Reklama

Szymon Wydra i ptasie kupy

Wokalista zdradza szczegóły burzliwej młodości.

Szymon Wydra pochodzi z Radomia:

"To biedne miasto. Można tu mocno dostać w kość. Ludzie nie mają pieniędzy. Pracy jest mało, pieniędzy też. A jednak radomianie to twardzi ludzie, potrafią sobie radzić w trudnych sytuacjach..." - opowiada "Super Expressowi".

"Wychowywała mnie babcia Ania ze strony mamy. Była Ukrainką. W czasie wojny trafiła na roboty do Niemiec, potem osiedliła się w Radomiu. Tu też poznała dziadka, ale on zmarł przed moimi narodzinami. Babcia była bardzo muzykalna, grała na bałałajce. Być może to właśnie jej geny odziedziczyłem. Babcia wychowywała mnie nie dlatego, że rodzice nie interesowali się moim losem. Po prostu ciężko pracowali. Tata był inżynierem, mama nauczycielką. Przez kilka lat uczyła w wiejskiej szkole pod Radomiem" - kontynuuje.

Reklama

Szymon już jako dziecko przejawiał zainteresowania muzyczne:

"Pewnego razu tata poszedł ze mną do cyrku. Gdy orkiestra zagrała, zacząłem się tak drzeć, że muzycy przestraszyli się, a tata musiał mnie szybko stamtąd zabrać. Gdy miałem 16 lat, założyłem swój pierwszy zespół" - śmieje się piosenkarz.

Tata artysty nie pochwalał jednak fascynacji muzyką i namawiał syna do gry... na weselach:

"Chciał, żebym miał konkretny fach w ręku, a ja wolałem całymi dniami grać na gitarze. Jak już masz grać, to graj, ale na weselach. Przynajmniej na tym zarobisz - mawiał. Odpowiadałem mu, że z całym szacunkiem dla muzyków weselnych, to nie jest to, co chcę robić w życiu, bo mnie interesuje prawdziwa muzyka, chcę realizować siebie. W ten sposób rozpoczęła się nasza wojna domowa".

Konflikt z ojcem spowodował, że 19-letni Wydra postanowił wyprowadzić się z domu:

"Miałem dosyć kłótni, sporów, a przede wszystkim przymusów. Chciałem mieć wolną rękę. Zacząłem szukać mieszkania i znalazłem klitkę w suterenie. Jej wynajęcie kosztowało mnie 100 złotych, dokładnie tyle, ile kieszonkowego dostawałem od dziadka Czesława" - opowiada.

"W moim apartamencie mieściło się łóżko i szafa. Nie było okna, o łazience mogłem tylko pomarzyć. Myłem się na dworcu. W nocy było mi tak zimno, że spałem w kilku grubych swetrach, pod grubą pierzyną, a ogrzewałem się suszarką. Wtedy po raz pierwszy zaimponowałem ojcu. Nie powiedział mi tego, ale był ze mnie dumny, a właściwie z tego, że potrafiłem postawić na swoim i sobie poradzić".

Piosenkarz został zmuszony do znalezienia pracy:

"Wylądowałem na stacji benzynowej. Przez cztery lata myłem szyby z ptasich gówien, pracowałem na czarno, ale nie kradłem. Pamiętam, że kiedyś przyjechał na tę stację policjant. Chciał mnie zabrać na komisariat. Pokłóciłem się z nim, prosto w twarz wykrzyczałem, że nie robię nic złego, że zarabiam, żeby przeżyć. Od tamtego czasu przyjeżdżał na stację regularnie, został moim stałym klientem".

"Kolejnym zajęciem, jakiego się podjąłem, była praca w nocnym sklepie monopolowym, potem postanowiłem spróbować swoich sił w dziennikarstwie" - kończy opowieść Szymon.

Zobacz teledyski Szymona Wydry na stronach INTERIA.PL!

Super Express
Dowiedz się więcej na temat: babcia | szymon | wydra | Szymon Wydra
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy