Reklama

Deszcz kontra muzyka

Dzięki kilku fantastycznym występom uczestnicy festiwalu Roskilde mogli zapomnieć o nieustannie padającym w czwartek deszczu...

Wszystko zaczęło się od dwóch bardzo interesujących koncertów. O 18. w Arenie rozpoczął się występ pochodzącej z Montrealu formacji Arcade Fire. W tym samym czasie festiwal w Astorii inaugurował Jens Lekman. Pewnie nie tylko niżej podpisany żałował, że organizatorzy nie dali szansy obejrzeć obu tych koncertów...

Kierowana przez urodzonego w Teksasie Wina Butlera kanadyjska formacja to ewenement na rynku muzycznym. Septet kompletnie ignoruje zasady show biznesu, uparcie nie nagrywając na przykład teledysków czy często ignorując prośby o wywiad.

Reklama

Taka postawa nie przeszkodziła Arcade Fire zostać uznanym za "najgorętszy zespół 2007 roku" przez opiniotwórczy, i zazwyczaj bezlitosny w krytyce, brytyjski magazyn "Q".

Butler, jego urocza małżonka Régine Chassagne i spółka mają jednak inne niż "biznesowa potulność" argumenty w ręku: świetny debiut "Funeral" (2004), nie gorszą drugą płytę "Neon Bible" i opinię koncertowej rewelacji.

Tą ostatnią potwierdzili zresztą w 200 procentach w Roskilde. Zacznijmy od scenografii: Arcade Fire zwracają dużą uwagę na wystrój sceny, dzięki czemu widzowie z namiotu Arena "przenieśli się" do wnętrza zabytkowego kościoła. Krwistoczerwone zasłony, kościelne organy, pojawiająca się na owalnych ekranach tytułowa "Neonowa Biblia", no i stroje muzyków, wyjęte żywcem z końca XIX wieku.

Oprawa wizualna to tylko jeden z elementów koncertowej układanki Arcade Fire. Bo najważniejsza jest muzyka i żywiołowa ekspresja artystów. A ta jest ogromna - momentami wydawało się, że dla członków zespołu zabraknie miejsca na scenie, a katastrofie (czytaj: spadnięciu z desek Areny) zapobiegał tylko... koniec piosenki.

Nad wszystkim władczo czuwał postawny Win Butler, który konwersował z publicznością ("Zapomnijcie o tym g**nie na zewnątrz, najważniejsi jesteście wy!" - to o ulewie oczywiście), zapowiadał piosenki ("To dla tych którzy nie zmieścili się do namiotu i stoją pod parasolkami" rzucił przed "Black Mirror") i przepraszał za odwołany kilka miesięcy temu koncert w Kopenhadze ("W życiu nie byłem tak chory...").

Dzięki świetnemu koncertowi Arcade Fire Roskilde 2007 zostało zainaugurowane w wielkim stylu.

Mimo, że widziałem ich kilka dni wcześniej na Open'erze w Gdyni, postanowiłem nie odpuszczać występu LCD Soundsystem. I miałem rację - James Murphy wraz z muzykami towarzyszącymi po raz kolejny pokazali, że są obecnie jednym z najlepszych koncertowych zespołów na świecie.

Sam Murphy to zaprzeczenie electropunkowej gwiazdy. Skromny ubiór, zwyczajna fryzura, twarz sprzedawcy w twoim osiedlowym sklepiku z pieczywem, zero gwiazdorskich zachowań... Skromność, skromność i jeszcze raz skromność, cecha coraz szybciej zanikająca w branży muzycznej.

Zresztą wokalista samym ustawieniem muzyków na scenie chciał chyba pokazać, że rola lidera grupy mu średnio pasuje - instrumentaliści byli ciasno skupieni w centrum estrady - tak by każdy z nich był frontmanem - tuż przy samej publiczności. Publiczności, która euforią, zwłaszcza podczas przeboju "Daft Punk Is Playing In My House", reagowała na każdy utwór LCD Soundsystem.

W połowi występu Nowojorczyków postanowiłem sprawdzić jak na scenie głównej w strugach deszczu radzą sobie The Killers. Wokalista Brandon Flowers to zaprzeczenie wspomnianego Murphy'ego. Zresztą The Killers stawiają na przerysowany image. Tym razem lider grupy z Las Vegas zaprezentował się w złotej marynarce, złotej koszuli z mankietami wyłożonymi świecidełkami i także złotych kowbojkach. Nie mogłem uciec od myśli, że "Zabójcy" to taki zespół z kreskówki dla dzieci...

Ale publiczność kocha piosenki The Killers i kocha Flowersa. W ulewie, w błocie czasami sięgającego do kolan, kilkadziesiąt tysięcy ludzi śpiewało z Brandonem "When You Were Young", "Read My Mind", "Bones" czy entuzjastycznie przyjęty "Mr. Brightside", chyba największy przebój zespołu.

Z powodu koncertu The Killers przepadł mi niestety występ Matmos, ale nie byłoby tego złego... Przypadkowo trafiłem na duńską formację Speaker Bite Me. Przepytałem stojącego obok mnie Duńczyka w temacie zespołu i usłyszałem, że to jedna z alternatywnych legend tego kraju. Zespół po 6 latach milczenia powrócił niedawno albumem "Action Painting", który ponoć ma szansę stać się płytą 2007 roku w Danii.

Słuchając koncertu grupy stwierdziłem, że rzeczywiście jest na to szansa. Czerpiąc z noise'owej tradycji Sonic Youth i popowej strony Blonde Redhead, Speaker Bite Me dodają do swoich kompozycji triphopowej momentami transowości. A nutkę abstrakcji zapewniał dwuosobowy chórek ubrany w obcisłe czerwone getry, złote kurtki i przedziwne czapki w kształcie gwiazdy.

Roskilde to różnorodność. Z krainy nowoczesnego gitarowego noise'u, przeniosłem się do lat 70. poprzedniego stulecia. Nostalgia 77 Octet to jazzowo-funkowy projekt. Coś jakby pomieszanie Milesa Davisa z okresu fusion z Jamesem Brownem. Poderwanie ludzi do tańca oktetowi zajęło dokładnie 2,5 kompozycji. No ale wiadomo, że na funk - wzmocniony czteroosobową sekcją dętą - chyba nie ma opornych...

W tym samym czasie na scenie głównej swój "kosmiczny" show rozpoczęła Bjork. Widziałem koncert islandzkiej artystki w Gdyni, deszcz nie dawał za wygraną, dlatego postanowiłem uciec do namiotu Astorii, gdzie tempo podkręcali Mastodon. I o ile nie jestem fanem ostrych brzmień, to koncert Amerykanów bardzo mnie wciągnął.

Kwartet grał bardzo głośno i bardzo hałaśliwie, dosłownie na granicy selektywności, która na szczęście nie została przekroczono, co świadczy o klasie Mastodon.

Dodam, że dwaj gitarzyści po prawie każdym utworze zmieniali instrumenty. Domyślam się, że gitary przekazywane technicznym były po prostu rozstrojone, a cała operacja nie służyła szpanowaniu kolekcją Gibsonów Les Pauli, Flying V, czy Fenderów Stratocasterów i Telecasterów. Kolekcją trzeba powiedzieć imponującą...

W piątek festiwalowiczów czekają kolejne muzyczne emocje. Niestety nie zapewni ich brytyjskie objawienie sceny pop 2007 roku - Mika, który w ostatniej chwili z powodu choroby odwołał koncert.

Wystąpią za to między innymi Mando Diao, The Sounds, My Chemical Romance, Beastie Boys, The Klaxons, Queens Of The Stone Age, Peter Bjorn And John, a o 2. w nocy The Brian Jonestown Massacre, najbardziej tajemniczy zespół na świecie.

Co ważne, Roskilde dzisiaj jak na razie oszczędza deszcz. Od rana nie pada i miejmy nadzieję, że w piątek niebiosa zlitują się nad przemokniętymi do szpiku festiwalowiczami.

Artur Wróblewski, Roskilde

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: uczestnicy | czwartek | piosenki | koncert | muzyka | deszcz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy