Reklama

Frontman Lamb Of God już w domu

Po ponad miesięcznej odsiadce w czeskim areszcie Randy Blythe, wokalista amerykańskiej grupy Lamb Of God, wrócił do rodzinnego Richmond.

Przypomnijmy, że Randy'ego Blythe'a zatrzymano w Pradze (co miało miejsce pod koniec czerwca) pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci fana z Czech, będącej - jak się przypuszcza - skutkiem zepchnięcia go ze sceny przez frontmana Lamb Of God na koncercie zespołu w 2010 roku. 19-latek zmarł dwa tygodnie później z powodu krwotoku mózgu.

W czwartek, 2 sierpnia, praski sąd oddalił wniosek prokuratury o zakazie opuszczania Czech przez Blythe, dzięki czemu - po uprzednim wpłaceniu kaucji w wysokości ok. 200 tys. dolarów - około godziny 13. następnego dnia wokalista Lamb Of God wsiadł na pokład samolotu lecącego do Nowego Jorku, skąd wrócił do rodzimej Wirginii, gdzie czekała na niego żona Cindy.

Reklama

"Dziękuję za słowa otuchy i modlitwy. Niech Bóg błogosławi USA!" - powiedział po wylądowaniu na ojczystej ziemi Randy Blythe.

Blythe potwierdził jednocześnie, że - jeśli będzie taka konieczność - wróci do Czech na rozprawę.

"Jestem muzykiem, który podróżuje z zespołem po całym świecie. Muszę oczyścić swoje imię, więc jeśli mnie wezwą, owszem, wrócę do Pragi" - poinformował.

Czytaj także:

Wokalista Lamb Of God posiedzi dłużej

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Blythe | Lamb Of God | areszt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy