Reklama

Kult smutnych chłopców

Nie chciałbym być jak John Malkovich, ale jak wokalista i gitarzysta White Liesów, Harry McVeigh, jak najbardziej. Choć przez jeden dzień...

Włożyć czarną koszulę, przeczesać wystylizowaną grzywkę i wyjść na scenę, aby usłyszeć ten obezwładniający krzyk uwielbienia. Wywoływać spazmy oszczędnym ruchem dłoni lub nonszalanckim trąceniem strun. Melduję, że Whiteliesmania stała się faktem.

Mury warszawskiej Stodoły w ostatnich miesiącach nasłuchały się już pisków, krzyków i innych pozawerbalnych oznak aplauzu. Tak ekstatycznej reakcji towarzyszącej wyjściu na scenę chłopaków z White Lies, jednak nie przewidziałem. Nie było wyrywania krzesełek, których w klubie po prostu nie ma, nie widziałem też interwencji służb medycznych, ale wszystko inne... prawie jak na Beatlesach.

Reklama

W ubiegłym roku nowa gwiazda brytyjskiej alternatywy wystąpiła na festiwalu Open'er. Mieli jednak niefart, grając w tym samym czasie, co Faith No More na głównej scenie. Co prawda młodsza część festiwalowej klienteli i tak postawiła na Niewinne Kłamstwa, ale dopiero niedzielny koncert był potwierdzeniem niemal gwiazdorskiego statusu zespołu. To z kolei prowokuje pytanie - co dalej? Jeżeli już po wydaniu pierwszej płyty, dotyka zespół uwielbienie bliskie amokowi, można się zatracić. Na razie debiutanci i zdobywcy szczytu listy najlepiej sprzedających się albumów w Wielkiej Brytanii nie przejawiają gwiazdorskich póz, dekadenckich zachowań i wydają się trzeźwo oceniać przebieg własnej kariery. Ale jak długo to potrwa?

Zimnym prysznicem może stać się najtrudniejsza, bo druga płyta i towarzysząca jej presja ze strony mediów i fanów. Na razie jednak White Lies w najlepsze konsumują owoce sukcesu. Napiszę to wprost - White Lies jest średnim koncertowym zespołem. Na szczęście bronią się dobrymi piosenkami, bo o charyzmie i magnetyzmie choćby Editorsów mogą na razie pomarzyć.

Harry McVeigh nie szarżuje wokalnie, nie brzmi tak dojrzale i przekonująco jak w wersji studyjnej, ale trzeba przyznać, że nie przydarzają mu się dyskwalifikujące go fałsze. Z utworu na utwór jego głos brzmiał coraz pewniej i jestem niemal pewien, że jego rozwój, jako kompozytora i performera może stać się siłą napędową zespołu w przyszłości. Trzeba też docenić szczere zaangażowanie czterech Anglików (na scenie wspomaga ich klawiszowiec Tommy Bowen) w to, co robią. To zaangażowanie czasami bywa większe niż realne możliwości, co dość zabawnie obrazował widok basisty z przejęciem wpatrującego się w struny swojego instrumentu. Ale jest w tym żar, jest w tym pasja, jest takie dość niewinne zmanierowanie i chyba te czynniki przesądzają o tym, że ludzie wierzą w smutne piosenki White Lies, które niczym nowym, w kontekście twórczości Joy Division czy ich starszych kolegów z Interpol czy Editors, przecież nie są.

Koncert punktualnie o 21 rozpoczął jeden z największych przebojów grupy "Farewell To The Fairground". Chóralne śpiewy tłumnie zgromadzonej publiczności określiły atmosferę koncertu już do końca. Jako drugi zabrzmiał mocny "Taxidermy", który nie wiadomo, z jakiego powodu robi tylko za stronę B na singlu "To Lose My Life". Fani nie są jednak zbici z tropu, znają na pamięć wersy i tego kawałka. Później, co oczywiste, Brytyjczycy polecieli z całą debiutancką płytą, dorzucając kolejny "niealbumowy" utwór "You Still Love Him" i cover Talking Heads "Heaven" w części bisowej. Niedługi w sumie koncert, zakończył znakomity "Death", który otwiera bestsellerowe "To Lose My Life".

Nie dane mi było widzieć, z jakimi reakcjami White Lies spotykają się w Zachodniej Europie czy rodzimej Anglii, ale u nas są już niemal bogami. To utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że Polacy kochają smutnych chłopców z gitarami, grających smutne piosenki o śmierci i miłości. Kiedy wychodziłem z klubu, dwie na oko 18-letnie dziewczyny dzwoniły do koleżanki, która nie dostała biletu. "Było bosko, magicznie, a Harry chyba na mnie patrzył...". I nie chodziło bynajmniej o Harry'ego Pottera.

Łukasz Dunaj, Warszawa

Czytaj także:

Już to gdzieś słyszałem! - nasza recenzja płyty "To Lose My Life"

Zobacz teledyski White Lies na stronach INTERIA.PL.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: White Lies | chłopcze | smutna | koncert
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy