Reklama

Manic Street Preachers: Gdzie jest Richey James Edwards?

1 lutego 2015 roku minie 20 lat, odkąd gitarzysta i autor tekstów Manic Street Preachers, Richey James Edwards, zaginął bez śladu. Mimo iż oficjalnie został on uznany za zmarłego, cała sprawa w dalszym ciągu budzi mnóstwo kontrowersji.

Wszystko zaczęło się na początku lutego 1995 roku. Po sukcesie, jaki odniósł album "Holy Bible" (co niewątpliwie było zasługą Edwardsa), zespół przygotowywał się do trasy po Stanach Zjednoczonych. Właśnie tego dnia muzycy mieli wylatywać za Ocean.

Do pokoju hotelowego gitarzysty zapukał James Dean Bradfield, wokalista i gitarzysta Manic Street Preachers. Jednak nikogo nie zastał. Okazało się, że pokój został zwolniony o siódmej rano właśnie przez Edwardsa.

Niemal natychmiast rozpoczęto poszukiwania muzyka, który nie dawał znaków życia. Szybko ustalono, że od dwóch tygodni Edwards wypłacał codziennie po 200 funtów ze swojego konta.

Reklama

Ponoć zaraz po wyjeździe z hotelu z Londynu, widziano go w okolicy swojego mieszkania w Cardiff, jednak ojciec Richeya odnalazł tam karty kredytowe oraz paszport. W następnych tygodniach artysta, według świadków, miał pojawić się w urzędzie paszportowym w Newport oraz w okolicach tamtejszego dworca autobusowego. Jeden z taksówkarzy oświadczył nawet, że zawiózł muzyka do serwisu samochodowego Severn View w Bristolu. Miało to wydarzyć się 15 lutego.

Według ustaleń policji Richey odebrał stamtąd samochód, który porzucił dwa dni później koło okrytego niesławą mostu na rzece Severn, jednego z ulubionych miejsc samobójców w Wielkiej Brytanii. Funkcjonariusze w pojeździe znaleźli papierki po zjedzonych burgerach oraz zdjęcia rodziny Edwardsa.

Wszystkie poszlaki wskazywały, że Edwards popełnił samobójstwo. Miało świadczyć o tym miejsce porzucenia samochodu oraz kroki, jakie wykonywał. Tak drastyczna decyzja miała być też efektem częstych depresji muzyka i jego bardzo trudnego charakteru. Jednak w samobójstwo nie wierzyła rodzina i przyjaciele.


Warto zauważyć, że ciało członka Manic Street Preachers nigdy nie zostało odnalezione. Tekściarz nie zostawił żadnego listu pożegnalnego, a na pewno chciałby swoją decyzję wytłumaczyć rodzinie, z którą zawsze utrzymywał bardzo dobre kontakty (jedyną pamiątką są jego teksty, użyte przez formację na następnej płycie). Niczego nie zarejestrowały również kamery w okolicy mostu.

Tajemnicze zniknięcie i brak dowodów, potwierdzających śmierć Richeya Edwardsa, sprawiło, że w tym temacie pojawiło się mnóstwo plotek. Przypadek gitarzysty został natychmiast porównany do słynnej sprawy hrabiego Lucana, który po zabójstwie niani swoich dzieci miał uciec do Goa w Indiach. Również i Edwards był widziany w tym miejscu, a oprócz tego także na Wyspach Kanaryjskich. Rewelacje te nigdy nie znalazły jednak potwierdzenia.

Każdą pogłoskę dotyczącą gitarzysty weryfikowała i nadal weryfikuje rodzina muzyka, która w toku śledztwa nie szczędziła policji krytyki za złe prowadzenie sprawy. Na początku XXI wieku siostra Edwardsa, Rachel Elias, zdradziła w jednym z wywiadów, że jej brat na pewno żyje i realizuje swoją obsesję na temat "zniknięcia idealnego".


.W 2008 roku, po 13 latach poszukiwania, policja zamknęła sprawę Richeya, uznając go za zmarłego. Stało się to głównie z powodów prawnych, a rodzina w dalszym ciągu wierzy w jego w powrót.

Siostra gitarzysty w wywiadzie dla "The Sun" na początku 2015 roku w dalszym ciągu przekonywała, ze jej brat może żyć, a proces poszukiwania przez policję nie był dobrze przeprowadzony. Rachel Elias swoje doświadczenia wykorzystuje, by pomagać w odszukaniu innych osób.

Niestety, Richey Edwards, lub jego ciało, być może nigdy nie zostaną odnalezione. Temat ten będzie więc powracał równie często jak plotka o "życiu po życiu" Elvisa Presleya czy Jima Morrisona.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Manic Street Preachers
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy