Reklama

Gdy U2 byli jeszcze chłopcami

"Są pełni determinacji i poświęcenia, i tak bardzo pragną dotrzeć do słuchaczy, że czasami pędzą do przodu zbyt szybko, od czasu do czasu się przy tym potykając" - tak w marcu 1980 roku dziennikarz brytyjskiego magazynu "NME" charakteryzował poczynania wówczas jeszcze żółtodziobów z U2.

Kilka miesięcy później - 20 października 1980 roku, czyli dokładnie 30 lat temu - irlandzki kwartet niewinnym albumem "Boy" rozpoczął długodystansowy pęd "do słuchaczy", który zaowocował statusem największego zespołu rockowego na świecie.

"Boy", choć już dawno temu zyskał status "klasyka", to jednak w dyskografii U2 bezsprzecznie zajmuje miejsce w skromnym drugim szeregu, za takimi kolosami, jak "War", "Joshua Tree" czy "Achtung Baby". Zresztą 30 lat temu członkowie U2 - Bono, The Edge, Larry Mullen jr. i Adam Clayton - mieli większe problemy na głowie, niż zastanawianie się, w ilu milionach egzemplarzy będą sprzedawały się ich płyty.

Reklama

Przebywający w marcu 1980 roku w Londynie U2 byli bez grosza przy duszy i desperacko zastanawiali się, w jaki sposób wrócić do rodzimej Irlandii. Pomocną rękę wyciągnęła do zespołu wytwórnia Island Records, której łowcy talentów od dłuższego czasu mieli na oku czterech młodych Irlandczyków. Firma zaoferowała zespołowi kontrakt, który w powyższych okolicznościach U2 przyjęli jako błogosławieństwo.

W damskiej toalecie

"Nie mieliśmy pieniędzy, byliśmy zupełnie spłukani, więc z wielką ulgą przyjęliśmy fakt, że otrzymamy pieniądze na powrót do domu" - tak Bono w rozgłośni BBC Radio 1 wspominał po latach ten czas.

Nie oznacza to, że U2 pazernie rzucili się na podstawiony im pod nosy kontrakt. Wręcz przeciwnie, zespół odrzucił wcześniej awanse Island Records, twardo dyktując koncernowi swoje warunki, które - jak ujawnił wokalista grupy - sygnowano w "damskiej toalecie londyńskiego klubu Lyceum Theathre". Czterej Irlandczycy, po wyjściu z łazienki z symbolem koła na drzwiach, byli gotowi na podbicie świata. A przede wszystkim na nagranie debiutanckiej płyty.

Zobacz U2 wykonujących debiutancki singel "Out Of Control":

Pierwszym wydawnictwem w barwach Island Records był singel "11 O'Clock Tick Tock", za którego produkcję odpowiedzialny był Martin Hannett, słynny twórca niesamowitego brzmienia albumów Joy Division. Producent miał również zająć się drugą płytką U2, a później pełnowymiarowym debiutem Irlandczyków. Niestety, Hannett był tak zdruzgotany samobójczą śmiercią Iana Curtisa z Joy Division w maju 1980 roku, że nie był w stanie pracować z U2. Zespół zdecydował się postawić na Steve'a Lillywhite'a, osobnika o równie otwartym umyśle jak Hannett, jednak w mniejszym stopniu odciskającym piętno własnej produkcji na brzmieniu artystów.

Lillywhite mógł również pochwalić się znaczącymi osiągnięciami, bo na koncie miał współpracę z nowofalowymi formacjami Siouxie And The Banshees czy Penetration (faworyci Bono), ale przede wszystkim w 1980 roku był świeżo po produkcji trzeciego solowego albumu Petera Gabriela, który - podobnie jak pierwszy album Joy Division - wyznaczył brzmieniowe trendy tamtej dekady.

Zobacz U2 wykonujących "11 O'Clock Tick Tock":

W U2 każdy miał rolę do spełnienia

Jeżeli już jesteśmy przy brzmieniu, to na "Boy" zespół - jak na debiutantów - znacząco i wyraziście zaakcentował znaki charakterystyczne muzyki U2. Prym wiodła mocna i konkretna perkusja Larry'ego Mullena jr, wówczas najbardziej zaawansowanego technicznie członka formacji, co poniekąd tłumaczy jego dominującą wówczas rolę. Drugi element składowy sekcji rytmicznej, bas Adama Claytona, ze względu na ambicje młodego muzyka, wcale nie chciał stanowić fundamentu dla piosenek U2. Dzięki fantazji basisty miejsce w dźwiękowej strukturze U2 musiał odnaleźć The Edge. "Adam jest ekstrawagancki i nie jest zainteresowany skupieniem się na dolnym rejestrze. Jednak żeby nadać grupie oryginalne brzmienie i ja musiałem trzymać się z daleka od dolnych rejestrów gitary" - tak komentował, zmuszony przez kolegę do wysiłku, gitarzysta U2.

Esencję wczesnego brzmienia U2 znakomicie wyłapali Dave Bowler i Bryan Dray, autorzy biografii zespołu zatytułowanej "Sprzysiężenie na rzecz nadziei". "Larry ze swoją zrównoważoną grą na perkusji utrzymywał zespół w ryzach i zostawiał Adamowi dość swobody, by ten mógł rozwijać melodyjne partie basu, w których był najlepszy. Te zaś były pełne inwencji, od czasu do czasu zdradzały tylko pewne wahania. Kontrast osobowości - ekstrawagancja Adama i temperowana nieco przyziemnym stylem Larry'ego - stanowiły doskonały punkt wyjścia dla The Edge'a. Choć U2 byli grupą składającą się z czterech członków, z których każdy miał ważną rolę do spełnienia, w nagraniach swoistym środkiem ciężkości był The Edge. Innym słowem był on wokalistą, który nie śpiewał, a jego wokalem była gitara. Potrafił budować nastrój równie doskonale, jak teksty Bono".

A o czym traktowały kompozycje wokalisty? Oddajmy głos samemu frontmanowi grupy. "Piszę najczęściej o sprawach, które mnie obchodzą. A moim zdaniem wielu twórców porusza sprawy, które chcieliby, aby ich obchodziły" - zadziornie tłumaczył młody Bono w rozmowie z dziennikarzem irlandzkiego pisma muzycznego "Hot Press".

Album "Boy" odzwierciedla problemy, z jakimi zmagają się wszyscy chłopcy, którzy przekraczają próg 20 lat: dylematy świata dorosłych ("The Ocean"), tęsknota za pozbawionym stresów dzieciństwem("Twilight"), wreszcie buzującą seksualność ("An Cat Dubh"). Sztandarowa kompozycja z "Boy", czyli słynne "I Will Follow", wyrywa się z młodzieńczego kanonu i opowiada o bezwarunkowej miłości matki do dziecka. Utwór jest hołdem Bono dla mamy, która zmarła, gdy miał on 14 lat.

Zobacz klip U2 do "I Will Follow":

Chłopięca niewinność

Interesująca historia wiąże się z okładką albumu, która przedstawia zdjęcie Petera Rowana, brata Dereka 'Guggiego' Rowana z gotyckiej formacji Virgin Prunes. Twarz chłopaka jest doskonale znana fanom U2, ponieważ Peter pojawił się również na okładkach albumów "War", "The Best of 1980-1990", "Early Demos" i wczesnego singla "Three". Choć okładka "Boy" aż uderza chłopięcą niewinnością, to jednak w obawie przed ortodoksyjną amerykańską cenzurą, płyta na tamtejszy rynek ukazała się z grafiką przedstawiającą zespół. Dlaczego? Decydenci z wytwórni płytowej stwierdzili, że zdjęcie rozebranego od pasa w górę chłopca może zostać odebrane w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie jako... pedofilskie!

A jak krytycy przyjęli "Boy" w 1981 roku, zanim jeszcze album dojrzał jak szlachetne wino i zyskał status albumu klasycznego i epokowego? Ciepło. Oddajmy ponownie głos autorom "Sprzysiężenia na rzecz nadziei": "Reakcja krytyków na album była bardzo przychylna. Autorzy recenzji podkreślali optymizm 'Boy', zapalczywość płyty i jej niewątpliwie świeże emocje, wypływające z pierwszego poważniejszego kontaktu ze światem. Źródłem większości pochwał była delikatność i bezbronność kryjąca się w śpiewie Bono, które jednak były efektem zamierzonym, jak i wynikiem jego niepokoju związanego z pracą w studio". Debiut U2 docenił także prestiżowy magazyn "Rolling Stone", umieszczając płytę na liście 500 najlepszych płyt wszech czasów.

Zobacz U2 wykonujących "A Day Without Me":

Dziś, po 30 latach, ponad 170 milionach sprzedanych płyt, kilkunastu światowych trasach koncertowych, statusie największego zespołu, którego wokalista jest najbardziej wpływowym w świecie polityki muzykiem w historii ludzkości, aż nieprawdopodobnym wydaje się, że U2 ze stalową konsekwencją przetrwali w tym samym składzie trzy, przyprawiające o zawroty głowy, dekady w bezwzględnym show-biznesie.

"Boy" jest nie tylko małym arcydziełem, ale też uroczą pocztówką z epoki, dokumentującą czasy, gdy U2 odbywali próby w kuchni Larry'ego Mullera jr., Adam Clayton nosił blond afro, The Edge dopiero kształtował swój specyficzny styl gry, a Bono buchał nastoletnią naiwnością. Spektakularna podróż U2 na szczyt zaczęła bardzo kameralnie i frapująco, ale od początku zespół nie pozostawiał wątpliwości, że jest skazany na format stadionowy.

Artur Wróblewski

Zobacz teledyski U2 na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: chłopcze | Bono | U2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama