Reklama

Fryderyki 2016: Wodecki, Farna i kto jeszcze? Co działo się na ceremonii?

Zbigniew Wodecki wielkim zwycięzcą, Ewa Farna przyciągająca wzrok swoim dekoltem oraz prowadząca, która mimo całej wiedzy, jaką zapewne posiada, nie dała sobie rady. Co działo się na tegorocznych Fryderykach? Oto krótkie podsumowanie.

Rozdanie Fryderyków od lat wywołuje mnóstwo kontrowersji. Jedni całą galę notorycznie bojkotują i twierdzą, że nagrody są przyznawane w hermetycznym kółku wzajemnej adoracji. Inni, mimo iż dostrzegają pewne niedociągnięcia, biorą udział w całej zabawie, no bo przecież jakoś tych naszych artystów doceniać trzeba. Dyskusje na temat likwidacji Fryderyków lub drastycznych zmian przyznawania nagród będą pewnie toczyły się przez jakiś czas. Ale czy organizatorzy, wezmą je sobie do serca, to już inna sprawa.

Organizatorzy bardzo chcieli, aby gala przypominała te urządzane z większym rozmachem (Grammy, BRIT). Stąd też kilka występów między wręczeniem nagród w bardzo różnorodnych kombinacjach.

Reklama

Które połączenia wypadły najlepiej? Zbigniew Wodecki z "Pannami mego dziadka" na podkładzie stworzonym przez Rysy i Kubę Karasia z The Dumplings, był niewątpliwie czymś świeżym. Zwycięzca dwóch Fryderyków w kategoriach album roku pop i utwór roku, po raz kolejny udowodnił, że wszelakie eksperymenty muzyczne wychodzą mu w ostatnim czasie tylko na dobre.

Z dobrej strony pokazał się również duet Kortez - Adam Pierończyk. Saksofon tego drugiego wzmocnił przekaz zawarty w utworze "Zostań". Nieźle wypadli również Jafia, Maleo Reggae Rockers i skrzypek Adam Bałdych, bez zarzutu zaprezentowali się Mela Koteluk z Terrific Sunday (zaśpiewali "To tylko tango") oraz Dawid Podsiadło (chociaż niczym nie zaskoczył w wykonaniu "W dobrą stronę). Nie można też zapomnieć o jazzowym hołdzie dla Davida Bowiego.

Jednak wiadomo, że całej zabawie pt. Fryderyki, chodzi głównie o nagrody, których wręczenie komentują zarówno zwolennicy całej imprezy, jak i jej zagorzali przeciwnicy.

Zbigniew Wodecki wraz z Mitch & Mitch zwyciężył w dwóch najważniejszych kategoriach, co nie spodobało się tym, którzy uważają, że odświeżony materiał sprzed 40 lat nie powinien dostać tej nagrody, gdyż źle to świadczy o całym przemyśle muzycznym w zeszłym roku. Ja jednak, akurat tej decyzji bym bronił, gdyż jest to również nagroda dla niedocenionych Mitchów, którzy tchnęli w zakurzony materiał Wodeckiego nowe, dużo bogatsze aranżacyjnie, życie. I chwała im za to. 

Zbigniew Wodecki również nie krył swojej radości z przyznawanych mu nagród. Był zadowolony na tyle, że przy odbiorze nagrody za najlepszy utwór zanucił "Pszczółkę Maję".

O muzyku mówi się po całej ceremonii najwięcej. Serwisy plotkarskie skupiły się natomiast na powrocie Brodki (zaprezentowała po raz pierwszy utwór "Horses" w telewizji) oraz Ewie Farnej, która kusiła bardzo głębokim dekoltem na czerwonym dywanie oraz w trakcie wręczania nagrody grupie Lao Che. Sama grupa pojawiła się w nieco okrojonym składzie. Czy nagroda powędrowała do odpowiednich osób? Wydaje się, że tak, chociaż, gdyby wygrał ktoś inny w tej kategorii (album roku - rock), niespodzianki by pewnie nie było. Zwycięzcami w kategorii alternatywa/elektronika byli natomiast Smolik i Kev Fox. Czy to dobry wybór? Niektórzy woleli by The Dumplings, ale chyba najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku byłby rozdział elektroniki i alternatywy (zwłaszcza, że oba gatunki niezwykle prężnie rozwijają się w naszym kraju).

Swojej nagrody nie odebrał natomiast Taco Hemingway. Poszedł on nieco w ślady kolegi z wytwórni, Ostrego, który nie przepada za Fryderykami. Tytus z Asfalt Records wytłumaczył rapera, że być może nie ma ochoty on jeszcze wchodzić zbyt mocno w show-biznes. Enigmatycznie wypowiedział się natomiast L.U.C, który zachęcił raperów do komentowania spraw bieżących, bo wiele się teraz dzieje. Czy Taco w ogóle zasłużył na nagrodę? Jeżeli brać pod uwagę zamieszanie, jakie zrobiło się wokół niego, to tak, ale Fryderyków raczej nie rozdaje się za szum medialny wokół osoby, a wydane płyty.

W muzyce korzeni triumfowała Kapela ze Wsi Warszawa, a nagrodę wręczyły grupie panie z nieco zapomnianej Jarzębiny, które same przyznały, że nie są przygotowane na przyznawanie nagród, bo przeważnie same je odbierają. Wybór Kapeli na zwycięzcą wzbudził chyba najmniej kontrowersji. "Święto słońca" docenili wszyscy i większym zaskoczeniem byłoby, gdyby nagroda powędrowała do kogoś innego.

Więcej emocji było przy przyznawaniu złotych Fryderyków. Kayah w trakcie wręczania nagrody Michałowi Urbaniakowi przyznała, że po nagraniu się na jej debiutancką płytę muzyk zamieszał u niej na dwa miesiące, a ta użyczyła mu swojego łóżka.

Na długą przemowę zdecydowała się natomiast Kora, która swobodnie przeskakiwała między tematami (błyskawicznie potrafiła zmienić temat z odżywiania się, bycia patriotką, do twierdzenia, że każdy, kto nie korzysta z kultury, jest szkodnikiem).

Co natomiast z zagranicznymi gośćmi? Benjamin Clementine zaprezentował się świetnie w utworze "London", natomiast Jean Michel Jarre pojawił się w Polsce, chyba tylko po to, aby pomóc ZAIKS-owi w przekonaniu wszystkich zgromadzonych, a szczególnie Ministra Kultury, o konieczności rozszerzenie opłaty reprograficznej na tablety, smartfony i laptopy (Jarre nazwał to opłatą od czystych nośników).

Na koniec warto wspomnieć również o prowadzących. O ile Tomasz Kammel nie zszedł poniżej swojego poziomu z "The Voice of Poland", to dużo gorzej wypadła Marita Alban Juarez, wokalistka jazzowa, prowadząca program "Śniadanie na trawie" oraz muzykolog. Komentujący całe wydarzenie widzowie, szybko wyrazili dezaprobatę dla jej obecności na ceremonii.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Fryderyki | Zbigniew Wodecki | The Dumplings | Taco Hemingway | Kortez | Kora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama