Reklama

Albumy muszą zginąć

Zespół Radiohead obwieścił, że nie będzie już nagrywał więcej albumów. Tylko pojedyncze piosenki. Chwilowy kaprys czy koniec pewnej epoki?

Fakty są bezlitosne - sprzedaż płyt spada z roku na rok. W 2008 roku w Stanach Zjednoczonych rozeszło się 88 milionów egzemplarzy mniej niż w 2007 roku. Obecny będzie jeszcze gorszy i nie zmienią tego rewelacyjne wyniki albumów Michaela Jacksona. Jednocześnie rośnie rynek muzyki cyfrowej, a co za tym idzie - zwyczaj kupowania pojedynczych piosenek, a nie całych longplayów. Abstrahując od oficjalnych danych, komputerowe piractwo sprawiło, że w kategoriach dzieła postrzega się dziś najpierw piosenkę, a dopiero w dalszej kolejności album.

Reklama

Taki sposób odbierania muzyki utrudnia czy wręcz wyklucza tworzenie koncept-albumów, gdzie utwory tworzą spójną opowieść, przechodzą płynnie jeden w drugi. Piosenka, która nie jest samoistną całością, z góry skazuje się na porażkę w internetowych sklepach typu iTunes.

Nie sposób również nie zauważyć, jak na naszych oczach dewaluuje się wyjątkowość muzycznego albumu. Dzień premiery płyty bywał dla fanów wykonawcy datą, na którą czekało się z utęsknieniem - ludzie zrywali się z samego rana, by szturmować muzyczne sklepy (dziś już chyba nie ma czegoś takiego...), by dopaść wytęskniony album jak najszybciej. Dziś odliczanie do premiery mało kogo rajcuje - wszak pirackie kopie są w sieci znacznie wcześniej.

Demiltologizacji albumów sprzyjają też multimedialne sklepy. Przejdźcie się w dniu premiery danego albumu do takowego, na 90% nie znajdziecie szukanej płyty na półce. Czasami w ogóle jej nie znajdziecie - ani tydzień później, ani dwa.

Prawie nikt już nie wspomina o regresji jakości piosenek - po pierwsze, empetrójki czy empeczwórki brzmią bardziej płasko i mniej krystalicznie w stosunku do wersji albumowych, po drugie, same płyty już na etapie masteringu są krojone tak, by można ich było słuchać w samochodzie czy biegając po mieście - spłycane są różnice między dźwiękami głośnymi i cichymi, utwory są głośne i doskonale słyszalne od początku do końca, co odbija się jednak na ich "przestrzenności". Wystarczy przypomnieć kontrowersje wokół jakości brzmienia "Death Magnetic" Metalliki - fani byli wręcz oburzeni spłaszczonym dźwiękiem pełnym trzasków i szumów, a muzycy musieli się gęsto z tego tłumaczyć.

Tak jak komunikacja za pomocą słowa pisanego staje się sloganowa, sms-owa, tak zmienia się sposób odbierania muzyki. Dziś piosenki to bardziej samochód, jogging, praca niż wyciszenie przy wieży i winie. Dlatego albumy muszą zginąć.

(mim)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zginął | mus | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy