Alvaro Soler regularnie odwiedza nasz kraj. Jego utwory wielokrotnie pokrywały się w Polsce platyną, a fani tłumnie przychodzą na jego koncerty, by śpiewać i tańczyć do gorących rytmów. Nie inaczej było podczas koncertu w krakowskiej Tauron Arenie.
Alvaro Soler to wokalista i gitarzysta urodzony w Barcelonie, dorastał w Tokio, a obecnie mieszka i pracuje w Berlinie (jego ojciec jest Niemcem). Debiutancki album Solera "Eterno Agosto" z 2016 roku pokrył się w naszym kraju trzykrotną platyną. To z tej płyty pochodziły przeboje takie jak "El Mismo Sol", "Agosto", a przede wszystkim "Sofia", który dotarł do pierwszej pozycji na Airchart oraz zdobył status Diamentowej Płyty. Od tego czasu nagrał jeszcze dwa albumy - "Mar de colores" (2018) i "Magia" (2021)
Muzyk chętnie odwiedza Polskę. "Nie przypuszczałem, że moje piosenki mogą odnieść taki sukces. Zapadło mi bardzo w pamięć i w serce, że Polacy cenią sobie taką muzykę, dlatego chętnie tu wracamy" - opowiadał w 2018 roku.
Dzisiaj Alvaro Soler zagra na warszawskim Torwarze, a wczorajszego wieczoru dał całkiem solidny koncert w krakowskiej Tauron Arenie.
Od pierwszych taktów widać, że scena jest żywiołem Alvaro Solera. Ten młody chłopak z miejsca rozbujał niemały tłum w Krakowie. Zrobił to oczywiście nie sam, bo z kilkuosobowym zespołem. Były gitary, perkusja, klawisze i wszelkiej maści przeszkadzajki, które, jak nic na świecie, pasują do latynoskich rytmów. Najważniejszy był chyba ten pulsujący bas. Pim Walter i jego cztery struny prowadziły całą tę imprezę. I chociaż koncert rozpoczęła trąbka wprowadzająca nas do kawałka "Candela", to właśnie bas bardzo szybko wyszedł na pierwszy plan.
Komu bliskie są latynoskie rytmy i reggaeton, ten nie wyszedł z Tauron Areny zawiedziony. Było tanecznie, pozytywnie i niezobowiązująco. Ten ostatni przymiotnik jest tutaj kluczowy, bo może poza nostalgicznym i zagranym akustycznie "Alma De Luz", większość koncertu odbyła się raczej w atmosferze radosnego festynu. I nie jest to przytyk. Tak ta muzyka brzmi i tak brzmieć powinna. Próżno szukać w niej czegoś innego od pełnych południowej pasji piosenek o miłości, szalonej miłości czy miłości utraconej. Taka już tej muzyki uroda.
Sam Alvaro jest przy tym świetnym wodzirejem. Lubi pogadać, trochę śmieszkuje i gawędzi. To chyba też cecha artystów o hiszpańskich korzeniach. Wspominał swoją pierwszą wizytę w Krakowie, przed sześciu laty w Teatro Cubano - scenie bądź co bądź skromniejszej niż Tauron Arena. Rzucił też kilka słów po polsku. Było "Cześć", "Kocham cię Polska" i chyba najważniejsze i najbardziej przez polskich fanów wyczekiwane - "Kocham pierogi".
Gołym okiem spostrzec można było, jak bardzo muzyka Alvaro Solera zawładnęła biciem serc jego fanów. Wszyscy - może poza mną, bo zajęty byłem uważną obserwacją sceny - podrygiwali, tańczyli, skakali i klaskali w rytm granych przez zespół piosenek "Magia" czy "Manilla". Publiczność chętnie śpiewała razem z Alvaro, co dodatkowo napędzało jego potrzebę dyrygowania. Właśnie podczas piosenki "Manilla" artysta zabawił się z publicznością. Pojawiła się oklepana, ale zawsze skuteczna gierka w "najpierw kobiety, potem faceci". Alvaro dodał do tej gry jeszcze nową grupę. Namówił bowiem do śpiewania najmłodszych fanów, których na koncert przyszło niemało. Było to wcale urocze.
Koncert Alvaro Solera w Krakowie był bardzo dobrze dostarczoną rozrywką. Nie był za długi, nic a nic patetyczny, ani też szczególny. Był całkiem miłym zwieńczeniem wrześniowego wtorku. Fani z pewnością wyszli z Tauron Areny zadowoleni, bo dostali każdy przebój od swojego idola. Niefanów na koncercie nie było, no, chyba że ja, ale ja to służbowo.
Alvaro Soler w Krakowie - setlista koncertu:
- "Candela"
- "Loca"
- "Ella"
- "Magia"
- "Can't Hold Us"
- "Manila
- "La libertad"
- "Puebla"
- "A contracorriente"
- "En tu piel"
- "Alma de luz"
- "Esperándote"
- "Solo para ti"
- "Agosto"
- "Diferente"
- "Déjala que baile"
- "El mismo sol"
- "La cintura"
- "Sofia"