Reklama

Mandaryna mogła umrzeć!

Te wakacje mogły się dla niej skończyć tragicznie. W środę (6 sierpnia) rano Marta 'Mandaryna' Wiśniewska (30 l.) w ciężkim stanie trafiła do szpitala w Pucku.

Życie tancerki i wokalistki było poważnie zagrożone. Przyczyną zaś były najprawdopodobniej zjedzone przez nią lody - twierdzi "Fakt".

Trudno uwierzyć w to, że na pozór zwykłe zatrucie lodami mogło być groźne nie tylko dla zdrowia, ale i dla życia przebywającej na urlopie na Półwyspie Helskim piosenkarki. Jednak przez cukrzycę, na którą od lat cierpi była żona Michała Wiśniewskiego (36 l.), mogło się to dla niej skończyć tragicznie - czytamy.

Na szczęście piosenkarka w porę trafiła na oddział wewnętrzny szpitala w Pucku, gdzie natychmiast została udzielona jej pomoc. Nowy partner Marty Michał Szatkowski (26 l.) i dzieci artystki mogły odetchnąć z ulgą - pisze tabloid.

Reklama

Jak udało się dowiedzieć "Faktowi", Mandaryna przyjechała do szpitala odwodniona i z bardzo wysokim poziomem cukru we krwi. Miała przy tym zaburzenia metaboliczne w postaci kwasicy, czyli stanu zakwaszenia organizmu z powodu spadku poziomu insuliny. Mogło to doprowadzić do śpiączki wokalistki, a nawet jej śmierci. Wszystkie nieregularne wskaźniki wymagały pilnego wyrównania. Udało się to.

"Fakt" zdążył ustalić, że na szczęście życiu Marty Wiśniewskiej nie zagraża już niebezpieczeństwo i czuje się ona już lepiej. Choć w dalszym ciągu leży pod kroplówką, jest przytomna i z każdą chwilą jej stan się poprawia. Co jednak spowodowało tę nagłą niedyspozycję piosenkarki? Nie jest to do końca pewne, ale wszystko wskazuje na to, że Mandaryna zatruła się lodami zjedzonymi wcześniej w jednej z nadmorskich knajpek - twierdzi bulwarówka.

Zobacz teledyski Mandaryny na stronach INTERIA.PL!

Sprawdź profil Mandaryny w serwisie Muzzo.pl.

Fakt
Dowiedz się więcej na temat: umarł | Mandaryna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy