Reklama

Równorzędny przeciwnik The Beatles

Historia obchodzącego dziś 70. urodziny Briana Wilsona z The Beach Boys to klasyczny przypadek geniusza targanego problemami, które przystopowały rozkwit talentu artysty. Chyba tylko z tego powodu Amerykanin nie doczekał się takiego uznania jak jego rówieśnik, obchodzący niedawno urodziny Paul McCartney.

"Good Vibrations", "Surfin' USA" czy "I Get Around" to piosenki The Beach Boys, które każdy słyszał choć raz w życiu. Za tymi przebojami stoi osoba Briana Wilsona, który artystyczny zenit osiągnął w 1966 roku albumem "Pet Sounds", dziś uznawanym za jedną z najwybitniejszych płyt w historii muzyki popularnej. Sam artysta nazywany jest najważniejszym amerykańskim twórcą muzyki popularnej i porównywany - to rzadkość w świecie muzyki popowej i rockowej - z kompozytorami muzyki poważnej.

Kariera Briana Wilsona nieodłącznie związana jest z zespołem The Beach Boys, który muzyk założył wraz z braćmi Dennisem i Carlem, kuzynem Mike'iem Love oraz przyjacielem Alem Jardine. Choć później The Beach Boys... usunęli Briana Wilsona z zespołu, to jednak właśnie on był motorem napędowym grupy, w której realizował brawurowe i pionierskie pomysły kompozytorskie, aranżacyjne i realizatorskie. Artysta nie był bowiem jedynie twórcą piosenek, a jego perfekcjonizm w studiu nagraniowym graniczył z chorobą psychiczną. Zarejestrowanie kieszonkowej symfonii "Good Vibrations" zajęło pół roku i kosztowało 50 tysięcy dolarów, co w latach 60. było sumą więcej niż zawrotną.

Reklama

Historia Briana Wilsona nierozerwalnie wiąże się również ze wspomnianym wcześniej Paulem McCartneyem i The Beatles, których Amerykanin uważał za głównych rywali na scenie i którzy mobilizowali lidera The Beach Boys do jeszcze bardziej wytężonej pracy. To było prawdziwe starcie gigantów. Będący odpowiedzią na "Rubber Soul" The Beatles absolutnie genialny album "Pet Sounds" The Beach Boys został znokautowany przez perfekcyjny "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". Smaczku temu korespondencyjnemu pojedynkowi dodaje fakt, że The Beatles nigdy nie ukrywali, iż do tak rewolucyjnego brzmieniowo i kompozytorsko przedsięwzięcia, jakim był "Sierżant Pieprz" sprowokował ich właśnie wizjonerski Brian Wilson. Paul McCartney do dziś zresztą twierdzi, że "Pet Sounds" to jego ulubiona płyta.

The Beach Boys i "Good Vibrations":


Niestety, chwiejny emocjonalnie Brian Wilson nie zniósł zbyt dobrze sukcesu genialnego albumu rywali zza Atlantyku. Jak niesie wieść, artysta wpadł w depresję i zarzucił pracę nad opus magnum, którym miał być album "Smile" (płyta została ostatecznie wydana w... 2004 roku). Wtedy to również osobiste problemy artysty, który odmówił koncertowania z The Beach Boys i koncentrował się jedynie na pracy studyjnej, zaczęły wymykać się spod kontroli.

Kłótnie z muzykami, strach przed przemocą ze strony ojca, niezrozumienie przez środowisko muzyczne spowodowały, że Brian stał się odludkiem, a jego najlepszymi przyjaciółmi zostały kokaina i jedzenie. Zdarzało się, że artysta przyciśnięty nocnym głodem potrafił za jednym zamachem zjeść cały tort. Doszło do tego, że żona Briana Wilsona została zmuszona do założenia... kłódek na lodówce.

Taki tryb życia spowodował, że w latach 70. i 80. Brian Wilson stał się uważanym za niebezpiecznego dziwaka kokainistą, który spędzał tygodnie, nie wychodząc z łóżka i ważył około 150 kilogramów! Plotki o tym, że Brian Wilson częstował swoje dzieci narkotykami, nie pomagały w poprawie wizerunku wybitnego muzyka. Wreszcie, nie mogący zdzierżyć trudnego charakteru pogrążonego dodatkowo w depresji lidera, The Beach Boys postanowili zwolnić artystę z zespołu, a małżonka rozwiodła się z nim.

The Beach Boys i "God Only Knows":


Aż dwie dekady - tak naprawdę okres wyjęty z życia artysty - zajęło schorowanemu Brianowi Wilsonowi powrót do w miarę normalnego życia. Muzyk schudł, zerwał z narkotykami i w 1988 roku wydał solowy album zatytułowany po prostu "Brian Wilson", jeszcze raz udowadniając światu, że gra w tej samej lidze, co jego wielki rywal - i obecnie bliski przyjaciel - Paul McCartney. Nie przeszkodziły mu w tym nawet zdiagnozowane przez lekarzy zaburzenia schizoafektywne, charakteryzujące się objawami typowymi dla zaburzeń afektywnych oraz schizofrenii. Artysta zmagał się z halucynacjami i paranoją, które potęgowały zażywane hurtowo lekarstwa.

Kolejnym punktem przełomowym dla muzyka był wreszcie wydany album "Smile", nad którym prace Brian Wilson porzucił jeszcze w 1967 roku. W 2004 roku najsłynniejsza "zaginiona" płyta w historii muzyki popularnej - w wersji odświeżonej - wreszcie ujrzała światło dzienne i spotkała się ze znakomitym przyjęciem. Oryginalne nagrania "Smile" - te pochodzące z lat 60. - wydano jednak dopiero w 2011 roku.

Również muzyka The Beach Boys, przez wielu uważana za obciachową, zaczęła zajmować należne jej miejsce. Do inspiracji kompozycjami i zabiegami produkcyjnymi Briana Wilsona chętnie zaczęli przyznawać się młodzi artyści - nawet ci spod znaku muzyki alternatywnej. Wreszcie sam muzyk pogodził się z żyjącymi członkami The Beach Boys - wśród nich nie ma już niestety braci Dennisa i Carla - i wyruszył z nimi w 2012 roku w trasę koncertową, choć wcześniej relacje pomiędzy nimi delikatnie mówiąc były bardzo chłodne.

The Beach Boys i "I Get Around":


Jako puentę krótkiej i wybiórczej historii życia wielkiego Briana Wilsona przytoczymy zdarzenie z czasów młodości artysty. Jako uczeń szkoły średniej w ramach "zadania domowego" skomponował piosenkę "Surfin'". Niestety, kompozycja nie przypadła do gustu nauczycielowi, który bezlitośnie postawił młodemu Brianowi ocenę niedostateczną. Całe szczęście, że to niepowodzenie nie zniechęciło przyszłego lidera The Beach Boys do muzyki.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Brian Wilson | Paul McCartney | Beach Boys | beatles
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy