Reklama

Diabeł i szaleniec zawitał do Polski

Niepokorny, niebezpieczny i tajemniczy Tricky czwartkowym koncertem w Warszawie (Palladium) rozpoczął trasę koncertową po Polsce. Artysta wystąpi również w Krakowie (piątek, Fabryka) i Wrocławiu (niedziela, Kultowa). Na koncertach usłyszmy nie tylko triphopowe klasyki, ale również kompozycje z dobrze przyjętej płyty "Mixed Race". Płyty, za sprawą której Brytyjczyk odzyskał artystyczną wiarygodność.

"Mówili o mnie, że jestem diabłem i szaleńcem. A przecież nie można określać mnie mianem złego tylko z tego powodu, że moja muzyka jest mroczniejsza od standardowej piosenki w radio" - bronił się Tricky przed szufladkowaniem i koloryzowaniem jego muzyki. Kłopot w tym, że media od zawsze koloryzowały artystę - wbrew jego woli - w najmroczniejszych barwach. Potrzeba było ponad dekady zapomnienia, a później dwóch udanych albumów, by Tricky znów mógł przybić "piątkę" ze światem.

Piłowanie gałęzi

Po latach błądzenia, niepokorny Tricky pogodził się na tyle ze światem, że wreszcie zaczął - przynajmniej częściowo - akceptować zasady panujące w show-biznesie. A przecież cała jego kariera, zwłaszcza od czasu wydania genialnego albumu "Maxinquaye" w 1995 roku, wyglądała jak piłowanie gałęzi, na której siedział. Gałąź znajdowała się bardzo wysoko, bo przecież solowy debiut Adriana Thawsa (tak naprawdę nazywa się Tricky) wywindował artystę do rangi nie tylko wybitnego eksperymentatora, ale także nowego wieszcza pokoleniowego. 27-letni wówczas wokalista, który wychowywał się w getcie w Bristolu i zarabiał na życie jako kieszonkowiec, albo nie był gotowy na koronację, albo po prostu korony sobie nie życzył.

Reklama

Pewnych rzeczy nie dało się już zmienić, więc Tricky postanowił odwrócić się od swoich fanów i wytoczył wojnę dziennikarzom. Jego muzyka stała się jeszcze trudniejsza (choć na wydanych po debiucie płytach "Nearly God" i "Pre-Millenium Tension" wciąż bliska perfekcji), a kontakty z mediami prowadzone były w atmosferze wrogości.

Tricky zagęszcza atmosferę za sprawą "Hell Is Around the Corner":


Miał być wściekły

Tricky winił za taki stan rzeczy wścibskie i nierzetelne media. Najgłośniejszy skandal miał miejsce po publikacji w "The Face". Magazyn, który początkowo pisał o artyście w samych superlatywach, w jednym z tekstów zaatakował Tricky'ego twierdząc, że jego partnerka - wówczas w życiu prywatnym, jak i zawodowym - Martina Topley-Bird, sama wychowuje ich dziecko. Jednak nie tylko "The Face" znalazł się na cenzurowanym. Osaczony Tricky zarzucał wyspiarskim mediom, że chcą wykreować go na zbuntowanego, agresywnego, czarnoskórego gwiazdora. Irytowały go jednocześnie prośby fotografów, by pozował na wściekłego człowieka z getta.

Uciekając od gniewnego wizerunku, zachowywał się właśnie w taki sposób, w jaki media chciały go ukazywać. Wreszcie, nie mogąc wygrać tej wojny, Tricky po prostu schował się w Ameryce. Swoje zrobiły również i krytyczne recenzje albumów artysty, które - to przyzna nawet najbardziej zagorzały fan Bristolczyka - od czasu "Pre-Millenium Tension" zasługiwały w porywach jedynie na notę dopuszczającą. Nasz bohater zaszył się na kilka lat w kryjówce i nie wyściubiał z niej swojego wielokrotnie połamanego nosa.

Tricky, "samotna matka" i Terry Hall z legendarnych The Specials w "Poems":


Ludzie nie chcieli Tricky'ego

"Kilka lat temu przestałem robić cokolwiek. Po prostu przestałem. Nie widziałem sensu tworzenia muzyki czy czegokolwiek innego. Nie czułem się z niczym związany, nie chciałem się w nic angażować. Wydawało mi się, że żyję w nie tych czasach co trzeba. Oglądałem MTV i dotarło do mnie, że to nie jest to, co pragnę oglądać. Dotarło też do mnie, że to jest to, co ludzie chcą oglądać. Ludzie nie chcieli Tricky'ego" - wspominał w telewizyjnym dokumencie ten zagubiony w czasie okres swego życia.

Co zatem spowodowało, że jednak Tricky ponownie wypełzał na powierzchnię? "Zrozumiałem, że oprócz mnie jest też grupa ludzi, która nie zgadza się na dyktat takich stacji, jak MTV" - tłumaczył proces, który zajął mu całe 5 lat, bo tyle dzieliło wydany w 2003 roku rozczarowujący "Vulnerable" od na wpół tryumfalnego powrotu z zaświatów w postaci ziomalsko zatytułowanego "Knowle West Boy" (Knowle West to dzielnica Bristolu, w której dorastał).

Tricky zaprasza na dzielnicę:


"To jestem ja"

Wydany pod koniec września tego roku "Mixed Race" kontynuuje nowy ciąg dobrych, choć już nie wybitnych jak to było w drugiej połowie lat 90., albumów. Zresztą sam artysta potrafił być krytyczne wobec własnych dokonań - ponownie nie zgadzając się z recenzentami, choć tym razem zupełnie w innym kierunku. "'Knowle West Boy' nie był wielkim albumem. Między innymi był zbyt grzeczny. Wtedy chciałem przypomnieć ludziom, że wciąż istnieję. 'Mixed Race' to jest mój prawdziwy powrót. To jestem ja" - zaznaczył w wywiadzie udzielonym brytyjskiej gazecie "Telegraph".

Jeżeli rzeczywiście dziewiąty studyjny album Tricky'ego prezentuje osobowość artysty, to chcąc nie chcąc Bristolczyk sam przyznał się do wieloletniego artystycznego błądzenia, zakończonego wizytą w ślepej uliczce. 'Mixed Race' to album, którego siłą jest przywoływanie najmocniejszych stron Tricky'ego, znanych z pierwszych trzech płyt artysty i jego dokonań z Massive Attack. Płyt buzujących mrokiem i niebezpieczeństwem, a jednocześnie takich, które są przyswajalne nawet dla mnie wyrobionych słuchaczy. Nie bójmy użyć się tego słowa: przebojowych.

Przebojowe i gangsterskie "Murder Weapon":


Twardziel nie musi być twardzielem

Tricky spiłował wreszcie wyrosłe ponad miarę pazury. Dzięki temu stał się przystępny dla świata i tym samym byłych współpracowników. Weźmy na przykład potwierdzone przez członków Massive Attack, jak i samego Tricky'ego, rozmowy o ponownym nawiązaniu współpracy. "Jeszcze rok temu odmówiłbym, ale podoba mi się, jak wielkie oczekiwania są związane z tym albumem. To nie będzie łatwy kawałek chleba. Będziemy musieli nagrać coś naprawdę wyjątkowego. To jest wyzwanie" - przyznał na oficjalnej stronie internetowej.

Znajdziemy tam również inne zaskakujące wyznanie, w którym artysta tłumaczy przeprowadzkę z Ameryki do Paryża. "Moja córka dorasta, Los Angeles jest zbyt daleko, a ja chciałem być przy niej. Dlatego musiałem się przeprowadzić" - przyznaje, składając ukłon wszystkim, którzy kwestionowali jego ojcowskie zaangażowanie.

Choć powyższe wypowiedzi nadają się niemal dla kolorowego tygodnika dla gospodyń domowych, to jednak chłopak z Knowle West wciąż ma w sobie niemożliwą do skruszenia dawkę buntu. "Wolałbym wyskoczyć gdzieś ze sprzątaczem, niż z jakimś celebrytą" - twardo zaznacza, przywołując jednocześnie pochodzenie. "Nowy album jest mocno osadzony w getcie. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę pozować na złego chłopca, ale wiele doświadczyłem i widziałem. Trzy osoby z mojej rodziny zostały zamordowane. Dwie zadźgano nożem, jedną zastrzelono. Przeszedłem przez to, ale nie muszę zachowywać się jak twardziel. Wiem doskonale, kim jestem" - podkreśla niezaprzeczalnie jeden z największych twardzieli i indywidualistów we współczesnym show-biznesie.

Artur Wróblewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: diabeł | Adrian Thaws | Tricky | koncerty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy