Reklama

Donald Trump: Dlaczego muzyczni sojusznicy się od niego odwrócili?

20 stycznia 2017 roku rządy w Białym Domu przejmie Donald Trump. Jak się jednak okazuje, jego inauguracja będzie uboga w gwiazdy, a 45. prezydenta USA nie chcą wspierać w tym ważnym dniu nawet ci, którzy pomogli wygrać mu wybory.

20 stycznia 2017 roku rządy w Białym Domu przejmie Donald Trump. Jak się jednak okazuje, jego inauguracja będzie uboga w gwiazdy, a 45. prezydenta USA nie chcą wspierać w tym ważnym dniu nawet ci, którzy pomogli wygrać mu wybory.
Dla 16-letniej Chackie Evancho występ dla Donalda Trumpa będzie szansą na pokazanie się /Paul Morigi /Getty Images

Inauguracja prezydentury Trumpa w Stanach Zjednoczonych stała się obecnie jednym z głównym tematów, a z każdym dniem będzie elektryzować opinię publiczną jeszcze mocniej. Nie dziwią więc próby przyciągnięcia grona gwiazd mogących uświetnić tę ceremonię.

O desperackich wysiłkach ludzi ze sztabu Donalda Trumpa pisaliśmy już w jednym z naszych tekstów. Wtedy serwisy plotkarskie informowały, że wielkie gwiazdy, które kontrowersyjny milioner chciał gościć na swoim zaprzysiężeniu, nie mają ochoty uczestniczyć w ceremonii, nawet gdy oferowano im pieniądze.

Reklama

"Otrzymujemy telefony, które brzmią nieco desperacko: Czy ktokolwiek chciałby wystąpić?'" - zdradził w rozmowie z magazynem "Rolling Stone" Ken Leviatan, jeden z ważniejszych menedżerów, mający pod swoimi skrzydłami wykonawców prezentujących bardziej konserwatywne poglądy (Kings of Leon, Lynkryd Skynyrd, Hank Williams Jr.). Jednak i wykonawcy o politycznych przekonaniach zbliżonych do tych Trumpa nie są zainteresowani występem w Waszyngtonie.

"Nawet jeśli jesteś wyborcą Trumpa, widzisz, jak zachowywał się w mediach i jak atakował swoim oponentów oraz przekręcał różne fakty. Myślę, że panuje pewna obawa o to, co będzie się mówić o współpracy z Trumpem - mówi Leviatan i dodaje - Wiem, że pewni bardzo konserwatywni artyści nie chcą tego zrobić, gdyż nie mają ochoty uczestniczyć w tej medialnej szopce".

Do tej pory oferty występu dla Trumpa odrzucali m.in. Elton John, Celine Dion oraz Andrea Bocelli. Rebecca Ferguson zgodziła się na występ, o ile będzie mogła zaśpiewać utwór "Strange Fruit". Zaproszeni na inaugurację byli również członkowie The Beach Boys (wcześniej występowali przed Reganem, Clintonem i Georgem W. Bushem), jednak do tej pory nie potwierdzili swojego udziału.

"Chcą pokazać się jako wyluzowani i ogarniający trendy, ale problem polega na tym, że nikt nie chce brać udziału w tej farsie" - stwierdziła Simon Renshaw, menedżerka Dixie Chicks.

"Ich sztab może załatwić Teda Nugenta i Kid Rocka, ale wtedy inauguracja będzie wyglądać, jak wieśniacka potańcówka" - dodała Renshaw.

Jednak wbrew temu na co wskazywała menedżerka niechętna Trumpowi, nawet Rock i Nugent niezbyt chętnie widzą się na zaprzysiężeniu. Część zwolenników prezydenta elekta zwyczajnie wystawiła go do wiatru, nie odpowiadając na oficjalne zaproszenia.

BBC postanowiło więc zapytać innych artystów, co musiałoby się stać, by zagrali dla Trumpa. "Ma złote pasy w swoim samolocie, więc stawka zaczynałaby się od miliona funtów" - stwierdził Matt Healy z The 1975. Sam Moore stwierdził natomiast, że największą wygraną byłoby, gdyby Trump po prostu posłuchał, co by do niego powiedział.

Sztab milionera podejmuje desperackie kroki w znalezieniu gwiazd, jednak proponowanie stanowisk ambasadorskich (taka plotka pojawiła się m.in. w kontekście nazwisk Gene Simmonsa i Kanye Westa) oficjalnie zostało zdementowane.

Czy Trump odstrasza gwiazdy niczym trędowaty? Nie do końca. "Większość kraju głosowała na Trumpa, mam też pod sobą artystów, którzy chętnie by wystąpili na jego inauguracji, jednak żaden nie otrzymał propozycji" - mówił Allen Kovac, menedżer m.in. Motley Crue. Lider grupy, Vince Neil, został odrzucony przez sztab prezydenta elekta.

Do tej pory potwierdzono, że na zaprzysiężeniu Trumpa wystąpi 16-letnia Jackie Evancho. O swoim losie indywidualnie zdecydują również tancerki z Radio City Rockettes. Na taki krok zdecydowano się po tym, jak ujawniono, że związek zawodowy, pod który podlegają niektórzy artyści, przymuszał grupę do występu. Wtedy też jedna z tancerek, Pheobe Pearl, uznała, że czuje się taką sytuacją rozczarowana i upokorzona.

Przed Trumpem wystąpi również Mormoński Chór Tabernakulum, jednak bez śpiewaczki Jan Chamberlain, która wolała odejść z grupy, niż śpiewać dla nowego prezydenta.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Donald Trump | Jackie Evancho | Elton John | Celine Dion | Andrea Bocelli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy