Czy na polskich festiwalach jest bezpiecznie?

Publiczność na polskich festiwalach może czuć się bezpiecznie? Organizatorzy przekonują, że robią wszystko, co w swojej mocy, aby niwelować zagrożenia /Paweł Skraba /Reporter

Coraz częstsze zamachy w Europie Zachodniej, w tym te z Paryża i Manchesteru, w trakcie dużych wydarzeń muzycznych, sprawiają, że w społeczeństwie pojawiają się wątpliwości i pytania, czy na polskich koncertach i festiwalach może dojść do jakiejś niebezpiecznej sytuacji.

13 listopada 2015 roku uzbrojeni mężczyźni wpadają do klubu Bataclan i zabijają 90 fanów Eagles of Death Metal oraz ranią ponad 300. Atak na paryski koncert był jednym z kilku skoordynowanych zamachów tego wieczoru. Od tamtego momentu dla wielu osób skończyła się pewna era. Terroryści dokonali bezprecedensowego ataku na dziedzinę życia, którą do tej pory omijano. "To pierwszy raz, kiedy muzyka stała się bezpośrednim celem ataku terrorystycznego" - mówił po zamachu w Paryżu lider U2, Bono.

Szybko stało się jasne, że zamach w jednym z europejskich klubów, w trakcie koncertu popularnej grupy, będzie miał wymierny wpływ na organizację koncertów w przyszłości. Zwłaszcza, że Jesse Hughes, lider Eagles of Death Metal, w późniejszych wywiadach skarżył się na ochronę paryskiej imprezy.

Reklama

Zmiany w kwestii bezpieczeństwa były nieuchronne. Wielu organizatorów oraz właścicieli obiektów na całym świecie wprowadziło zaostrzone środki bezpieczeństwa.

Mimo coraz dokładniejszych kontroli i wyczulonej ochrony, 22 maja w Manchesterze dochodzi do zamachu bombowego po koncercie Ariany Grande. 22-letni mężczyzna działający w ISIS pod koniec jej występu detonuje w tłumie opuszczającym imprezę ładunek wybuchowy. Giną 22 osoby, a ponad 100 zostaje rannych.

Tragiczne sceny podczas koncertu amerykańskiej wokalistki wstrząsnęły branżą koncertową na Zachodzie zdecydowanie mocniej. Bardziej szczegółowe przeszukiwania, w tym dokładniejsze kontrole osobiste, wykrywacze metalu oraz psy policyjne, to tegoroczny obrazek z wielu europejskich festiwali, które odbywały się w czerwcu i lipcu.

"Wprowadziliśmy wiele nowych obostrzeń i dodatkowe kontrole. Przed startem festiwalu wysłaliśmy maile do naszych uczestników, aby mieli świadomość, że wejście na teren imprezy potrwa nieco dłużej" - mówiła w czerwcu, Emily Eavis, współtwórczyni Glastonbury, jednego z największych festiwalu w Wielkiej Brytanii.

Podobne komunikaty o przybyciu odpowiednio wcześnie z powodu skrupulatniejszych kontroli pojawiały się również przy okazji koncertów organizowanych przez Live Nation. Na ich wydarzeniach pojawiły się chociażby wykrywacze metalu (tak było m.in. przed występami grupy Coldplay na PGE Narodowym i Bruno Marsa w krakowskiej Tauron Arenie). Na dokładniejsze kontrole zdecydowano się także podczas Open’er Festivalu.

- Nasz festiwal zawsze był bezpieczny, a także zawsze był wydarzeniem, podczas którego kontrole były drobiazgowe. Jeżeli możemy odnaleźć przestrzeń, w której bezpieczeństwo może być jeszcze wyższe, to staramy się osiągnąć ten poziom. Ciągle próbujemy podnieść poprzeczkę, reagując również na oczekiwania publiczności i artystów - mówił Interii Mikołaj Ziółkowski, dyrektor Alter Artu, który ma pod sobą trzy duże imprezy masowe - Open'er Festival, Orange Warsaw Festval i Kraków Live Festival.

W podobnym tonie wypowiada się również Jędrzej Dondziło, dyrektor programowy i główny koordynator Up To Date Festival, który, jak to bywa w przypadku festiwali miejskich, odbywa się kilku miejscach w Białymstoku.

- Wychodzimy z założenia, że każda kolejna edycja musi być organizowana lepiej niż poprzednia. Drugi rok na Stadionie Miejskim pozwoli nam na pewno wprowadzić zmiany na podstawie zeszłorocznych wniosków, np. w zakresie ustawienia ochrony, ogrodzeń czy komunikacji tłumu - zapewniał przedstawiciel białostockiej imprezy.

Chris Robinette, CEO Prevent Adivsors, firmy dbającej o bezpieczeństwo na imprezach masowych, uważa natomiast, że po ataku w Manchesterze doszło do przesunięcia paradygmatu. Według niego ochrona imprez masowych powinna zataczać coraz szersze kręgi. "Nie chodzi tylko o obiekt" - mówił "Rolling Stone" i dodawał - "Oznacza to rozszerzenie ochrony daleko poza teren wydarzenia, z włączeniem w to dronów i psów, potrafiących wyczuć materiały wybuchowe nawet 10 minut od miejsca docelowego".

Oczywiście pomysły tworzenia coraz większych i bardziej wymyślnych zasieków przy okazji koncertów i festiwali nie wszystkim przypadają do gustu. Po pierwsze wyższy poziom bezpieczeństwa oznacza wyższe koszty, co naturalnie przekłada się na koszty biletów.

Świadomość podniesienia wydatków mają również eksperci od bezpieczeństwa. - Zdaję sobie sprawę, że to kosztuje, bo to musi kosztować. Tego nie da się zrobić bez poniesienia wydatków - mówił Interii, były oficer GROM oraz ekspert ds. imprez masowych i terroryzmu, Andrzej Kruczyński.

Menedżer Arcade Fire, David T. Viecelli, przyznał w rozmowie z "Rolling Stone", że nie da się całkowicie wyeliminować niebezpiecznych sytuacji na koncertach, a jedyną metodą na likwidację zagrożenia jest wprowadzenie zakazu na zbliżanie się ludzi do siebie.

O gigantycznej pracy ochrony mówił również magazynowi promotor David Schwester. "Uczestnicy na festiwale przybywają z ogromnymi torbami. Sprawdzenie ich wszystkich jest logistycznie niemożliwe. Osoby na koncertach muszą mieć świadomość, że pojawiając się na wydarzeniu masowym, przyjmują na siebie część ryzyka" - tłumaczył "RS".

Problem wyważenia granicy między zapewnieniem bezpieczeństwa uczestnikom festiwalów a pozostawieniem im swobody w zabawie, dostrzeżony został również w Polsce zarówno przez ekspertów, jak i organizatorów.

- Nie możemy popadać w skrajności. Przy imprezie, która gromadzi kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy, niewykonalne jest, aby każda osoba przechodziła przez bramki do metalu lub była sprawdzana pod kątem pirotechnicznym. Musielibyśmy zacząć wpuszczanie na teren wydarzenia kilkanaście godzin wcześniej - opowiadał Kruczyński.

- Festiwal to nie jest zamknięta materia, a proces, który polega na ustaleniu proporcji między bezpieczeństwem a zdrowym rozsądkiem - stwierdził Mikołaj Ziółkowski.

Niebezpiecznie nakręcającą się spiralę strachu dostrzega także Artur Rojek, dyrektor OFF Festivalu.

- Nie trudno odnieść wrażenie, że to się dzieje obok ciebie. Zmienia to nastawienie ludzi i ludzką świadomość, wzrasta poziom strachu. Impreza masowa to odpowiedzialność i należy ją chronić według obowiązującego ją prawa. Nie można przy tym popadać w paranoję. Wszystko, co jesteśmy w stanie zrobić i wszystko to, o czym mówi prawo, jest spełnione. Pod tym względem jesteśmy spokojni.

Bezpieczeństwo, a sprawa polska

Trzeba więc w końcu postawić zasadnicze pytanie - czy polskie imprezy masowe są bezpieczne? Ekspert przestrzega przed lekceważeniem zagrożeń.

- Żyjemy w przekonaniu, że do tej pory nic się nie stało i że ten stan będzie trwał dalej. Trzeba jednak pamiętać, że czasy się zmieniają i ludzie się zmieniają. Terroryści w ostatnim czasie atakują coraz częściej cele miękkie. Na festiwalach i koncertach jest dużo ludzi, są tam osoby w różnym wieku, ale ponadto znajduję się tam prasa, media i telewizja. Im większa i ciekawsza gwiazda, tym informacja o zamachu pójdzie szerzej w świat. Wiadomo, że terrorystom również zależy na rozgłosie - mówił nam Kruczyński.

Głównym dokumentem prawnym, który reguluje w Polsce zasady funkcjonowania koncertów i festiwali, jest ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych z 2009 roku, do tej pory siedmiokrotnie nowelizowana (ostatni raz w 2015 roku). To ona określa: zasady postępowania, warunki bezpieczeństwa; ustala, kto zezwala na organizacje wydarzeń oraz odpowiedzialność organizatorów za potencjalne szkody.

Jak jednak mówi były oficer GROM-u, ustawa po każdym z tragicznych wydarzeń w Europie, które unaoczniają braki w organizacji imprez masowych, powinna być modyfikowana. Co jednak ważniejsze, podkreśla, że organizatorzy nie mogą skupiać się jedynie na ustawie, ale wprowadzać tzw. dobre praktyki. Twórcy festiwali zapewniają, że od dawna starają się działać ponad stan, aby uczestnicy wydarzeń muzycznych byli zadowoleni oraz bezpieczni.

- Staramy się to robić najlepiej, jak potrafimy, ale także korzystamy z najlepszy międzynarodowych doświadczeń, bo od lat uczestniczymy w grupach, w którym wymieniamy się spostrzeżeniami i tworzymy najbezpieczniejsze festiwale, jakie są tylko możliwe - zapewniał nas Mikołaj Ziółkowski.

- Niestandardowe lokalizacje Up To Date Festival często wymagały wykraczania poza ustawowe przeliczniki i wiązały się zapewnieniem rozwiązań, które sprawią, że uczestnicy, artyści i organizatorzy mogą czuć się bezpiecznie. Oddolność naszego festiwalu przekładała się zawsze na większe zaangażowanie w organizację (również w kwestie bezpieczeństwa), a nie na brak profesjonalizmu, jak to czasem bywa z inicjatywami typu "zrób to sam" - mówił nam natomiast Jędrzej Dondziło.

Eksperci zwracają uwagę na fakt, że organizowanym corocznie festiwalom udało się wykształcić własne zasady bezpieczeństwa, które stoją na wysokim poziomie.

Przystanek Woodstock - epicentrum zła czy ostoja spokoju?

W tym roku najgłośniejsza decyzja związana z bezpieczeństwem na festiwalach dotyczy bezsprzecznie Przystanku Woodstock. Festiwal, który odwiedza kilkaset tysięcy ludzi (w 2016 roku było ich 280 tys., rekord padł w 2014 - 750 tys.; dla porównania Open'er w ostatnich latach gromadzi nieco ponad 100 tys. osób), otrzymał ponownie status imprezy podwyższonego ryzyka. W pewnym momencie MSWiA sugerowało, że impreza nie powinna się odbyć ze względu na groźby zamachu terrorystycznego, a także lekceważący stosunek organizatorów. W końcu burmistrz Kostrzyna nad Odrą, Andrzej Kunt, potwierdził, że impreza się odbędzie, jednak Fundacja WOŚP będzie musiała wypełnić dodatkowe warunki wynikające z ustawy. Dodał także, że nie istniały żadne podstawy prawne, aby odwołać wydarzenie. 

W ciągu ostatnich dwóch lat Przystanek Woodstock otrzymał negatywne opinie od policji. Przypomnijmy, że w 2016 roku na PW odnotowano 174 przestępstwa, w 2015 roku doszło do 220 zdarzeń kryminalne, a w 2014 roku takich przypadków było 150. To liczby zaskakująco niewielkie w stosunku do tego, jak ogromny tłum przetacza się w ciągu kilku dni przez teren wydarzenia.

Co ciekawe, policja w poprzednich latach chwaliła organizatorów festiwalu za dobrą współpracę ze służbami i umiejętne utrzymywanie bezpieczeństwa.

"Dzięki trwającej nieprzerwanie od początku tygodnia pracy wszystkich służb, impreza upłynęła bardzo spokojnie. Liczba zdarzeń przyjętych przez policję była podobna do lat ubiegłych. Co istotne, nie zanotowano sytuacji mających wpływ na bezpieczeństwo większej liczby osób" - tak brzmiał komunikat policji po Przystanku w 2015 roku.

"To, z czym spotykamy się w każdej chwili, to olbrzymia tolerancja wobec innych i nieskrywana sympatia do policjantów" - mówiła posterunkowa Justyna Kowalska w 2013 roku "Gazecie Lubuskiej". "Mamy niewiele powodów do interwencji. Wbrew potocznym twierdzeniom jest tutaj bardzo bezpiecznie. Młodzi ludzie, pomimo specyfiki woodstockowego spotkania, stosują się do naszych poleceń i są zdyscyplinowani. Praktycznie nie widać agresji czy przemocy" - dodawała jej koleżanka, posterunkowa Agnieszka Czachorowska.

Skąd więc drastyczna zmiana w ocenie festiwalu? Andrzej Kruczyński nie ma wątpliwości.

- To jest ewidentna złośliwość. Równie dobrze każda impreza, na której pojawia się kilkadziesiąt albo kilkaset tysięcy osób, powinna z automatu otrzymać taki status - mówił i zauważał, że wiążą się z tym niemal niewykonalne zobowiązania. Jurek Owsiak zdradził jednak, że dzięki wysiłkom wielu ludzi udało się dopiąć wszystkie sprawy organizacyjne na ostatni guzik.

- Chcąc, nie chcąc, pan minister Błaszczak spowodował pozytywny odzew wśród woodstockowej publiczności. Taki impuls jest czymś potrzebnym. Ludzie siebie nawzajem zaczęli się przekonywać, że w tym roku przyjadą całymi rodzinami - mówił Owsiak.

Twórca Woodstocku podkreśla, że imprezy pilnować będzie 1000-osobowy Pokojowy Patrol, a także 1580 policjantów. Owsiak dodał, że zgodnie z nowymi trendami, które panują w krajach zachodnich, ochrona festiwalu zaczyna się daleko od terenu festiwalu.

- Zwiększanie służb porządkowych to nie jest jak produkcja. To musi być świadomość ludzi, gdzie są i czego od nich wymagamy, że sami o siebie muszą dbać. Do tego dochodzą służby profesjonalne - straż pożarna, pogotowie ratunkowe, także ochotnicza straż pożarna i sanepid - wyjaśniał organizator, a Andrzej Kruczyński dodawał, że taka liczba służb ściągniętych w jedno miejsce może wytworzyć braki w innych województwach.

O tym się nie mówi?

Kolejne doniesienia o atakach terrorystycznych i groźbach zamachu sprawiły, że na dalszy plan zeszły inne problemy, które mogą pojawić się w trakcie festiwali, a mówimy przecież o bardziej prawdopodobnych i tak samo niebezpiecznych zjawiskach. Nagłe załamanie pogody, pożary, czy chociażby panika w tłumie mogą doprowadzić do równie wielkiej tragedii.

- Staramy się reagować na wszystkie czynniki związane z bezpieczeństwem. Nie o wszystkich zagrożeniach się mówi. My musimy być przygotowani na każdego rodzaju sytuację - mówił Mikołaj.

O tym, jak szybko i sprawnie działają polskie służby na festiwalach dowiedzieliśmy się w 2016 roku przy okazji Open'er Festivalu. Niepozorny pożar, który wybuchł wtedy w jednym z food trucków, przy nieumiejętnym działaniu mógł doprowadzić do dużo poważniejszych strat. 

Organizatorzy nie mają, niestety dla nich, wpływu na pogodę, jednak starają się minimalizować potencjalne zagrożenie, jakie niosą wichury i burze, które nawiedzają dane imprezy.

- Obserwujemy to, co się dzieje, staramy się zabezpieczyć jak najlepiej teren, ludzi oraz artystów. Monitorujemy pogodę na bieżąco. W sytuacji, kiedy spodziewamy się trudnych warunków, współpracujemy z Instytutem Meteorologii i Gospodarki Wodnej oraz z lotniskiem Muchowiec, które jest tuż obok festiwalu i też monitoruje pogodę - mówił nam w zeszłym roku Artur Rojek.

Chcesz być bezpieczny? Zadbaj o siebie

Na koniec, warto dodać, że sami możemy również działać na rzecz bezpieczeństwa. Po pierwsze nie utrudniajmy pracy służbom porządkowym, a po drugie pojawiajmy się na imprezach bardziej rozeznani.

- Sam uczestnik powinien być przygotowany na imprezę. Zapoznać się planem, przyjść odpowiednio wcześnie, sprawdzić, gdzie znajdują się konkretne punkty oraz alternatywne wyjścia z obiektu - mówił Interii Andrzej Kruczyński.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy