Reklama

Nirvana i "Nevermind": Dzieło, które zabiło swego twórcę

Wydana 24 września 1991 r. płyta "Nevermind" Nirvany miała być ucieczką przed grunge'owymi stereotypami. Skończyło się na przysłowiowym "wpadnięciu z deszczu pod rynnę", a dzieło - na nieszczęście jego twórcy - wymknęło się spod kontroli i zaczęło żyć własnym życiem.

Kurt Cobain chyba nie wyobrażał sobie, jakie dzieło udało mu się stworzyć. "Nevermind" to jedna z tych unikatowych płyt, które zmieniły historię muzyki popularnej. To również dzieło sztuki, nad którym jego twórca utracił kontrolę.

Uciec od wszystkiego

Pete Townshend, słynny gitarzysta brytyjskiej formacji The Who, recenzując na łamach gazety "The Guardian" wydane w 2002 roku "Journals" Kurta Cobaina, niezbyt pochlebnie wyraził się o liderze Nirvany jako o człowieku. Legendarny rockman określił zmarłego w 1994 roku samobójczą śmiercią artystę jako osobę "dziecinnie i egoistycznie pragnącą oskarżyć i zrzucić winę na świat za całe istniejące zło", człowieka chcącego "uciec" i "nie biorącego żadnej odpowiedzialności za swój całkowity upadek".

Reklama

To mocne słowa, być może nawet za mocne, ale ukazujące wiele cech Kurta Cobaina jako człowieka emocjonalnie niespokojnego i pozbawionego poczucia bezpieczeństwa, źle czującego się we własnej skórze i - to już wniosek wyciągnięty nie z lektury recenzji gitarzysty The Who, ale z dyskografii Nirvany - ciągle poszukującego nowych form artystycznego wyrazu, które pozwoliłyby mu nakarmić własne ego i niezwykły indywidualizm charakteru, nieznoszący jakiejkolwiek uniformizacji i szufladkowania.

Nic zatem dziwnego, że w 1991 roku Kurt Cobain był już mocno znużony tym, co działo się na muzycznej scenie Seattle. Scenie, o której słyszeli głównie lokalni fani muzyki rockowej i zapaleńcy w niektórych miastach Ameryki. Lider Nirvany powziął jednak decyzję, że zrywa z hałaśliwą, ciężką i zgrzytliwą formuła tego, co później ochrzczono mianem grunge i postanowił napisać album... z piosenkami pop. Jak się później okazało, nie była to ucieczka na z góry upatrzone pozycje, bo to, co się wydarzyło w kilka miesięcy po premierze "Nevermind", liderowi Nirvany się pewnie nie śniło.

Zobacz klip do "Smells Like Teen Spirit":

Gwiazda, która nie chciała świecić

W 1993 roku podczas rozmowy ze stacją MTV lider Nirvany wypowiedział znamienne słowa.

"Pragnę uwielbienia, jakim darzono Johna Lennona, ale jednocześnie anonimowości Ringo Starra. Nigdy nie chciałem być frontmanem. Wolałbym siedzieć sobie cicho z tyłu, ale w tym samym czasie być gwiazdą rock'n'rolla" - stwierdził Kurt Cobain, który w dwa lata po wydaniu "Nevermind" był muzyczną i popkulturową osobowością numer jeden na świecie.

Sukces drugiej płyty zespołu tylko połowicznie spełnił życzenie artysty. Uczynił z niego nowego Johna Lennona i gwiazdę rock'n'rolla, jednocześnie wykluczając definitywnie i permanentnie jakiekolwiek fantazje o anonimowości, jaką mógł się cieszyć najmniej rozpoznawalny z Beatlesów.

Po "Nevermind", a raczej po "Smells Like Teen Spirit" i "Nevermind", Kurt Cobain musiał zmierzyć się z tym, czego nie chciał i czego się obawiał. Miliony sprzedanych egzemplarzy albumu (do dziś płyta rozeszła się w nakładzie 30 mln kopii) uczyniła z lidera Nirvany - wbrew jego woli - abstrakcyjną ikonę i symbol generacji odrzuconych i niepotrzebnych. Ludzie zobaczyli w gościu w zielono-czarnym swetrze i potarganych dżinsach mesjasza, któremu udało się osiągnąć sukces bez pójścia na kompromis.

Nagle bycie słabym i biednym stało się... modne. To wtedy wytwórnia Sub Pop wpadła na pomysł wyprodukowania koszulki z wszystko mówiącym napisem "Loser". A kto był największym "przegranym" całego tego zamieszania? Wiadomo, że sposobem na "anonimowość Ringo Starra" i "siedzenie sobie cicho z tyłu" stała się heroina.

Zobacz klip do "In Bloom":

Bunt się sprzedaje tak dobrze jak seks

Choć wytwórnia Geffen, która wydała "Nevermind", początkowo nie przywiązywała większej wagi do albumu Nirvany, to show-biznes szybko "podłapał temat", bo ludzie byli zmęczeni tym, co dotychczas proponowano im w mediach.

"Jak wiele nic nieznaczącej, pozbawionej smaku, sztucznej, korporacyjnej paszy można wepchnąć w usta ludziom, zanim ci zaczną się buntować i domagać czegoś znaczącego i prawdziwego?" - tak niesamowity sukces "Nevermind" tłumaczy Jonathan Poneman, współzałożyciel legendarnego labelu Sub Pop.

Jedna z teorii głosi, że Nirvana pierwszymi dźwiękami "Smells Like Teen Spirit" uśmierciła panoszący się wówczas w Ameryce pudel-metal i całą wynaturzoną już wówczas estetykę lat 80., co zdecydowanie trzeba zapisać po stronie plusów.

Rynek nie znosi próżni, a towar z napisem "pudel-metal" amerykańscy spece od marketingu szybko zamienili na półkach sklepowych na nowe produkty opakowane w poplamiony karton opatrzony słowem "grunge". Tym samym bezlitośnie wykastrowano etos sceny niezależnej i podziemnej, wystawiając ją na światło mainstreamu.

Także w telewizji. Początek lat 90. to niezwykły boom stacji MTV, która - tutaj nie ma żadnych wątpliwości - miała ogromny udział w sukcesie zespołu. Każdy, kto w tamtym czasie miał szczęście oglądać tą jeszcze wówczas muzyczną stację wie, że klip do "Smells Like Teen Spirit" pojawiał się tam z zawrotną częstotliwością.

Zobacz klip do "Lithium":

Popłuczyny po arcydziełach

W sąsiedztwie "Nevermind" ukazały się też takie albumy jak "Ten" Pearl Jam czy "Badmotorfinger" Soundgarden, których artystycznej doniosłości nikt nie zamierza negować, a które wypłynęły w dużej mierze dzięki sukcesowi Nirvany. Ale muzyka grunge to nie tylko "wielka trójca" czy Alice In Chains, by wymienić te - zaznaczmy - najbardziej znane formacje.

Szefowie wytwórni płytowych po "Nevermind" zaczęli najwyraźniej podpisywać kontrakty płytowe z każdym, kto miał tłuste włosy, nosił potargane dżinsy i kraciastą koszulę. Grunge stał się trendy, a jakość przeszła w ilość. Megan Jasper z wytwórni Sub Pop, komentując wpływ arcydzieła Kurta Cobaina na rynek muzyczny, zdobyła się na przyrodnicze porównanie.

"Ceną istnienia tak wspaniałego zespołu jak Nirvana jest to, że nagle wokół tej grupy pojawiły się płynące za nią ryby-piloty. Te wszystkie naprawdę g**niane, pozbawione esencji i duszy zespoły. I to właśnie z nimi nas zostawiono" - powiedziała menedżer wytwórni.

Natomiast Robert Pollard z uznanej alternatywnej formacji Guided By The Voices porównał fenomen "Nevermind" do efektu śnieżnej kuli.

"Ten album nie dał bodźca do tworzenia czegoś nowego i interesującego. To była tocząca się kula śniegu, która urosła do takich rozmiarów, że za niezależne zespoły zaczęto uznawać cholerne Creed, Matchbox Twenty i te wszystkie inne popłuczyny" - skomentował artysta.

Trudno się nie zgodzić z taką opinia, przypominając sobie nieprawdopodobne kariery takich karykatur gatunku, jak - poza wymienionymi wyżej - Bush, Ugly Kid Joe, Puddle Of Mudd, Silverchair czy Collective Soul.

Kurt w miejsce "Jacko"

11 stycznia 1992 roku doszło do symbolicznej zmiany na szczycie amerykańskiej listy bestsellerów płytowych "Billboard 200". Album "Nevermind", który zadebiutował dopiero na 144. pozycji notowania, w ciągu kilu miesięcy mozolnie wspiął się na szczyt zestawienia, zrzucając z miejsca 1. "Dangerous" Michaela Jacksona.

Napisać, że Kurt Cobain stał się tym, czym się brzydził, przed czym się buntował i czego nienawidził, będzie gimnazjalnym banałem i bez wątpienia nadinterpretacją faktów. Trudno też zarzucić Nirvanie, że się "sprzedała", bo "Nevermind" to album zbyt dobry i 100-procentowo wiarygodny, by znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie dla takiej tezy.

Nie ulega jednak wątpliwości, że druga płyta Nirvany miała - chyba wbrew Kurtowi Cobainowi - wszechpotężny wpływ na całe pokolenie młodych ludzi, na rynek muzyczny, show-biznes i popkulturę w ogóle. Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, jak katastrofalne, tragiczne i zgubne oddziaływanie miała na swego twórcę.

Czytaj również nasz tekst z okazji 20-lecia wydania "Blood Sugar Sex Magic" Red Hot Chili Peppers!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nirvana | Kurt Cobain
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy