Reklama

Skandal na koncercie Toma Jonesa w Warszawie

Uczestnicy sobotniego (28 czerwca) koncertu Toma Jonesa w warszawskiej Sali Kongresowej są wściekli, czemu dają wyraz w mediach społecznościowych.

Jak informują widzowie koncertu, występ Toma Jonesa został przerwany z powodu awarii zasilania. Wedle relacji fanów, artysta miał jeszcze do zagrania cztery utwory.

Uczestników rozwścieczyła nie tyle sama awaria (choć to też nie poprawia nastroju), co sposób poinformowania o zdarzeniu. Oddajmy głos widzom:

"Sposób przekazania informacji, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. Wyszła przedstawicielka organizatora i powiedziała, cytuję z pamięci: 'artysta opuscil venue i koncert jest skończony'. Wszystkim opadły ręce" - pisze na Facebooku Artur.

Reklama

"Byliśmy świadkami skandalicznego zachowania ze strony organizatora i kompletnego braku szacunku do uczestników imprezy. Kompletny brak poziomu" - wtóruje Magdalena.

"Także się zgadzam w 100%. Wyjście jakiejś pani, która oznajmiła, że 'artysta opuścił weniu' (sic) nie załatwia sprawy. Koncert został zerwany przed końcem, wobec czego oczekujemy informacji dotyczącej rekompensaty" - domaga się Elżbieta.

"Koncert rewelacja, zakończenie absolutna żenada i skandal ze strony organizatora. Zespół próbujący kilka razy rozpocząć kolejny utwór i odcięcie prądu po 15 sekundach... panowie grzebiący w szafkach elektrycznych z latarkami, a na koniec jakaś pani w rozciągniętym swetrze - skandal! Tylko w Polsce możliwe tak dramatyczne potraktowanie widzów" - wścieka się Anna.

Część fanów ma za złe Tomowi Jonesowi, że nie wrócił na scenę, by się pożegnać. Inni usprawiedliwiają jego decyzję.

"Absolutnie rozumiem, dlaczego Tom Jones nie wyszedł już na scenę. To nie On powinien przepraszać! Wykonał kawał dobrej roboty i pewnie się wściekł" - pisze Katarzyna.

Organizator nie ustosunkował się do tych zarzutów, jak i całego zdarzenia. Podobnie Tom Jones.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tom Jones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama