Florence & The Machine: Wybryki rudowłosej nimfy

Florence Welch nie lubi sie nudzić /Piotr Tracz /Reporter

Na scenie potrafi być jak bogini, która delikatnie uwodzi swoją subtelnością, by chwilę później przeobrazić się w nieokiełznaną szamankę dającą ponieść się koncertowym emocjom. Rudowłosa Brytyjka wie, co to rock'n'roll, a w jej słowniku na próżno szukać słowa "nuda". Co ma na sumieniu liderka Florence & The Machine? Sporo...

Czarownice, syreny i supermarkety

Pojęcia takie jak magia, czarownice, rzucanie uroku i wywoływanie duchów zawsze były w kręgu zainteresowań Florence. Już w szkole podstawowej jako kilkuletnia dziewczynka próbowała zaklinać interesujących ją chłopców.Energii nigdy jej nie brakowało. Jej ulubioną dziecięcą zabawą było tańczenie w supermarketach i nagabywanie do tego swojej młodszej siostry:

"To dziwne miejsce, bo nikt na ciebie nie patrzy. Wszystko ma swoje miejsce i każdy jest skupiony tylko na tym, co w danym momencie robi, więc nikt nie zwróci uwagi, gdy wirujesz w tańcu" - mówi Florence.

Reklama

Sklepowe wygłupy najczęściej kończyły się wzywaniem sióstr Welch przez megafon, co Florence wymienia jako jedno z najwcześniejszych wspomnień, kiedy czuła się naprawdę upokorzona.

Od dziecka marzyła, by stać się syreną. Fantazje te niemal skończyły się tragicznie. Młodej dziewczynce wydawało się, że potrafi oddychać pod wodą. Co więcej, była nawet przekonana, że raz rzeczywiście jej się to udało.

"Za każdym razem gdy szłam na pobliski basen, prawie tonęłam, próbując doświadczyć tego ponownie" - wspomina Brytyjka.

Zobacz Florence w teledysku "Ship To Wreck":

Sprawdź tekst utworu "Ship To Wreck" w serwisie Tekściory.pl!

Spontaniczność, szpilki i rusztowania

Impulsywne działanie to chyba domena rudowłosej wokalistki. W 2006 roku podczas imprezy w słynnym klubie "Raymond Revue Bar" Florence zauważyła znaną londyńską celebrytkę Mairead Nash (swoją późniejszą menedżerkę). Czując, że koniecznie musi jej zaimponować, poszła za nią do... toalety, gdzie w trakcie krótkiej rozmowy postanowiła zaśpiewać jej piosenkę, by pokazać, że potrafi to robić.

Każdy szanujący się fan grupy Florence & The Machine wie, że jego liderka słynie z nieprzewidywalnych zachowań i uwielbia "stage divingi". Kiedyś podczas koncertu obiecała publiczności, że skoczy ze sceny do umiejscowionego obok basenu. Fani oczywiście nie musieli długo na to czekać...

"Gdy stamtąd wyszłam, cała mokra, wiedziałam, że nie mogę wrócić na scenę, bo było tam mnóstwo sprzętu elektrycznego, więc musiałam się wydostać, czołgając się pod nią" - wspomina z rozbawieniem Welch.

Wspinanie się na sceniczne rusztowania to również znak rozpoznawczy Florence. I może nie byłoby w tym nic aż nadto niebezpiecznego, gdyby nie fakt, że robiła to mając na stopach piętnastocentymetrowe szpilki...

Florence szaleje nie tylko na scenie. Zanim się na niej pojawia, oddaje się swojemu zakulisowemu rytuałowi, który jest sposobem na poskromienie intensywnych emocji. W bezpiecznym i intymnym zaciszu garderoby zaczyna tańczyć w samych majtkach.

"Mówię sobie wtedy, że jak moje zahamowania znikną, to mogę wyjść. Jeśli nie masz nic przeciwko tańczeniu w bieliźnie, to prawdopodobnie nie masz nic przeciwko wyjściu na scenę" - tłumaczy Florence.

Naturalność i spontaniczność przejmowały kontrolę nad wypowiedziami Florence wiele razy. W jej pamięci na długo pozostanie gala Brit Awards i to nie tylko z powodu nagrody krytyków, którą odebrała z rąk Kylie Minogue:

"Byłam w totalnym szoku. Wstałam, weszłam na scenę, a tam Kylie Minogue. Powiedziałam na żywo w TV 'O k***a, to Kylie'. Czułam się jak skończona idiotka" - opowiada Welch.

Zobacz Florence odbierającą nagrodę krytyków podczas gali Brit Awards w 2009 r.:

Wszyscy pewnie pamiętają słynną sukienkę z mięsa, w której podczas gali MTV VMA w 2010 roku pojawiła się Lady Gaga. Kreacja z pewnością utkwiła w głowie ludziom z domu mody Givenchy, którzy na tę okazję pożyczyli Florence bladozłotą suknię ich projektu, a nasza wesoła bohaterka spontanicznie rzuciła się w niej na Lady Gagę i mocno wyściskała.

"Nie zauważyłam, że była zrobiona z mięsa, myślałam, że ma na sobie jakąś farbę do ciała czy coś w tym stylu" - mówi Florence.

Podczas tegorocznego koncertu na festiwalu Coachella wokalistka namawiała publiczność do rozebrania się (sama uczyniła to samo). Panna Welch na tyle dała się ponieść koncertowemu szaleństwu, że występ zakończyła ze złamaną stopą, po tym jak zbyt energicznie zeskoczyła ze sceny w stronę fanów.

Zobacz Florence na zdjęciach promujących jej album "How Big, How Blue, How Beautiful":

Alkohol vs Florence

Rodzice Florence pozwalali, by ich dzieci żyły pełnią życia już od najmłodszych lat. Pewnie dlatego dziewczyna po raz pierwszy po alkohol sięgnęła już jako czternastolatka, a dwa lata później podobno próbowała ecstasy.

Zanim Florence na poważnie zajęła się muzyką, postanowiła swoje zamiłowanie do sztuki rozwijać podczas rocznego kursu przygotowawczego w Wyższej Szkole Plastycznej w Camberwell. Niestety już wtedy szalone nocne życie i muzyczne aspiracje wciągnęły rudowłosą nastolatkę, która zaczęła dość luźno traktować swoją obecność na zajęciach. Ale gdy już się tam pojawiała, wymyśliła dość oryginalny sposób na radzenie sobie z kacem...

"Zrobiłam łóżko pod biurkiem z firankami, lampką i kilkoma książkami. Powiedziałam, że jest to sztuka współczesna, a tak naprawdę po prostu tam spałam" - przyznaje Welch.

Ważnym momentem w jej życiu było poznanie Isabelli Summers, z którą zaczęła współpracować  i... ostro imprezować. Po ich pierwszym wspólnym występie, w euforycznym nastroju, Florence wjechała turkusowym samochodem Isabelli prosto do stawu.

Zobacz teledysk "What Kind of Man":

Brytyjka w wywiadach nie ukrywa problemu z alkoholem, który traktuje jako jeden ze swoich demonów, z którymi walczy. Kiedy zaczynała podbój muzycznego świata bardziej niż z obecności na jakimś festiwalu, cieszył ją darmowy karnet na drinki, jaki dostawała. Przyznała, że kiedyś przed koncertami ona i jej muzycy prześcigali się, kto więcej wypije.

"W Irlandii wspinałam się po ścianie w teatrze po to, by na balkonie walnąć kieliszek whiskey z siedzącymi tam ludźmi, a potem zejść na scenę" - opowiada wokalistka.

Wśród jej alkoholowych ekscesów znalazło się także podpalenie pokoju w nowojorskim hotelu Bowery, po tym jak wypiła "siedemnaście brudnych Martini" i zostawiła palącą się, cynamonową świeczkę.

"Myślałam, że o to w tym wszystkim chodzi, żeby wyjechać w trasę i upić się do nieprzytomności. Życie prawie na krawędzi" - mówi Florence.

Z czasem gdy jej popularność rosła, rosła także jej rozpoznawalność. W wywiadzie udzielonym magazynowi "Rolling Stone" opowiedziała historię mocno zakrapianej alkoholem imprezy, na której kompletnie pijana dołączyła na scenie do lokalnego zespołu i zaczęła głośno śpiewać. Rano obudził ją telefon menedżerki, która powiedziała, że zarejestrowany przez "życzliwą" osobę incydent trafił do telewizji MTV News.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Florence Welch | Florence & The Machine
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy