Sting: Chwile grozy w samolocie
Sting, brytyjski muzyk i wokalista, zaszył się w swej włoskiej posiadłości w Toskanii, gdzie dochodzi do siebie po wypadku, do jakiego doszło w poniedziałek, 30 kwietnia, wieczorem na lotnisku we Florencji. Jego samolot Cessna Citation 5 nie wyhamował po wylądowaniu na pasie startowym, przedarł się przez siatki ochronne i zatrzymał się dopiero na pasie zieleni. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Na pokładzie samolotu, oprócz Stinga, znajdowały się jeszcze trzy inne osoby - jego przyjaciel i dwóch pilotów. Jak podała włoska agencja ANSA, przyczyny wypadku bada specjalna komisja. W swych doniesieniach sugeruje ona, że prawdopodobnie w trakcie zetknięcia się maszyny z ziemią uszkodzone zostały hamulce.
Sting, który obecnie przebywa w swej willi w Figline Valdarno, nie chce komentować całego zdarzenia i chowa się przed dziennikarzami. Podobno rozmawiając ze swym przyjacielem powiedział: "Powiedz wszystkim, że czuję się dobrze i nie chcę tutaj mieć żadnego zamieszania".
Sam znajomy artysty dodał: "Sting czuje się nieźle, jest trochę wstrząśnięty, ale każdy, kto przez coś takiego przejdzie, potrzebuje chwili czasu, aby ochłonąć. Powiedział mi, że nie ma ochoty z nikim na ten temat rozmawiać".
Muzyk odbywa obecnie swe kolejne tournee, a w niedzielę, 29 kwietnia, wystąpił na festiwalu "Spring Snow", w znanym alpejskim kurorcie narciarskim Ischgl/Samnaun, położonym 2300 metrów nad poziomem morza. Właśnie wracając stamtąd jego samolot uległ wypadkowi.
