Reklama

E-mailowy skandal: Szef krytykuje artystę

Do mediów wyciekł e-mail, jaki wiceszef wytwórni Island Records wysłał swoim współpracownikom. Muzyczny biznesmen krytykuje w nim nowe nagrania Toma Jonesa, określając je "chorym dowcipem".

Walijski piosenkarz podpisał w październiku 2009 roku wielomilionowy kontrakt z Island Records. Na jego mocy w lipcu ukaże się uduchowiony album "Praise And Blame". Gdy David Sharpe, wiceprezes firmy, usłyszał tę płytę, był wściekły.

W mailu do swoich współpracowników napisał, by "ściągnęli ten projekt natychmiast". "Albo odzyskajcie moje pieniądze" - dodał Sharpe.

Biznesmen był zdegustowany zmianą stylu piosenek Toma Jonesa na, jak to określił, kościelne pieśni.

"Przesłuchałem ten album w całości i chcę wiedzieć: czy to jest jakiś chory dowcip?" - pieklił się Sharpe.

Reklama

"Nie po to zainwestowaliśmy fortunę w artystę o uznanej marce, żeby dostarczył nam 12 ścieżek prosto z modlitewnika. Na to się nie zgodziliśmy i nie za to zapłaciliśmy. Kto w ogóle autoryzował decyzję, żeby pracował z folkowym producentem? Kto dopuścił do takiej zmiany stylu?" - czytamy w mailu do pracowników Island Records.

David Sharpe zapytany przez prasę o swojego maila, potwierdził swoje tezy.

Tom Jones był zaskoczony, gdy dowiedział się od dziennikarzy o całej awanturze. "Pierwszy raz słyszę o tym e-mailu. Rzeczywiście, jest bardzo bezpośredni" - powiedział muzyk.

Zobacz teledysk do "Give A Little Love"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tom Jones | biznesmen | skandal | Thomas John Woodward
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy