Reklama

Dlaczego odbija im palma?

Skąd się biorą fochy gwiazd? Dlaczego pod wpływem popularności niektórym po prostu odbija? Edyta Herbuś, Krzysztof Cugowski, Agustin Egurrola, Urszula Dudziak i inni mówią o odporności na wodę sodową.

Rihanna nie wejdzie do garderoby, jeśli kolorystyka pomieszczenia nie będzie utrzymana w "mroźnym niebieskim", a Jay-Z zrobi awanturę, gdy zabraknie sztućców ze srebra i włoskiego wina Sassicaia (koniecznie rocznik 2004).

Kiedy uprzejmy, przyjacielski człowiek z dnia na dzień staje się gwiazdą i w związku z tym zmienia się nie do poznania, zaczyna kaprysić i strzelać fochy, wtedy mówimy, że woda sodowa uderzyła mu do głowy. "Sodówka" może się przejawiać m.in. opryskliwością, ekstrawagancją przekraczającą granice zdrowego rozsądku czy pedantyczną wręcz dbałością o wizerunek.

Reklama

- Czy ktoś ma 20, 30 czy 50 lat, działa to podobnie - mówi nam Krzysztof Cugowski.

Postanowiliśmy zgłębić zjawisko wody sodowej i sprawdzić, gdzie tkwią jego źródła.

Świat u stóp

- Chyba jestem odporna na "bąbelki". Nie lubię tego sformułowania. Bez względu na to, co udaje nam się w życiu zrobić, w jakim jesteśmy miejscu i czasie, kim się otaczamy, trzeba mieć swój kręgosłup. Ja go posiadam i nie sądzę, by to się zmieniło - przekonuje w rozmowie z INTERIA.PL Edyta Herbuś.

Bez podważania prawdziwości słów popularnej celebrytki, należy zauważyć, że żadna z gwiazd, której odbija palma, nie przyjmuje tego do wiadomości. Wynika to z fałszywych przekonań, jakie gromadzą się w głowie pod wpływem sukcesu. Przekonania te każą później wierzyć, że otoczenie ma wobec gwiazdy zobowiązania, z których często źle się wywiązuje - stąd biorą się fochy.

"Sodówa" to przede wszystkim kontrast. Różnica między dawnym życiem a tym nowym sprawia, że człowiek doświadcza, często po raz pierwszy, poczucia władzy i siły. Pojawia się wrażenie, że cały świat padł mu do stóp...

"Czuliśmy się królami Los Angeles. Wydawało nam się, że każdy facet chce być taki, jak my, a każda laska chce się z nami ..." - wspomina Nikki Sixx z grupy Mötley Crüe.

Kontrast między tym, co było, a tym, co jest, wywołuje fałszywe przekonanie o własnej wielkości, a także nieomylności.

"Jest niezadowolona z makijażu, fryzury, sukienki lub z tego, jak pokazuje ją kamera. I choć w żadnej z tych dziedzin nie jest specjalistką, każdemu mówi, co ma robić" - pisał "Fakt" o znanej z "Tańca z gwiazdami" Anecie Piotrowskiej.

- Zachłanność na poklask i łatwość asymilowania wszelkich jego sygnałów jest w nas podtrzymywana przez bardzo liczne przesłanki złudzeń na własny temat - tłumaczy profesor Maria Jarymowicz z Uniwersytetu Warszawskiego.

Zbigniew Hołdys specjalnie dla INTERIA.PL: Ludzki rytuał zwany gwiazdorzeniem

Ktoś, kto odniósł sukces, zaczyna więc wszystkie wydarzenia interpretować jako potwierdzenie tego sukcesu. Pompuje w ten sposób do granic możliwości własne ego. Stąd umacniające się przekonanie o własnej wspaniałości, a co za tym idzie, postrzeganie innych jako gorszych, mniej utalentowanych, mniej ważnych, amatorów, leni itd.

To naturalne!

- Jeśli nie ma się problemów ze sobą, to woda sodowa nie uderza do głowy - odpowiedział Agustin Egurrola, znany choreograf, kiedy zapytaliśmy go o ten problem.

Psychologia jednak nie potwierdza jego opinii. Zdaniem profesor Jarymowicz, zachłyśnięcie się sukcesem leży w naturze człowieka i w żadnym wypadku nie jest odchyleniem od normy.

- Sfera psychiki popędowej nie zna powściągliwości. Stąd nasze apetyty ponad miarę, ponad faktyczne potrzeby, i zachłanność - tłumaczy nasza rozmówczyni.

"Sodówka" jest wynikiem zakodowanej w każdym z nas potrzeby aprobaty społecznej, bez której odczuwamy niepokój. To właśnie z tej potrzeby wyrasta pragnienie sukcesu i popularności, co często prowadzi do pielęgnowania fałszywych wyobrażeń na własny temat.

Kiedy już spektakularny sukces nam się przytrafia, wtedy brak poklasku i należytych hołdów odbieramy jako obelgę.

- Wszyscy jesteśmy wyposażeni w popędy. Są to motywacje ukierunkowane na obronę własnej, biologicznej i społecznej, egzystencji. Ta ostatnia to kwestia pozycji, uznania i aprobaty ze strony otoczenia - opowiada prof. Jarymowicz.

Dyskusyjne przypadki Lisa i Durczoka

Wbrew pozorom wskazanie, komu "sodówka" uderzyła do głowy, a komu nie, wcale nie jest takie proste. Telewizyjni prezenterzy, szczególnie ci, którzy prowadzą programy na żywo, poddawani są ogromnemu stresowi, nic więc dziwnego, że zdarzają im się wybuchy.

Inaczej też należy oceniać zachowanie gwiazd ekranu, które są szefami zespołów i odpowiadają za ich pracę. Pamiętamy słynne nagrania, na których Tomasz Lis rugał grafików, a Kamil Durczok niejakiego Rurka za upi...ony stół prezenterski. Pochopne byłoby jednak jednoznaczne stwierdzenie, że oto mamy w obu tych przypadkach do czynienia z klasyczną "sodówką".

Jeżeli grafika była spartaczona, a stół nie był czyszczony od wielu dni, szefowie mieli prawo się zdenerwować. Poniżanie pracowników na pochwały nie zasługuje, ale przypisywanie Lisowi i Durczokowi syndromu "sodówki" byłoby stwierdzeniem zbyt daleko idącym, tym bardziej, że w obu przypadkach mieliśmy w pewnym sensie do czynienia z troską o lepszą jakość prezentowanego produktu.

No i wreszcie listy koncertowych wymagań artystów. Tutaj również trudno postawić granicę. Czy z faktu, że Justin Bieber wymaga od organizatorów swojego show zapewnienia kosza świeżych owoców, herbaty ziołowej, bawełnianych skarpetek, białych koszulek bez nadruków, miodu, cytryny, paczki czipsów, wynika, że odbiła mu palma czy wręcz przeciwnie?

Gwiazdy otrzymują możliwość stworzenia sobie jak najbardziej komfortowej przestrzeni w garderobie oraz na scenie, więc z tej możliwości korzystają. Faktem jest, że niektórych ponosi - Mariah Carey na długiej liście pozascenicznych żądań precyzuje, w jakim kolorze i jakiego kształtu mają być słomki do napojów!

Wizerunek

Sobotni poranek. 10 rano. Moje przewracanie się z boku na bok przerywa telefon.

- Halo?

- Michał, mówi [młoda-wokalistka-na-dorobku]. Zmieniłbyś to okropne zdjęcie?

- Jakie okropne zdjęcie?

- No w tym waszym newsie. Wyglądam jakbym miała zespół Downa. Proszę, zmień je.

Włączam laptopa. Widzę zdjęcie uśmiechniętej [młodej-wokalistki-na-dorobku]. Fakt, bez makijażu, ale wygląda całkiem nieźle, naturalnie, sympatycznie.

- Ładne zdjęcie przecież, co ci się w nim nie podoba?

- Zmień je, bardzo cię proszę.

- Ale jest sobota! - wzdycham, wykazując się zaledwie namiastką asertywności.

Takich przypadków było bez liku.

Bardzo znana wokalista uparła się przed wywiadem, że nie usiądzie po mojej prawej, gdyż nie chce eksponować gorszego profilu. Trzeba było ustawiać kamery od nowa. Inna, nie mniej znana wokalistka nakazała agencji foto usunięcie zdjęć, na których wyszła rzekomo niekorzystnie. Najlepsze, że wcześniej je zaakceptowała! Później agencja dzwoniła do nas, byśmy i my owe zdjęcia z galerii usunęli. Z siedmiu zdjęć w galerii gwieździe nie podobały się aż cztery.

O ile niezadowolenie artystów z brzydkiego zdjęcia można jeszcze jakoś zrozumieć, o tyle zakaz filmowania ich z młodymi fanami to już sytuacja zadziwiająca.

Na festiwalu w Opolu zarejestrowaliśmy, jak sympatycy pewnego zespołu podchodzą do jego członków, biorą autografy i śpiewają razem z nimi. Było dużo śmiechu. Niezły materiał. Chwilę później podbiegł do nas menedżer grupy i nalegał, byśmy nie publikowali materiału z dzieciakami. Dlaczego? Bo zespół reklamuje ekskluzywną markę i dzieci nie pasują do wizerunku...

Ostatnio dał też popalić Kazik Staszewski, który chciał chronić nie tyle swój wizerunek, co swoją twórczość. Wyszła z tego jednak groteska, bo wokalista zagroził, że pozwie dziennikarza "Gazety Wyborczej" za to, że ten na swoim blogu zamieścił jako motto słowa: "Konsument mówi, że je, aby jeść", będące fragmentem piosenki napisanej przez Staszewskiego. Wokalista uznał umieszczenie tych sześciu słów za poważne naruszenie swojej własności intelektualnej.

Jak się ustrzec?

- Jedni, robiąc karierę, demoralizują się i wtedy to wszystko przybiera bardzo niedobry obrót. Innych to inspiruje, widzą w tym piękny przekaz, możliwość realizowania misji, spełnienia, podarowania ludziom czegoś pięknego - mówi portalowi INTERIA.PL Urszula Dudziak.

Postrzeganie swojej działalności jako misji, a nie jedynie możliwości zaspokajania własnej próżności, to jeden ze sposobów na obronienie się przed "sodówką".

- Poskromienie własnej zachłanności na rozmaite dobra i poklask, powściągliwość i pokora są możliwe tylko pod warunkiem rozwoju pewnych nowych właściwości osobowości - zastrzega profesor Jarymowicz i dodaje:

- Wykształcenie tych cech nie jest łatwe. Wymaga czasu na autorefleksję i wysiłku przezwyciężenia dążenia do upajania się sobą. Co więcej, muszą w to być zaangażowane złożone procesy myślenia na temat wartości i samego siebie. Pomocne jest przyswojenie sobie takich pojęć, jak asceza czy pokora, a wielu z nas nimi nie operuje. Każdy ma jakieś braki pod tym względem.

Polscy wykonawcy, których zagadnęliśmy o "sodówkę", zalecają otaczanie się właściwymi ludźmi.

- Ludzie szczerzy, oddani i prawdziwi nigdy nie pozwolą mi na to, bym się zmieniła - uważa Marina Łuczenko.

Niektórzy obracają temat "sodówki" w żart:

- Jestem już w takim wieku, że to niemożliwe, by woda sodowa uderzyła mi do głowy. Po prostu. O 22.30 zamykają nam się oczka i tyle mamy z tego całego rock and rolla - mówi Tomasz Lubert, lider grupy Volver.

Profesor Maria Jarymowicz przestrzega jednak:

- Nawet najbardziej dojrzali ludzie mają chwile słabości, bo pierwotne mechanizmy z osobowości nie znikają!

Michał Michalak

Czytaj blog "Język Elit" Michała Michalaka

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy