Reklama

Kobiety w muzyce stanowią rażącą mniejszość. "Muszą się podciągnąć"

​Najnowsze badania ośrodka The Annenberg Inclusion Initiative uwidoczniły rażące dysproporcje w udziale kobiet i mężczyzn w światowym przemyśle muzycznym. Według analiz panie stanowią w nim zaledwie 22,4 procent. Ten wyraźny brak równowagi dało się zauważyć również podczas tegorocznej gali rozdania nagród Grammy.

​Najnowsze badania ośrodka The Annenberg Inclusion Initiative uwidoczniły rażące dysproporcje w udziale kobiet i mężczyzn w światowym przemyśle muzycznym. Według analiz panie stanowią w nim zaledwie 22,4 procent. Ten wyraźny brak równowagi dało się zauważyć również podczas tegorocznej gali rozdania nagród Grammy.
Camila Cabello, Miley Cyrus i Bebe Rexha na gali Grammy 2018 /Dimitrios Kambouris/Jamie McCarthy/Christopher Polk /Getty Images

The Annenberg Inclusion Initiative jest wiodącym ośrodkiem analitycznym na świecie badającym różnorodność i zajmującym się problematyką integracji w mediach rozrywkowych poprzez oryginalne badania i sponsorowane projekty. Jedna z jego ostatnich prac dotyczyła przemysłu muzycznego.

Celem przeprowadzonej analizy było zbadanie procesu inkluzji (włączenia) w muzyce popularnej. Materiałem badawczym był zbiór 600 utworów, które pojawiły się na listach przebojów Billboard Hot 100 od 2012 do 2017 roku. Zbadano w sumie 1239 solowych wykonawców, duetów i zespołów.

Reklama

Oprócz artystów w sferze zainteresowań analityków z The Annenberg Inclusion Initiative znalazło się również to, jak wypadły kobiety jako autorki piosenek i producentki. W przeciwieństwie do artystów i autorów utworów, analiza producentów objęła 300 piosenek i trzy lata.

Ponadto wzięto również pod uwagę nominacje - w wybranych kategoriach - do nagrody Grammy. 

Gdzie te kobiety, prawdziwe takie...

Znając bazę badawczą, przyjrzyjmy się wynikom analiz. Nie jest zapewne dużym zaskoczeniem, że udział mężczyzn w przemyśle muzycznym znacznie przewyższa udział kobiet.

Sprawdzając wyniki z poszczególnych lat, widzimy, że kobiety stanowiły zazwyczaj 1/5 badanych. W 2016 roku ich udział wzrósł do 1/4, a w 2017 roku osiągnął wynik 28,1 proc. Co ciekawe, w ubiegłym roku odnotowano w tej kwestii wyraźny spadek - odsetek kobiet stanowił tylko 16,8 proc. wszystkich badanych.

Jeszcze mniej korzystnie kobiety wypadają w kategorii tekściarze. W badanym sześcioletnim okresie grupa autorek stanowiła 12,3 proc.

Zdecydowanie najgorzej wyglądają statystyki dotyczące obecności w przemyśle muzycznym kobiet-producentek. Stosunek mężczyzn do kobiet w przebadanych 300 utworach wyniósł 49 do 1, zatem panie to tylko 2 procent wszystkich producentów.

Męskie Grammy

Analitycy z The Annenberg Inclusion Initiative zwrócili uwagę również na kwestię nominacji do najważniejszej nagrody w przemyśle muzycznym, czyli Grammy.

Pod uwagę wzięto 899 osób, czyli wszystkich nominowanych do złotego gramofonu między 2013 a 2018 rokiem. Z tego 90,7 proc. stanowili mężczyźni, a tylko 9,3 proc. kobiety. Rok 2017 przyniósł natomiast najmniej nominacji dla pań.

W przeciągu ostatnich sześciu lat żadna artystka nie dostała szansy na statuetkę Grammy w kategorii producent roku. Kolejną kategorią, w której brakuje kobiet jest album roku - tylko 6,1 proc. nominowanych za najlepszą płytę to kobiety. Podobnie rzecz się ma w kwestii nagrania roku (7,9 proc.). 

Najkorzystniej sytuacja wygląda w kategorii najlepszy nowy artysta - tu kobiety stanowiły 36,4 proc. wszystkich nominowanych.

Dodajmy, że w tym roku jedyną kobietą, która zwyciężyła w najbardziej liczących się kategoriach jest Kanadyjka, Alessia Cara. Wokalistka zgarnęła statuetkę Grammy dla najlepszego nowego artysty. 

Jeszcze przed galą sporo emocji wzbudził fakt, że spośród wszystkich nominowanych do Grammy za album roku, tylko nowozelandzka wokalistka Lorde nie dostała zaproszenia, by wystąpić na ceremonii solowo i z własnym repertuarem (zaoferowano jej występ w ramach hołdu dla Toma Petty’ego). Dodajmy, że 21-letnia gwiazda była jedyną kobietą w gronie nominowanych za najlepszą płytę.

"Nie wiem, czy to był błąd. Te występy są kwestią wyborów. Mamy pudełko, które się napełnia. Nagrała świetny album. Nie ma mowy, żebyśmy poradzili sobie z każdym" - tak sytuację skomentował producent tegorocznej gali, Ken Ehrlich.

Lorde w tej kwestii miała tylko jedno do powiedzenia. "Jeśli debatujecie nad tym, czy potrafię zamordować scenę, czy nie, to... przyjdźcie i zobaczcie sami" - napisała wokalistka na Twitterze, do posta dołączając link do listy jej najbliższych koncertów. 

Ceremonia Grammy zdominowana była przez mężczyzn już na poziomie nominacji, a co za tym idzie również na poziomie późniejszych zwycięstw w poszczególnych kategoriach. Burzę w sieci wywołały słowa przewodniczącego przyznającej nagrody Grammy Narodowej Akademii Sztuki i Techniki Rejestracji (NARAS), Neila Portnowa.

"Myślę, że kobiety, które mają kreatywność w swoich sercach i duszach, które chcą być muzykami, które chcą być inżynierami, które chcą być producentami i które chcą być częścią branży na tym poziomie, muszą się podciągnąć" - powiedział Portnow w rozmowie z "Variety", gdy zapytano go o dysproporcje między płciami wśród zdobywców nagród.

Wypowiedź Portnowa spotkała się z ostrą krytyką zwłaszcza ze strony kobiet, o których mówił. Z jego opinią nie zgodziły się Pink, Katy Perry czy Charli XCX i prawdopodobnie spore jeszcze grono, nie tylko żeńskiej płci. 

Miniony rok upłynął pod znakiem burzliwej i szeroko zakrojonej debaty na temat praw i pozycji kobiet w show-biznesie i w świecie w ogóle. Ruch #MeToo, akcja Time's Up, marsze i protesty kobiet, publiczne przerywanie milczenia na temat molestowania seksualnego to działania mające nieść zmianę w kwestii równego traktowania bez względu na płeć. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nagrody Grammy zamiast być przykładem tych zmian, wciąż są argumentem w rękach walczących o równowagę w przemyśle muzycznym. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama