Reklama

Dlaczego na to pozwolono?

Nawet osoby niebędące fanami Amy Winehouse muszą przyznać, że świat stracił prawdziwie wyjątkową artystkę. Jednocześnie osobę zagubioną, której wszyscy chcieli pomóc. Dlaczego to się nie udało?

Informacja o śmierci Amy Winehouse była szokująca nie tylko dlatego, że umarła jedynie 27-letnia dziewczyna, która miała przed sobą świetlaną przyszłość i którą kochały miliony. Wydawało się, że ludzie opiekujący się - nieudolnie, jak się okazało - karierą artystki, nie dopuszczą do tak dramatycznej sytuacji. Zainterweniują w odpowiednim momencie, by nie doszło do tragedii. Nie wypuszczą takiego klejnotu z rąk.

Po śmierci Amy Winehouse nie zapalił się smutny slogan z napisem: "Wiedziałem, że tak będzie". Wręcz przeciwnie. To było wydarzenie zupełnie niespodziewane!

Reklama

Myśli uciekają do innej, bestsellerowej gwiazdy pop, którą w analogicznej sytuacji wyratowano z bardzo poważnej opresji, żmudną pracą wyprostowano karierę i znów doprowadzono na szczyt. Britney Spears. Amerykankę udało się uratować. Dlaczego Amy Winehouse już nie? Była zbyt niezdyscyplinowana i niepokorna nawet dla wszechwładnej, potężnej show-biznesowej machiny? Trudno w to uwierzyć. A jednak.

Do Amy Winehouse wielokrotnie wyciągano rękę. Ile razy była na kosztownym przecież odwyku - to wiedzą pewnie tylko rodzina i najbliżsi współpracownicy gwiazdy. Poświęcono jej mnóstwo czasu. Mnóstwo czasu - którego przecież zawsze brakuje w szaleńczo pędzącym do przodu show-biznesie XXI wieku - jej również podarowano. Nie wymuszono nagranie kolejnego bestselleru, na którego niecierpliwie domagały się listy przebojów, a wytrwale czekano, aż Amy Winehouse poradzi sobie ze sobą. Artystka miesiącami próbowała na własną rękę zerwać z narkotykami. Bezskutecznie.

W Londynie o to zbyt trudno. Później wysłano ją na Karaiby, gdzie spędzała kolejne miesiące z dala od pokus stolicy Zjednoczonego Królestwa i narkotykowej kliki. Sygnały płynące z wysepki St. Lucia, gdzie rehabilitowano Amy Winehouse, były krzepiące. Piosenkarka, choć dalej wywoływała skandale, to na zdjęciach publikowanych w brukowcach wyglądała coraz lepiej. Jakkolwiek to głupio zabrzmi - nabierała kształtów.

To był wyraźny dowód, że gwiazda powoli powraca na prostą. Zagrała - po długiej przerwie - nawet kilka koncertów w Brazylii, które wypadły nie olśniewająco, ale przyzwoicie. Wreszcie pojawiły się nawet informacje, że Amy Winehouse rozpoczęła pracę nad następca bestsellerowego albumu "Back In Black". Wszystko to wyglądało na światełko w tunelu.

I nawet ostatnie wyskoki gwiazdy - godny ubolewania koncert w Belgradzie i smutna konsekwencja w postaci odwołania trasy koncertowej po Europie, czy też doniesienia o nadużywaniu alkoholu - nie budziły większych obaw. Ile razy Amy Winehouse igrała z ogniem? Ile razy grała w rosyjską ruletkę? Ile razy stąpała po krawędzi? Niezliczenie, ale zawsze jednak upadając jak kot na cztery łapy. Szok i osłupienie, że tym razem było inaczej, były z tego powodu gigantyczne. Ta śmierć była naprawdę niespodziewana i nieoczekiwana. Jakkolwiek to nie zabrzmi - bardziej spodziewana była nowa płyta Amy Winehouse. Przecież wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, że demony zostały ujarzmione. Nie zostały.

Na razie nie znamy jeszcze prawdziwej przyczyny śmierci Amy Winehouse, sekcja zwłok ma odbyć się w ciągu 24 godzin od stwierdzenia zgonu, ale wszystko wskazuje na to, że piosenkarka dołączyła do tragicznej armii artystów, którzy nie poradzili sobie z presją sławy i używkami. Uzależnienie to straszna i bezwzględna choroba. Przede wszystkim dlatego, że nieuleczalna. Trzeba żelaznego charakteru, potężnego nakładu pracy, i przede wszystkim chęci wyrwania się z zaklętego kręgu. I świadomości, że nawet najbanalniejsze wydawałoby się wydarzenie może spowodować nawrót, który często kończy się tym najgorszym.

Nie mamy prawa oceniać Amy Winehouse, bo nie byliśmy w jej sytuacji. Mamy prawo jednak czuć żal i złość z powodu niepotrzebnej śmierci oraz utraty wyjątkowego talentu. Bo w popowym świecie banalnych artystycznych prowokacji, sztucznych przebojów i gwiazdeczek z kalki, Amy Winehouse wydawała się artystką z innego świata. Nasz świat utracił ją bezpowrotnie.

Artur Wróblewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Amy Winehouse
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy