posiadała się ze zdumienia, gdy szefostwo wytwórni Capitol wytypowało właśnie "What's Love Got To Do With It" do roli zwiastuna płyty "Private Dancer".


"Nie mogę powiedzieć, że wszystkie piosenki były w moim guście" - przyznawała gwiazda po latach. "Mieliśmy jednak nóż na gardle - płyta musiała być przebojem" - wspominała.

Nagrana w ciągu zaledwie dwóch tygodni "Private Dancer", na której znalazło się też miejsce na mistrzowskie interpretacje utworów Ann Pebbles ("I Can't Stand The Rain"), Ala Greena ("Let's Stay Together") i The Beatles ("Help!") nie od razu jednak podbiła listy bestsellerów. W USA płyta uplasowała się na zaskakująco niskiej 101. pozycji. Dopiero rosnąca popularność tak nielubianej przez Tinę piosenki "What's Love Got To Do With It" zdołała wylansować cały album. Nakład, jaki zniknął ostatecznie ze sklepów przekroczył zawrotne 20 milionów egzemplarzy. Ukoronowaniem tryumfu były liczne nagrody Grammy dla "What's Love Got To Do With It". Turner nie tylko odebrała statuetkę, ale także zaśpiewała na gali jej wręczenia.


Zapowiadając jej występ John Denver powiedział: "Oto kobieta, którą Bóg zesłał na Ziemię, by nauczyła kobiety chodzić w szpilkach".

Publiczność, również ta nastoletnia, nie mogła oderwać wzroku od Tiny, gdy ta śpiewała swój wielki przebój.

"Mamo! Jesteś niesamowita! Wyglądasz na 26 lat!" - komplementował ponadczterdziestoletnią gwiazdę jej syn Craig.

Sama Tina, pytana o swą młodzieńczą energię i wygląd wyjaśniała: "Nigdy nie paliłam, ani nie brałam narkotyków. W moim ciele nie ma szkodliwych substancji. Ufam homeopatii".

Prawdziwym sekretem jej niezmierzonych pokładów energii pozostawała miłość do muzyki. Z występów przed mikrofonem - czy to w studiu, czy na estradzie - artystka zawsze czerpała siłę. Nawet dziś, choć cieszy się spokojnym życiem emerytowanej gwiazdy 74-letnia Tina nie rezygnuje ze śpiewania. Już 6 czerwca na europejskim rynku pojawi się kolejna płyta "Love Within" formacji Beyond, której członkinią jest Turner. Lwicę rocka usłyszymy w natchnionym repertuarze, w którym jej głos brzmi tak samo przekonująco, jak w jej największych przebojach.

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tina Turner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy