Koncert Scorpions w Krakowie: "Wrócimy niedługo" [RELACJA I ZDJĘCIA]

Klaus Meine (Scorpions) w Tauron Arenie Kraków /fot. Bartosz Nowicki

Na następny ostatni koncert Scorpionsów w Polsce raczej się już nie wybiorę. Choć w Kraków Arenie nie było jakoś źle.

"Następny ostatni koncert"? Brzmi dość paradoksalnie, prawda? Ano właśnie.

Scorpions ze sceną żegnąją się już od dobrych kilku lat. W tym czasie zdążyli wydać m.in. płyty "Sting in the Tail" (pożegnalną z 2010 r.) i "Return to Forever" (pożegnalną - a jakże! - z 2015 r.), koncertową "MTV Unplugged - Live in Athens" (2013) i zestaw "Comeblack" (2011) zawierający na nowo nagrane klasyki i garść coverów. Od decyzji o zakończeniu kariery (w sumie później porzuconej) zespół zagrał już dobrze ponad 300 koncertów, a najnowsza odsłona trasy przebiega pod szyldem "Return to Forever / 50th Anniversary Tour".

Reklama

Z Polską dowodzona przez gitarzystę Rudolfa Schenkera (urocze te jego "wiatraki") ekipa z Hanoweru żegnała się już w Tarnowie (2011 r.), Wrocławiu (2012) i Łodzi (2015). Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy piątkowy (4 marca) występ w Tauron Arenie Kraków był ostatnim w naszym kraju, to rozwiał je na sam koniec urodzony w pobliskiej Wieliczce basista Paweł Mąciwoda. "Wrócimy mam nadzieję niedługo" - oznajmił ze sceny muzyk, który w Arenie czuł się jak w domu, co było widać na każdym kroku. Słowom Mąciwody w sumie nie ma się co dziwić, wokalista Klaus Meine (aż nie chce mi się wierzyć, że ma 67 lat, bo tego po nim nie widać) wielokrotnie rzucał ze sceny, że kocha Kraków i Polskę, a w wywiadach dla polskich mediów niemal zawsze poruszany jest koncert dla ok. 700-800 tysięcy osób w ramach "Inwazji Mocy" w podkrakowskim Pobiedniku Wielkim w 2000 r.

Chyba nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że pożegnanie Scorpionsów ze sceną może potrwać do końca świata i dzień dłużej. Fani raczej nie mają o to żalu (kilkanaście tysięcy widzów w Arenie), choć we mnie ten koncert pozostawił uczucie niedosytu - i to nie tylko z powodu burcząco-brzęczącego nagłośnienia (szczególnie na początku). Może dlatego, że w ciągu ostatnich niespełna sześciu lat widziałem zespół po raz trzeci i nawet uwzględniając zmiany w setliście ciężko o zaskoczenie?

Odniosłem też wrażenie, że całości zabrakło energii - najbardziej widoczne było to u perkusisty Jamesa Kottaka, który w kółko odgrywa te same patenty. Jego solowy popis ("Kottak Attack") na pewno robi wrażenie za pierwszym razem, bo showmanem jest niezłym - w Arenie platforma z jego zestawem podjechała w górę na łańcuchach, a całość spowił dym. Kiedy widzi się to kolejny raz - już niekoniecznie: Amerykanin nie byłby sobą, gdyby tradycyjnie nie zaprezentował na gołych plecach wytatuowanego napisu "Rock and roll forever", ale tego wieczoru nie zaliczy do udanych. Formy nie poprawiły mu nawet rzucane na scenę staniki...

To właśnie Kottak razem z Mąciwodą ma dbać o rozpędzenie tej hardrockowej maszyny, a chwilami odnosiłem wrażenie, że jej koła buksują w miejscu. Czyżby bohaterowie byli zmęczeni (całość zamknęła się w niewiele ponad 1,5 godziny)?

Ale fajnych momentów nie brakowało - kiedy zespół ukłonił się swojej historii z lat 70., w specjalnym medleyu mieszając fragmenty utworów "Top of the Bill", "Steamrock Fever", "Speedy's Coming" i "Catch Your Train", czy grając "Coast to Coast" z płyty "Lovedrive" (1979). Albo w nieustająco porywającym, motorycznym riffem "The Zoo" (z "kroczącym" basem i efektem talk box w wykonaniu gitarzysty Matthiasa Jabsa). Albo w części akustycznej, kiedy to cała piątka muzyków zebrała się na wybiegu z przodu sceny, by zaprezentować swoje charakterystyczne ballady.

Wyróżnić należy także "Wind of Change", podczas którego niemal na całej długości płyty (a potem także na trybunach) fani rozwinęli 180-metrową biało-czerwoną flagę. Tego typu akcje to już od lat polska specjalność, ale też dzięki nim zagraniczne gwiazdy mocniej zapamiętują występy w naszym kraju.

Zobacz akcję z flagą (źródło: Paweł Pawłowski/RMF FM):

"Nie biorą jeńców ;)" - napisał na Instagramie Kamil Baleja z radia RMF FM, które pomagało przy akcji z flagą.

Setlista koncertu Scorpions w Krakowie:

"Going With a Bang"
"Make It Real"
"The Zoo"
"Coast to Coast"
"Top of the Bill / Steamrock Fever / Speedy's Coming / Catch Your Train"
"We Built This House"
"Delicate Dance"
"Always Somewhere / Eye of the Storm / Send Me an Angel"
"Wind of Change"
"Rock'n'Roll Band"
"Dynamite"
"In the Line of Fire"
"Kottak Attack" (solo perkusyjne)
"Blackout"
"Big City Nights"
bis:
"Still Loving You"
"Rock You Like a Hurricane".

Michał Boroń, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Scorpions
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy