Reklama

Budgie: Burke Shelley ma 70 lat

W latach 70. i 80. w Polsce walijska grupa Budgie stawiana była w jednym rzędzie z Led Zeppelin, Deep Purple i Black Sabbath. I to właśnie polskiemu lekarzowi lider formacji Burke Shelley zawdzięcza życie.

W latach 70. i 80. w Polsce walijska grupa Budgie stawiana była w jednym rzędzie z Led Zeppelin, Deep Purple i Black Sabbath. I to właśnie polskiemu lekarzowi lider formacji Burke Shelley zawdzięcza życie.
Burke Shelley (Budgie) w Polsce w 2007 r. /fot. Tomasz Wiech /

Mowa o sytuacji z listopada 2010 r. Budgie wraz z innymi rockowymi weteranami, grupą Slade, miała właśnie rozpocząć 10-koncertową trasę po Polsce. Już w naszym kraju Burke Shelley, lider walijskiego tria, źle się poczuł. Zaprzyjaźniony lekarz z Zielonej Góry Marek Chlamtacz zdiagnozował u muzyka tętniaka aorty i zarządził natychmiastową operację.

Przeprowadzona w szpitalu w Wejherowie operacja najprawdopodobniej uratowała muzykowi życie. Shelley powrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie wracał do zdrowia.

Reklama

Od tego czasu nie zapadła dalsza decyzja w sprawie przyszłości Budgie, choć pierwsze informacje wskazywały, że Shelley może już nigdy nie powrócić na scenę. Do tego na szczęście nie doszło, lecz od tego czasu 70-letni muzyk (okrągłe urodziny świętuje 10 kwietnia) tylko sporadycznie występuje z lokalnymi zespołami grającymi covery w Walii. Stan zdrowia niemal uniemożliwia mu równoczesne granie na basie i śpiewanie, dlatego muzyczną działalność ograniczył do czterech strun.

"Nie wiem, co przyszłość przyniesie" - napisał Shelley na oficjalnej stronie Budgie w listopadzie 2010 r.

Kolejne sporadyczne wpisy dotyczą winylowych reedycji klasycznych płyt grupy, czy - z początku marca 2016 r. - informują o śmierci "Big" Johna Thomasa, gitarzysty Budgie w latach 1979-2002 (z przerwami wynikającymi z zawieszenia działalności formacji).

To Burke Shelley był jednym z założycieli zespołu, który początkowo działał pod nazwą Hills Contemporary Grass. Pod koniec lat 60., po kilku zagranych koncertach, trio nagrało swoje pierwsze demo już jako Budgie, czyli "papużka". Shelley tłumaczył, że podobał mu się pomysł grania głośnego i ciężkiego rocka pod szyldem czegoś, będącego diametralnym przeciwieństwem.

W latach 70. grupa wydała siedem płyt, z których na brytyjskiej liście odnotowano raptem dwie ("In for the Kill!" i "Bandolier"), w dodatku gdzieś w okolicach trzeciej dziesiątki. Tymczasem w Polsce Walijczycy doczekali się statusu legendy, w czym mocno pomogła obejmująca 16 koncertów w 14 dni (!) trasa w 1982 r.

W późniejszych latach Budgie jeszcze kilkakrotnie pojawiali się nad Wisłą, po raz ostatni po wydaniu pierwszej po ponad 20 latach płyty "You're All Living In Cuckoland" (zespół słynął z "odjechanych" tytułów utworów i niezwykłych okładek) z 2007 r.

Choć Budgie nigdy nie zdobyło oszałamiającej popularności, twórczością Shelleya i jego ekipy inspirowali się tacy giganci ciężkiego grania, jak m.in. Iron Maiden, Metallica, Megadeth, Van Halen, Alice In Chains czy Queens Of The Stone Age, a niektórzy z nich nagrywali swoje wersje utworów Walijczyków.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Budgie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy