Joy Villa na Grammy: Etatowa prowokatorka z wizją czy z parciem na szkło?

W co gra Joy Villa? /Jamie McCarthy /Getty Images

Joy Villa wymyśliła swój nietypowy pomysł na zdobycie chociażby chwilowej sławy. Zasada jest prosta – zabłysnąć na Grammy zanim zjawią się prawdziwe gwiazdy. W jaki sposób przykuć w tym czasie uwagę fotoreporterów? Najlepiej czymś kontrowersyjnym.

Tegoroczna gala Grammy zdominowana została przez jeden symbol - białą różę. Gwiazdy (zarówno kobiety, jak i mężczyźni) chcąc pokazać swoją solidarność z akcjami #MeToo i Time's Up postanowiły przyjść na imprezę właśnie z tym kwiatem lub włączyć go do swojej kreacji.

W białej kreacji, ale niosącej zupełnie inne przesłanie postanowiła zaprezentować się natomiast wokalistka Joy Villa. Na dole jej sukni znalazło się narysowany płód w tęczowej otoczce, a komplet dopełniała biała torebka z napisem "wybierz życie".

Villa postanowiła zadeklarować swoje poparcie dla ruchów pro-life i sprzeciw dla liberalizacji prawa aborcyjnego. Aby jej przekaz nie zginął w natłoku medialnych doniesień z czerwonego dywanu gali Grammy, Villa pojawiła się oczywiście jako jedna z pierwszych osób na ceremonii.

Reklama

W rozmowie z telewizją Fox stwierdziła: "W tym roku zdecydowałam się na wysłanie komunikatu do świata, tak jak robię zawsze na czerwonym dywanie. Jestem za życiem". Villa dodała także, że inspiracją dla jej kreacji były również wydarzenia z jej życia. Wokalistka w wieku 21 lat adoptowała dziecko.

Jeżeli celem piosenkarki było wywołanie chociaż chwilowego zainteresowania swoją osoba, to zdecydowanie jej się to udało. O manifeście Villi napisano we wszystkich liczących się serwisach plotkarskich i muzycznych.

Gdzie można szukać powodów w takiej deklaracji swoich poglądów u Villi? Po pierwsze wokalistka potrzebowała się wyróżnić, a stając w obronie kobiet, w tym roku zlałaby się z tłumem (mimo że, o czym nieco dalej, miała powody, by wspierać napastowane kobiety). Po drugie z liberalnym i lewicowymi środowiskami, które w branży rozrywkowej w USA rozdają karty, 26-letniej piosenkarce jest bardzo nie po drodze.

Villa znana jest ze swoich konserwatywnych przekonań. Nie popiera aborcji, nielegalnej imigracji, jest zwolenniczką posiadania broni i wolności religijnej. 13 grudnia 2017 roku w telewizji, jakżeby inaczej, Fox, oświadczyła, że jest gotowa wystartować w wyborach do Kongresu z Florydy.

Czyżby więc wokalistka rozpoczęła przedwczesną kampanię wyborczą? Biorąc pod uwagę fakt, że jedna z ulubienic Trumpa (do tego dojdziemy za chwilę) w przemyśle muzycznym znaczy bardzo niewiele, a jej nazwisko wielu osobom prawie nic nie mówi, można przyjąć, że Grammy było jedną z niewielu okazji, by zaprezentować się szerszemu odbiorcy.

Wewnętrzna przemiana

Wielu odbiorców pewnie zastanawiało się, kim właściwie jest Villa? W przypadku 26-letniej wokalistki trudno mówić o spektakularnej karierze. Na swoim koncie ma kilka singli, jeden minialbum, wydany w 2014 roku krążek pt. "I Make the Static" oraz kilka nieznaczących epizodów w serialach ("CSI: NY", "MTV Next", "Heroes").

W 2015 roku Villa zaliczyła debiut na czerwonym dywanie Grammy. Na galę przybyła w pomarańczowej kreacji projektanta Andre Soriano, która... odsłaniała wszystko. 

"Jest całkiem wygodna. Mam nadzieję, że znajdę się na czele dwóch list (najgorzej i najlepiej ubranych gwiazd Grammy - przyp. red.). Nie ma dla mnie znaczenia, czy ludzie to kochają, czy nienawidzą" - mówiła z rozbrajającą szczerością wokalistka, sugerując, że chodzi głównie o popularność.

Chwilowa sława najwidoczniej spodobała się Villi, która w 2016 roku pojawiła się w równie dziwacznej i kontrowersyjnej kreacji, która zasłaniała bardzo niewiele. "Huffington Post" po gali nazwał ją najgorszą stylówką całego wieczoru.

Od Sandersa do Trumpa

2016 rok dla Joy był czasem wielkiej zmiany. Głównie jeżeli chodzi o jej poglądy. Była zwolenniczka Baracka Obamy, a nawet Berniego Sandersa, dokonała ostrej wolty politycznej, popierając podczas listopadowych wyborów prezydenckich Donalda Trumpa.

Po zwycięstwie milionera Villa postanowiła na następnej gali Grammy okazać mu swoje poparcie. W jaki sposób? Oczywiście za pomocą kreacji.

Joy na przedostatniej ceremonii pojawiła się w niebieskiej sukni Andre Soriano, na której z przodu znalazło się hasło wyborcze nowego prezydenta "Make America Great Again", natomiast z tyłu dostrzec było można ogromny napis "TRUMP". "Czasem musisz być wolnym w wyrażaniu siebie"  - skomentowała na Twitterze swoją kreację wokalistka.

Nieco szerzej o swoim manifeście piosenkarka opowiadała w trakcie wywiadów na ściance.

"Chodzi o miłość. Wszyscy żyjemy na jednej planecie. Nigdy nie działałam w obszarze polityki. Jednak to szalone, jak ludzie reagują po wyborze Trumpa. Niektórzy chcą wysadzić Biały Dom... Jestem Amerykanką, przeniosłem się tutaj z Filipin i mocno wierzę w prawdę, jaką ten kraj może mi dać" - mówiła Joy.

W obronie sukni oraz przekonań Villi stanął sam projektant, dodajmy, będący także imigrantem. "Ludzie nie rozumieją, o co chodzi w tym kraju" - mówił.

Szybko okazało się, że prowokowanie sukienką z hasłem Donalda Trumpa przyniosło zdecydowanie większy efekt niż szokowanie golizną. Wspomniana EP-ka piosenkarki nagle zdobyła zainteresowanie w sieci, sprzedając się w nakładzie ponad 30 tys. egzemplarzy i trafiając na 12. miejsce listy Billboard. Minialbum znalazł nabywców również w Brazylii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Australii.

Co ciekawe niemal w tym samym czasie Villa udzieliła wywiadu konserwatywnemu serwisowi Breitbart News, w którym skarżyła się, że jest szykanowana za poglądy:

"Mam dość bycia spychaną za swoje przekonania. Boję się spadku sprzedaży, utraty fanów, koncertów i sponsorów. Wielu moich przyjaciół ma podobnie. A przecież żyjemy w Hollywood, które ma być najbardziej otwartym poglądowo miastem na świecie. Prawda jest jednak taka, że jest tam mnóstwo nienawiści, a ja pragnę zmienić narrację na miłość i jedność" - opowiadała.

Ostre słowa i zdecydowany gest nie wystarczyły jednak, aby chwilowa popularność przekuła się w coś nieco bardziej stabilnego (nie pomógł nawet polityczny utwór "Make America Great Again!" wraz z teledyskiem, gdzie Joy wystąpiła oczywiście w swojej kreacji).

Wokalistka zdecydowanie mocniej zainteresowała się obszarem, od którego miała się tak mocno odcinać, czyli polityką. Villa po tym, jak ogłosiła, że wystartuje w wyborach (o czym pisaliśmy wyżej) natychmiast otrzymała poparcie od Donalda Trumpa. "Powodzenia dla Joy Villa po jej decyzji o wejściu we wspaniały świat polityki. Ma wielu fanów" - napisał prezydent.

Joy też odwdzięczyła pochwałami. Sympatii do obecnej głowy państwa nie zepsuły nawet oskarżenia wokalistki wobec szefa kampanii wyborczej Trumpa, Coreya Lewandowskiego, o molestowanie seksualne.

"Uwielbiam go za to, co robi. Bezrobocie spadło. Jestem totalnie za prezydentem Trumpem, a to dopiero pierwszy rok jego rządów. Nie mogę doczekać się kolejnych siedmiu" - mówiła podekscytowana na tegorocznej gali Grammy i dodała, że myśli o założeniu własnej firmy dzięki niskim podatkom.

Hipokryzja czy faktyczna zmiana?

Nie trzeba było długo czekać na dość uszczypliwe komentarze dotyczące kontrowersyjnego stroju. Niektórzy internauci oraz serwisy plotkarskie szybko przypomniały, w jaki sposób Villa na galę przychodziła kilka lat temu, sugerując jej hipokryzję oraz usilną próbę zaistnienia.

Co ciekawe, niedawno hipokrytką Joy nazwali, wydawałoby się, sojusznicy. Po tym, jak oskarżyła Lewandowskiego o molestowanie, prawicowi internauci ruszyli w odsiecz politykowi związanemu z Trumpem, urządzając sobie istne polowanie na Villę pod hasztagiem #JoyVillaExposed.

Piosenkarce zarzucono m.in. udział w paradach równości i erotycznych imprezach, wspieranie Demokratów i ruchu Black Lives Matter. Z jej życiorysu wyciągnięto również to, że jest scjentolożką. To wszystko miało dawać obraz osoby mało wiarygodnej, goniącej głównie za popularnością i zdecydowanie nie pasującej do Partii Republikańskiej.

Być może niekorzystne notowania wśród konserwatywnych wyborców sprawiły, że wokalistka zdecydowała się na taki, a nie inny manifest polityczny. Wywołanie szumu wokół swojej kreacji i otwarte wsparcie ruchów pro-life ma nieco wybielić jej wizerunek w oczach określonej grupy wyborców i odciągnąć uwagę od tego, co działo się ostatnio wokół Villi. Sama piosenkarka nie traci również rezonu. "W zachowaniu celebrytów widzimy mnóstwo hipokryzji" - mówiła na gali telewizji Fox.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grammy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy