Reklama

Thirty Seconds To Mars: Straceniec Jared Leto (fragment biografii)

Muzyk, aktor, reżyser, fotograf, przedsiębiorca, filantrop... Prawdziwy człowiek renesansu. W dodatku bezkompromisowy: potrafi oszpecić się na potrzeby roli filmowej i ruszyć na straceńczą wojnę z potężnym koncernem muzycznym - przed wami Jared Leto, wokalista amerykańskiej grupy Thirty Seconds To Mars.

Na naszych stronach możecie przeczytać fragment pierwszej biografii Thirty Seconds To Mars autorstwa Adama Kischa. Książka na polskim rynku ukazała się nakładem Wydawnictwa In Rock - Vesper.

***

Z jednej strony wygłasza poważne tyrady, z drugiej - swobodnie żartuje, na przykład ze swojego seksownego wizerunku: "Nie, nie noszę szkieł kontaktowych. I w przeciwieństwie do tego, co mówili niektórzy, nie mam szklanego oka...". Jared Leto - frontman, mózg i siła napędowa grupy Thirty Seconds To Mars.

Urodził się 26 grudnia 1971 roku w Bossier City, 60-tysięcznym mieście w amerykańskim stanie Luizjana. Jego matka, Constance Metrejon, wyszła za mąż za Tony'ego Bryanta dwa lata wcześniej, a już 9 marca 1970 roku przyszedł na świat starszy brat Jareda - Shannon.

Reklama

Constance i Tom nie ukończyli w chwili swojego ślubu nawet 18 lat, być może dlatego ich związek rozpadł się kilka miesięcy po narodzinach drugiego dziecka. Mogła też zaważyć różnica charakterów. Matka, z którą zostali synowie, prowadziła hipisowski styl życia. Chłopcy mieli długie włosy, nosili powłóczyste szaty i sandały, w jadłospisie były samodzielnie wysiewana lucerna i domowe jogurty. "Wymykaliśmy się i szaleliśmy" - wspomina Jared. "Szliśmy do domu przyjaciela, gdzie jedliśmy chleb tostowy i słodkie płatki śniadaniowe". I dodaje, że byli tak biedni, że rodzina otrzymywała z opieki społecznej bony żywnościowe.

Ojciec prawdopodobnie nie podzielał takiego podejścia do życia. Ożenił się ponownie i miał dwóch synów. Shannon wspomina: "Odszedł wkrótce po naszym urodzeniu. Nigdy go nie spotkaliśmy. Gdy miałem 10 lat, popełnił samobójstwo". Leto to nazwisko drugiego męża Constance. Niektórzy podejrzewali, że chodzi o pseudonim artystyczny, ale artysta dementował: "Nie wiem, dlaczego kiedykolwiek miałbym wymyślić coś takiego, jak Jared Leto".

Chłopcy nie zabawili długo w jednym miejscu. Matka kupiła przyczepę kempingową i często zmieniała miejsce zamieszkania. "Byliśmy wagabundami, miałem wędrowne dzieciństwo" - opowiada Jared. "Nasza mama zabrała nas w podróż, będącą ucieczką od opresyjnej natury Południa. To była podróż marzeń, ale także rozdzierająca serce i pełna wyzwań".

W miesiącach letnich Constance oddawała synów pod opiekę swojego ojca, Williego Metrejona, i jego żony. "Byli Cajun i byli biedni" - wyjaśnia Jared, nawiązując do francuskojęzycznej grupy etnicznej z Luizjany. "Mieszkali w jednopokojowym szeregowcu. Nam się wydawało, że są zamożni, dlatego że w ogródku mieli basen - pewnie kupiony od jakiegoś obwoźnego sprzedawcy - w którym godzinami przesiadywaliśmy, próbując się ochłodzić i zwalczać komary, tak duże, że mogłyby uchodzić za symbol stanu". Willie, specjalista w zakresie zapobiegania wypadkom w Federalnej Administracji Lotnictwa, zaszczepił jednak w Jaredzie pasję. "Mój dziadek był pilotem. Służył w siłach powietrznych i pracował w FAA. Kiedy dorastałem, zabierał nas na przejażdżki małymi samolotami, naprawdę niewielkimi, całe się trzęsły... Pokochałem awiację już w młodym wieku". Dzieciństwo bracia spędzili nie tylko w kilkunastu amerykańskich stanach (w tym na Alasce), ale też na przykład w Brazylii czy na Haiti. "To było niezapomniane doświadczenie" - wspomina Jared, który podczas tej wyprawy miał 12 lat. "Pod wieloma względami jest to rozwinięty kraj, ale - z drugiej strony - najbiedniejszy na zachodniej półkuli. Gdy tam byłem, wspinałem się na drzewa mango i przez cały czas szalałem".

Podczas pobytu na Haiti Constance pracowała jako wolontariuszka w placówce medycznej w Port-au-Prince, przede wszystkim jednak zajmowała się fotografią. "Moja rodzicielka była i jest artystką, ale wtedy była także samotną matką z dwoma chłopcami" - opowiadał Jared. "Jestem więc pewien, że czasami jej zawód nie był tak twórczy, jak by tego oczekiwała. Wydrapaliśmy sobie drogę z błotnistych brzegów Missisipi, z bonami żywnościowymi w jednej ręce i czymkolwiek, co można było złapać, w drugiej. Była fotografem, zajmowała się wzornictwem, zatrudniała się jako przewodnik wysokogórski, przez pewien czas ratowała wilki". W innym miejscu mówił: "Moja matka, gdy byliśmy dziećmi, była artystką cyrkową. Wykonywała akrobacje na trapezie".

Z kolei Shannon pamięta, że gdy miał około 10 lat, mieszkał z nimi artysta Larry Slezak, który zainspirował go do działań twórczych. Bracia przyjaźnią się z nim do dziś.

Wędrowny tryb życia nie przewidywał używania telewizora. Krótki czas z czarno-białym odbiornikiem Leto zapamiętał głównie przez pryzmat edukacyjnego programu dla dzieci "Zoom". Częste były za to wizyty w kinie: "Gdy byłem mały, mama stale zabierała mnie na fajne filmy. Dorastałem przy świetnych filmach Scorsese". Chłopcy spędzali dzieciństwo w liberalnym otoczeniu, co nie pozostawało bez wpływu na ich zachowanie. "Nie mieliśmy z bratem wielu ograniczeń i nie dostrzegaliśmy żadnych ograniczeń w świecie. Często włamywaliśmy się do szkół. Myślę, że każdy to robił. Często również ze szkół uciekaliśmy. Byliśmy dzieciakami, z którymi innym nie pozwalano się bawić. Nie mieliśmy złych zamiarów, ale pociągało nas robienie pewnych rzeczy. Chodziło o doświadczenie, poczucie 'bycia na krawędzi'".

Jared nie kryje, że w wieku nastoletnim miał drobne konflikty z prawem. "Włamywaliśmy się do biur, magazynów, szkół... Wszędzie, dokąd można się było dostać. Staliśmy się parą małych złodziejaszków: jednego dnia butelka alkoholu, następnego dnia skuter lub ładny motocykl. Tym się zajmowaliśmy. Niektóre dzieciaki jeździły na letnie obozy, a my kradliśmy twój samochód". Po stronie pozytywów należy zapisać podjęcie pierwszej pracy już w wieku 12 lat. "Zmywałem naczynia w restauracji Three Li'l Pigs BBQ w stanie Wirginia" - wspomina Jared Leto. "Dostawałem 2,5 dolara za godzinę, a za pierwszą wypłatę kupiłem mnóstwo słodko-kwaśnych cukierków i pudełko cygar".

Bracia od wczesnego dzieciństwa nasiąkali muzyką. Matka słuchała wykonawców folkowych - Boba Dylana, Joni Mitchell czy Cata Stevensa. Z repertuaru tego ostatniego Jared zapamiętał szczególnie utwór "Moonshadow", o którym mówi: "To jest tak bezgranicznie szczęśliwe.

Nigdy nie reagowałem na radosną muzykę, ale podoba mi się tu szczerość i ciepło. To jest bardzo surrealistyczne, a w hippisowskich czasach, gdy dorastałem, w pełni akceptowano śpiewanie z dziećmi o psychodelicznych sprawach, jak choćby o księżycowym cieniu".

Wrażliwość na oprawę graficzną płyt zaszczepił w nim z kolei Harry Nilsson, który w 1971 roku wydał album "The Point!" z komiksową historią włożoną w okładkę winylowego krążka. "To o chłopcu żyjącym w krainie, w której wszyscy mają stożkowate głowy. Genialna, fascynująca płyta. Kompletna wypowiedź artystyczna, trochę jak "Yellow Submarine" The Beatles, ale przygotowana dla dzieci. Wydano ją w bardzo interesującej i psychodelicznej oprawie graficznej. Miała wielki wpływ na twórczość ludzi z mojego pokolenia".

W stronę mocnego rocka skierował Jareda Led Zeppelin. "Utwór 'Whole Lotta Love' podsumował ten zespół - jego ciężar, odwagę... Myślę, że wydobywa też istotę muzyki rockowej jako takiej. Jest w tym wielka energia, a gdy pierwszy raz tego posłuchałem, był to zarazem mój pierwszy kontakt z muzyką, która wywoływała taką dumę i ekscytację" - wspomina Jared.

Największą młodzieńczą fascynacją było jednak hardrockowe trio z Kanady. "W szkole średniej byłem fanem grupy Rush. Nosiłem obciachowe fryzury i koszulki z podobiznami idoli. Żeby mieć kasę na koncerty, pracowałem na zmywaku, sprzątałem bary. Otarłem się wtedy o półświatek: prostytutki, narkomanów, lumpów. Zacząłem ich uważnie obserwować i szkicować. Spokojnie, nie zszedłem na złą drogę! Zainteresowałem się jednak rysunkiem i malarstwem".

Jeszcze w dzieciństwie słuchanie muzyki przerodziło się w chęć jej tworzenia. "Pewnego razu mama zobaczyła w lokalnej gazecie ogłoszenie, że ktoś odda pianino pierwszej osobie, która się po nie zgłosi i je zabierze" - opowiada Jared. "Dotarliśmy tam pierwsi i we trójkę taszczyliśmy tę poobijaną rzecz przez całą drogę do domu. Instrumentowi brakowało klawiszy, był także rozstrojony, ale się tym nie przejmowaliśmy, i tak mogliśmy na nim grać".

Shannon dodaje: "Pamiętam, jak mama włączała nagrywanie na jednym z tych starych, wielkich magnetofonów szpulowych. Uderzałem w spód puszki po pomidorach, a mój brat grzał na gitarze i coś paplał. To pierwszy raz, jaki pamiętam, gdy razem graliśmy. Miałem chyba siedem lat, on miał około pięciu. Do dziś mam to nagranie".

Pierwszy zespół Jareda i Shannona, w którym usiłowali stworzyć coś zbliżonego do punk rocka, nazywał się Noise Fucks. Pierwszym "poważnym" instrumentem Jareda był natomiast syntezator Roland Juno-106.

Jared przerwał naukę w normalnej szkole średniej, aby w wieku 16 lat zapisać się do prywatnego Corcoran College of Art w Waszyngtonie. "Chodziłem tam niezbyt regularnie, a był to czas, gdy na Wschodnim Wybrzeżu zaczynała się epidemia cracku. Bywały dni, gdy siedziałeś w kręgu z innymi osobami, które przekazywały sobie igłę. Wielu tych osób dziś już nie ma na świecie. Szczerze mówiąc, były wtedy chyba tylko dwie rzeczy, o których myślałem: zostać artystą lub handlarzem narkotyków. To samo można chyba powiedzieć o Shannonie. Udało mi się jednak wyjść z zakrętu, wróciłem do college'u".

Jared Leto rozpoczął wtedy studia na University of the Arts w Filadelfii. Jego głównym przedmiotem był film, ale uczęszczał także zajęcia z garncarstwa, rysunku i historii sztuki. Dorabiał, pracując w skupionej na tematyce mniejszości seksualnych księgarni Afterwords. Następnym przystankiem był Nowy Jork i tamtejsza School of Visual Arts. "Dość wcześnie dotarło do mnie, że drugim Jacksonem Pollockiem raczej nie będę" - wspominał. "Chociaż moje zainteresowania szły w stronę obrazów. Tyle że ruchomych: krótkich filmów i teledysków. W Nowym Jorku zacząłem się uczyć podstaw reżyserii filmowej i telewizyjnej. Ta praca miała sporo wspólnego z muzyką. Wideoklip to przecież rytm, połączenie dynamicznego montażu i wyrazistego, pulsującego obrazu".

Podczas pobytu na uczelni Jared napisał scenariusz i zrealizował etiudę zatytułowaną "Crying Joy". "Nie miałem budżetu, w głównych rolach obsadziłem więc siebie i kolegów. Odkryłem wtedy, że ciało i aktorska ekspresja to - po muzyce i malarstwie - nowy sposób na wyrażenie moich nieokiełznanych emocji". Dziś podkreśla z dumą, że to on namówił uczelnię na otwarcie kierunku "aktorstwo dla reżyserów".

Po zakończeniu nauki wybrał się do stanu Indiana, gdzie Shannon brał udział w autorodeo - zawodach polegających na wzajemnym niszczeniu samochodów. "Uczył mnie tego, choć krótko tam z nim przebywałem" - wspomina Jared. Potem "Shannon miał jednak mały problem z prawem i trafił do aresztu, pojechałem więc do Los Angeles z plecakiem i kilkuset dolarami w kieszeni".

Z perspektywy Shannona wyglądało to następująco: "Usuwano mnie ze szkoły tak często, że zupełnie ją rzuciłem. Zacząłem pić i brać dużo narkotyków. Znikałem. Łamałem prawo i przywoziła mnie do domu policja. Zadawałem się z niewłaściwymi ludźmi i zacząłem kraść nowe samochody". Gra na perkusji poszła wtedy w odstawkę - instrument został sprzedany, żeby Shannon mógł opłacić grzywnę sądową.

"Na szczęście Jared zdołał przełamać złą passę. Dostał się do college'u w Filadelfii, gdzie studiował sztukę, później do Nowego Jorku, gdzie uczył się filmu. W wieku 21 lat był w Kalifornii i otrzymał pierwszą rolę telewizyjną. Widział, co się ze mną dzieje, ale nic nie mógł zrobić. Sam musiałem się wyrwać z tego niebezpieczeństwa, z tego szaleństwa. Udało mi się, a gdy tak się stało, Jared przyjął mnie pod swój dach i pomógł mi zmienić życie".

Zobacz teledyski Thirty Seconds To Mars na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 30 seconds to mars | Jared Leto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy