Reklama

Odszedł zbyt wcześnie. Tak jak jego ojciec

Kiedy wydawało się, że Jeff Buckley dołączy do grona najwybitniejszych wokalistów muzyki rockowej, artysta zginął w nieszczęśliwym wypadku, mając zaledwie 30 lat. Równie młodo odszedł jego ojciec, legendarny pieśniarz Tim Buckley.

15 lat temu, 29 maja 1997 roku, przebywający w Memphis wokalista i gitarzysta Jeff Buckley rozpoczął sesję nagraniową do drugiego studyjnego albumu. Po tym, jak wydana w 1996 roku znakomita, dziś już otoczona kultem, płyta "Grace" spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem fanów i krytyków, zapewniając Jeffowi Buckleyowi status najoryginalniejszego wokalisty i kompozytora młodego pokolenia, oczekiwania na wydawnictwo zatytułowane później "Sketches for My Sweetheart the Drunk" były ogromne.

Niestety, album nigdy nie został dokończony w takim kształcie, w jakim życzyłby sobie tego Jeff Buckley.

Reklama

Jak to się stało, że Jeff Buckley z anonimowego muzyka sesyjnego, kojarzonego przede wszystkim ze względu na słynnego ojca Tima Buckleya, stał się za sprawą jednej płyty artystą, o którym z szacunkiem i uwielbieniem wypowiadali się najwięksi muzycy? Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w magnetyzującej sile piosenek z "Grace", zaśpiewanych przeszywającym tenorem, co jest rzadkością w muzyce rockowej.

Sam David Bowie stwierdził, że jeśli miałby zabrać na bezludną wyspę jeden jedyny album, byłby to właśnie "Grace". Wielki Bob Dylan skomplementował Jeffa Buckleya słowami "najwspanialszy kompozytor dekady". Legendarny Jimmy Page zadeklarował natomiast, że "Grace" to "jego ulubiony album dziesięciolecia".

Zobacz klip Jeffa Buckleya do "Grace":


Ciekawą opinię na temat Jeffa Buckleya wyraził aktor Brad Pitt: "W jego muzyce jest ukryta nuta, coś czego nie możesz ot tak wskazać. To cecha najwspanialszych filmów, największych dzieł sztuki - zawierają coś podskórnego i prawdziwego. Dla mnie jego muzyka jest nawiedzona. Utkwiła pod moją skórą" - powiedział hollywoodzki gwiazdor, dodając, że "od strony technicznej" artysta był "Jimmym Pagem i Robertem Plantem w jednej osobie".

Płyta Amerykanina została dostrzeżona również w naszym kraju. Artur Rojek, wówczas wokalista zespołu Myslovitz, w 1999 roku nie przebierał w słowach zachwycając się "Grace" na łamach gazety "Teraz Rock". "Najważniejsza płyta? Na miejscu pierwszym umieściłbym 'Grace', album Jeffa Buckleya. Zetknąłem się z nim po usłyszeniu pierwszego singla z utworem tytułowym. Jeżeli chodzi o wokalne poczynania, Buckley jest dla mnie mistrzem świata. (...) Muzyka skomplikowana, a wszystko wychodzi bardzo naturalnie".

Jeff Buckley w "Hallelujah" Leonarda Cohena:


Nic zatem dziwnego, że na następcę "Grace" czekano z zapartym tchem. Życie napisało jednak inny scenariusz... 29 maja 1997 roku, oczekujący w Memphis na przybycie swojego zespołu i rozpoczęcie sesji nagraniowej Jeff Buckley postanowił popływać w rzece Wolf, dopływie Mississippi, co zresztą czynił wielokrotnie wcześniej. Artysta wszedł do wody w ubraniu i wysokich skórzanych butach, śpiewając refren "Whole Lotta Love" Led Zeppelin.

Muzykowi towarzyszył Keith Foti, techniczny zespołu Jeffa Buckleya, który pozostał na brzegu. Gdy mężczyzna zauważył płynącą barkę, postanowił odsunąć od brzegu radio i gitarę, by ewentualna fala nie zalała sprzętu. Chwilę później Foti zaczął szukać wzrokiem pływającego w rzece Jeffa Buckleya. Bezskutecznie. Pomimo akcji ratunkowej, artysta nie został odnaleziony. Ciało muzyka odszukano dopiero 4 czerwca.

Zobacz klip Jeffa Buckleya do "Last Goodbye":


Przedstawiciele Jeffa Buckleya szybko zdementowali pogłoski na temat jego śmierci, sugerujące że artysta utopił się będąc pod wpływem alkoholu i narkotyków albo popełnił samobójstwo. "Śmierć Jeffa Buckleya nie jest owiana żadną tajemnicą, alkohol i narkotyki nie mają z nią związku, nie było to również samobójstwo. Raport policji, sekcja zwłok i zeznania naocznego świadka dowodzą, że był to nieszczęśliwy wypadek" - oświadczono.

Najwyraźniej nad rodziną Buckleyów ciążyło fatum, bo tragiczną śmiercią zmarł również ojciec Jeffa, słynny Tim Buckley. Niestety, w przypadku Buckleya seniora w grę wchodziły narkotyki. 28 czerwca 1975 roku muzyk przedawkował heroinę i alkohol. Przywiezionym do domu artystą zaopiekowała się żona Judy. Po pewnym czasie kobieta stwierdziła, że Tim Buckley nie oddycha. Przybyli na miejsce ratownicy pogotowia bezskutecznie próbowali reanimować artystę. Ojciec Jeffa Buckleya miał 28 lat, dwa lata mniej niż jego syn w dniu swojej śmierci.

Zobacz klip Jeffa Buckleya do "So Real":


Dramatyzmu całej historii dodaje fakt, że Jeff otwarcie wyrzekł się ojca, który porzucił matkę wokalisty. "To nie tak, że nienawidzę mojego ojca. Przez całe moje życie dorastałem w przekonaniu, że on nie jest jego częścią. (...) Szanuję go, ale jako artystę. Bo on tak naprawdę nie był moim ojcem" - powiedział kiedyś Jeff Buckley. Zrządzeniem bezlitosnego losu syn i jego biologiczny ojciec zbyt szybko odeszli z tego świata.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy