Tom Odell w Warszawie: Patron młodych narzeczonych (relacja z koncertu)

Tom Odell oczarował publiczność w Warszawie /Justyna Rojek/DDTVN /East News

"Przykrótkie sny nie w porę, zbyt lekko się ubiorę / Noc długa, świt w szronach i wiosna spóźniona" - w towarzystwie tych słów Tom Odell i jego zespół wkroczyli na scenę hali Torwar. Niezapomniany dla wielu fanek, fanów i dla pewnej pary młodych ludzi. Słowa pochodzą oczywiście z piosenki "Piechotą do lata" zespołu Bajm, która z jakichś powodów wybrzmiała we wtorkowy wieczór w hali. Może ktoś tu bardzo tęskni za słońcem?

Koncert w ramach No Bad Days Tour rozpoczął się chwilę po godzinie 21 i już od pierwszych sekund wiadomo było, że wszyscy na tej sali są już rozgrzani i gotowi - publiczność, którą w oczekiwaniu na Odella nakręcił występ pop-rockowego tria Lany, oraz sam zespół gwiazdy wieczoru, który rozpoczął od "Still Getting Used to Being on My Own", z miejsca wkładając w to 100% energii. Czteroosobowa grupa towarzysząca artyście na scenie to nie tylko świetni instrumentaliści, to także chórzyści, śpiewający w pięknych harmoniach. Do tego pulsujące bębny i ciekawe gitarowe solówki nadawały koncertowi charakteru aż do ostatnich minut.

Reklama

Zagłuszany przez wrzaski publiczności Odell szybko przeszedł do singla z najnowszej płyty, czyli "Wrong Crowd". Wiele razy odstępował od swojego fortepianu i podchodził do zgromadzonego tłumu, nieustannie wprawiając go w zachwyt.

Oba do tej pory wydane długogrające albumy młodego Brytyjczyka, "Long Way Down" z 2013 roku oraz "Wrong Crowd" z 2016, mają świetne momenty, piosenki wręcz skrojone pod koncerty, jednak to kawałki z drugiego albumu zrobiły większe wrażenie. Jak choćby świetny "Concrete", na początku zagrany spokojniej niż płytowy oryginał, by w finale wybrzmieć ze znaną sobie mocą i energią.

Odell na scenie porusza się pewnie, może trochę niezgrabnie, lecz uroczo. Zwłaszcza, gdy próbuje bujać biodrami, tak jak choćby podczas nieco kabaretowego utworu "Entertainment". Dobrze skrojony, delikatnie wygnieciony garnitur, luźno rozpięta marynarka, dodają mu szyku i delikatnej nonszalancji.

"Wyobraźcie sobie, że wszyscy jesteśmy w barze, nie wiem ilu was tu jest. Może to być jeden z warszawskich barów. Naprzeciwko was siedzi osoba, którą kochacie, chcecie jej powiedzieć, że wszystko się ułoży, wszystko będzie w porządku". Biedny Odell miał problemy z dokończeniem historii, co chwila przerywały mu oklaski i krzyki publiczności, zwłaszcza, gdy wspomniał o Warszawie i spacerze po Starówce. Gdy wreszcie udało się dobrnąć do brzegu, usłyszeliśmy urocze wykonanie "Constellations". Nieco później zespół pokazał, czym jest rock and roll świetnym wykonaniem "Hold Me".

Ten wieczór zasłużył na jeszcze jedną niespodziankę. Odell opowiedział publiczności o pewnej parze młodych ludzi z Warszawy i wiadomości, którą dostał jego management. Po chwili zaprosił ich na scenę. On - pewny siebie, wiedział dokładnie, co ma robić i w którym miejscu stanąć. Ona za to nieporadna, zaskoczona całą sytuacją. Młody człowiek zbliżył się do mikrofonu, padło wiadome wyznanie w stronę wybranki oraz pytanie. I wiecie co? Powiedziała "tak"! Przynajmniej na to wyglądało. A Odell dorzucił do tego "Grow Old With Me".

Podczas koncertu Toma Odella przypomniała się stara prawda - można mieć w repertuarze piękne piosenki, całą armię instrumentów, efektów, dodatków, ale ostatecznie, w konfrontacji na żywo, nic nie broni się tak dobrze jak naturalny instrument, którym obdarzonym jest Odell - jego niesamowity wokal, tego wieczoru może nawet bardziej zachrypnięty niż zwykle, potężny w niskich partiach, stabilny w tych wysokich. Dorzućmy do tego wielką charyzmę Odella, co zdaje się wcale go nie onieśmielać, wręcz przeciwnie - porusza się pewnie, bezczelnie wykorzystując wszystkiego swoje talenty i atuty. Oby robił tak dalej, bo to dobra droga.

Anna Nicz, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tom Odell
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy